I po raz enty będę pisać ( inni też pisali ), że śJ łapią osoby na tzw zakrętach życiowych.
Będące same, w dołku, mające kłopoty, często zmagających się z ciężkimi chorobami ( sam lub bliskiej osoby), odrzuconych, nierozumianych, szukających akceptacji, bez celu w życiu i bez perspektyw. O niskim poziomie własnej wartości.
Człowiek wpada w te ich tryby i nagle czuje się...ważny, zrozumiany, otoczony wianuszkiem "kochających" ludzi, akceptujących go bezwarunkowo. Wszyscy się uśmiechają, podają rękę, pytają jak się czuje, co słychać....
I taka osoba zaczyna odżywać, czuje się że właśnie takich ludzi potrzebuje do życia jak powietrza.
Że to oni go właśnie rozumieją, oni i tylko oni. Gdy później zaczyna poznawać ich nauki dowiaduje się, dlaczego wcześniej było mu tak źle. Wszystko to przez zły system, popsuty świat i ludzi bez Boga w sercu. Coraz bardziej przekonuje się do tych nauk.
Następnie dochodzi sama śmietanka czyli uzmysłowienie sobie, że jest się...lepszym, mądrzejszym, znającym prawdę będącym wśród ludu wybranego.
I teraz dopiero zaczyna się nabieranie wiatru w skrzydła....
Tylko że ten jeszcze niedawno nierozumiany - nieszczęśliwy człowiek nie wie, że to nic innego jak psychomanipulacja. Granie na emocjach, uczuciach zagubionych ludzi, że to nie ma nic wspólnego z miłością.
To jest tylko znajomość - przygarnięcie na pewnych zasadach, ich zasadach. Póki się przestrzega regulaminu dwóch punktów:
1. Organizacja ma zawsze rację.
2. Gdy wątpisz że ma rację, patrz punkt pierwszy.
Wtedy jest fajnie, gorzej jak człowiek zapragnie zmian..... wtedy się przekona, że u śJ jest tak:
Albo jesteś z nami albo przeciwko nam, innej opcji nie ma.
I znów zostaje sam.....