ja w jednym z okolicznych zborów
spotkałem się z tym, że umniejszano "cudowność" czyjegoś wyzdrowienia...
facet "poznał prawdę" i dokonał zmian w swoim życiu...
facet rzucił alkohol i rzucił papierosy, schudł (nie jakoś "telewizyjnie", np. z 320 kg na 90 kg, ale jednak 35 kg schudł), itd., zaczął normalnie chodzić bez kuli i żyć bez opiekunki, itd. itp.
facet twierdził że "Jehowa go wysłuchał", ale (najkrócej mówiąc) próbowano "przeinterpretować" jego słowa, a całe "wysłuchanie" przez Jehowę zredukować do "słuchania mądrych rad z Biblii i publikacji"
z boku wyglądało to przekomicznie
religijny człowiek mówi: "Bóg mi pomógł", a w zborze (w skrócie oddając sens) odpowiadają: "g... prawda, sam sobie pomogłeś!"
krótko po tej przemianie, mężczyzna poznał kobietę i zaręczył się. Wyrażał na prawo i lewo swoje zadowolenie, że zaczyna mu układać się także w życiu osobistym (a był już po 30-stce, więc "najwyższy czas" na znalezienie żony).
tutaj też "zbór wiedział lepiej"
po pierwsze, twoja kobieta żadne cudo, ot, jedna z wielu desperatek po 30-stce, jakich w zborach nie brakuje
po drugie, uroda twojej kobiety taka sobie, przeciętna, żaden powód do zachwytów
po trzecie, to żadna miłość, ale "alarm biologiczny" i brak lepszych kandydatów
po czwarte, "słaba duchowo", ale może być, bo ochrzczona
po piąte, ciesz się, ale "nie obnoś się z tym tak mocno"
itd. itp.