Modlitwa za kogoś pokazuje, że mi na tej osobie zależy.
Nie tylko. Może też pokazywać, że tej osoby nie akceptujesz. Boisz się, że spotka cię to samo, więc tłumaczysz sobie jej sytuację jako skutek domniemanego ciężkiego grzechu z przeszłości; twoje są przeciętne więc jesteś bezpieczna. Jeśli modlitwy nie działają, to przecież nie może być, że kościół się myli i te wszystkie modły jak krew w piach, widać tamta osoba jest tak grzeszna i zła, że nie warta łaski. Bo gdyby łaski wartą była to albo wypadek by nie nastąpił albo po nim nastąpiłoby uzdrowienie.
Innymi słowy - brat na wózku to od tego momentu złe towarzystwo póki nie będzie cudu przywracającego go do normy. A cudów nie było i nie ma.
Dlatego jednak tu mam szacunek do jehowych za ich materialistyczne podejście do świata, dzięki temu udaje im się uniknąć podobnych patologii i stygmatyzowania ofiar, akceptują to że częścią życia jest choroba, starość, śmierć, wypadek, niesprawiedliwość, które rozwiąże dopiero królestwo boże. Niby jak ci się wiedzie, to wiadomo że jehowa błogosławi, ale jeśli ci się nie wiedzie to taki jest szatański świat, a nie jehowa się na ciebie uwziął i pokutuj, bo inaczej miałbyś karierę, kasę i zdrowie sprintera.
Przy tym jakie roszczenia względem własnego rzekomego sprawstwa oraz względem boga potrafią wysuwać na tym świecie inne kościoły protestanckie, to w wykonaniu ŚJ mamy pod tym względem do czynienia nieomalże ze świeckim racjonalizmem. Lecz się, wykorzystaj prawie wszystko co ma ci do zaoferowania współczesna nauka, pracuj i zarabiaj, a na cuda, błogosławieństwa i sprawiedliwy świat licz po armagedonie.