Bylam dzieckiem kiedy ona się do jehowych "zapisała",
i powiem wam że jej zachowanie poniżej pasa było głównym powodem że ja odeszłam.
Takich pożal się Boże
... "caryc świadkowskich" ... jak Twoja matka, niestety ta organizacja w zborach nosi mnóstwo.
Takich "ala" gwiazd zborowych, co to chcą uchodzić za jedyny słuszny autorytet z powodu wieku.
W moim zborze, takich było kilka na swoich stalowych stanowiskach, a o niektórych, to już można mówić w czasie przeszłym.
Co to ostateczne osądy wygłaszały do starszych zboru, do nadzorców, których zagarniały na kwaterę do siebie, albo w gości.
Nie były to ciepłe, miłe, sympatyczne kobiety.
Czuć było na każdym kroku, że czują się lepsze i na wszystkich patrzyły z góry.
Zrażały do siebie swoją zarozumiałością, pyszną postawą wobec dużo młodszych członków zboru.
Czy to duchowo, czy to fizycznie, przykre to było bardzo.
Uzurpowały sobie wszelkie prawo do pouczania młodych sióstr, korygowania i nie byłoby w tym nic złego, gdyby robiły to jakoś dyskretnie, delikatnie.
Po matczynemu, jak własne dzieci, tkliwie, rozsądnie, bez publiczności niepotrzebnej.
Z jakąś wyrozumiałością dla braku doświadczenia czy mądrości życiowej dużo młodsze od nich osoby, ale nie...
Bardzo często robiły to bez żadnego taktu i żadnych hamulców w sposób poniżający, zawstydzający, żenujący.
Jak to nazwałaś
... poniżej pasa ... czyli od razu prawie że nokaut
Nigdy mi się to nie podobało.
Lubiły podkreślać swoje "ala" osiągnięcia w teokracji.
Ileż to one ludzi nie przyprowadziły do organizacji itp dyrdymały.
Tylko jak z taką matroną raz wyszło się do służby na teren, to po jednym takim razie, miało się kogoś takiego dość.
Zero szacunku dla ludzi ze świata, kpiarska krytyka, że ktoś nie zna Biblii, jakby same nie pamiętały, że były równie takimi samymi laikami.
Naśmiewanie się z papieża, podobnie jak u Ciebie, to stały temat do podśmiewania się.
Podobnie, bardzo często ze swoich sąsiadów, katolików do których w służbie to się uśmiechały, a poza służbą ...
Gdyby taki sąsiad wiedział, co się o nim mówi w kuluarach, to następnym razem przywitałby lewym sierpowym.
Jako osoba wchodząca do śj, taka zupełnie nie spokrewniona z kimkolwiek w zborze, jak tam już jakiś czas byłam.
To trudno było mi pojąć tę prześmiewczą postawę wobec ludzi, do których wyruszali ze "Słowem Bożym".
Miałam zupełnie inny obraz tego, jak należy traktować ludzi wszelkiej maści i pokroju.
Unikałam towarzystwa takich matron, wolałam umawiać się do służby z pionierami i młodszymi głosicielami.
I podobnie jak u Ciebie, było to pole, które zapalało mi wiele czerwonych żarówek.
Ale długi czas tłumaczyłam sobie, że to proste wiejskie kobiety, bez większego wykształcenia, oderwane od pługa, to może dlatego tak się dzieje.
No takie było moje pełne miłosierdzia usprawiedliwienie dla nich na tamtą chwilę.
Ale te nietakty, wręcz chamskie wścibianie się w czyjeś życie, przekroczyło swoje granice.
I przestałam mieć jakiś bliski kontakt z tymi "wiejskimi matronami", co się uważały za nie wiadomo kogo.
Zawsze je porównywałam do swojej katolickiej matki, która o niebo ich przerastała w wielu sprawach.
I zawsze mnie to zastanawiało, jak to jest, że moja matka nie jest świadkiem Jehowy, a potrafi być zwyczajnie dobrym człowiekiem.
Nie wspomnę już o emocjonalnych krzywdach wyrządzonym wielu osobom przez te zborowe matrony.
Ich plotami, ich donosicielstwem do nadzorców, którzy potem na wizytach odpowiednio ustawiali się do wizytujących osób.
A już zupełnie zmienił się mój stosunek do nich, kiedy sobie poczytałam trochę książek psychologicznych.
Gdzie wiele spraw nazywa się po prostu po imieniu.
Po prostu szkoda słów.
O jednej tylko takiej starszej osobie nie mogłabym powiedzieć złego słowa z tego grona, o jednej, jedynej, na tyle ich tam obecnych.
Ale to była osoba, która starała się być naprawdę sprawiedliwa i uczciwa wobec drugiego człowieka.
I sama dociekała prawdy, wręcz jej szukała jak ze świecą, zanim osądziła kogokolwiek.
Nawet jeśli wcześniej coś niechlubnego usłyszała.
Taki naprawdę prawdziwy człowiek
Z prawdziwymi uczuciami.
Z krwi i kości i ducha.
Tego dobrego ducha.