Patrząc na moją rodzinę nabrałem wątpliwości czy świadkizm pomaga w sytuacjach kryzysowych. To jest w cholerę mroczne wyznanie, cały czas podgrzewają atmosferę, przygotowują cię na mega kryzys i posypanie wszystkiego. Nie potrafisz oddzielić spraw ważnych od mniej ważnych, bo wszystko może stać się pretekstem do wielkiego ucisku. Katole niby też mają wiarę w apokalipsę i drugie przyjście Jezusa, ale u nich to teologicznie chyba nawet nie drugi plan, ale trzeci, a religia służy podtrzymaniu stabilności psychicznej poprzez zwracanie się do Jezusa, Maryi, itp. " Boże coś Polskę" - tkwi w tym jakaś idea opieki nad narodem, która może przynieść otuchę.
A świadki tylko analizują kto jest Królem Północy i kiedy wszystko się zawali. Jak masz neurozę, to kryzysy jeszcze ją rozpalą. Bogu nie zależy na utrzymaniu świata w równowadze, tylko rozwaleniu go. Dodatkowo wszyscy politycy są bez wyjątku nieskuteczni, służby nieskuteczne, wszystko co zbudował człowiek było jest i będzie nieskuteczne i nie posłuży niczemu pożytecznemu, a jeśli posłuży, to i tak to co się zbuduje będzie hvjowe w stosunku do tego co zaprowadzi Bóg, więc nie ma się czym podniecać.
W cholerę toksyczna wizja i nie widzę jakiegoś potencjału otuchy w sytuacjach kryzysowych, patrząc na dzień dzisiejszy. Podobno w jakiś sposób to działa, skoro ludzie wciąż w to wierzą, ale na ten moment ja tego nie widzę, ten pozytywny wpływ wydaje mi się zbyt subtelny bym mógł go dostrzec.