Szczepienia w Organizacji były zawsze problemem. Opowiem jak to drzewiej bywało gdy za nie zaszczepienie było można zaliczyć tak bardzo upragnione prześladowanie za bycie Św. J. W latach powojennych tych obowiązkowych szczepień odbywało się często, a ze względu na niski poziom wiedzy tamtej populacji, stosowano przymus w postaci kar pieniężnych. Przy odpowiednim podejściu do „świadkowskiego rozumowania”, taką nie ugiętą postawę można było zaliczyć na pochwałę i uznanie Organizacji. Nie było też naganne jeżeli przebiegły świadek J. Z potrzeby niezastrzępienia wymigał się podstępem.
Tuberkuloza -(tuberculosis )-, to pojęcie było wprawdzie znane, ale raczej w środowisku osób dotkniętych tą chorobą. Dla przeciętnego zjadacza chleba, ta dolegliwość znana była pod nazwą -gruźlica albo pospolicie -suchoty! Dla mnie te wszystkie wyżej wymienione nazwy były dobrze znane.
Mam wrażenie, że tym przydługim wstępem przybliżę problemy jakie dotyczyły ś. J. W latach powojennych ub. Wieku. Wprawdzie nie było w tamtym czasie oficjalnego zakazu poddawania się szczepieniom, ale w środowisku nadzorców w zborach przenikały „zalecenia”, aby się nie poddawać takim zabiegom jako niezgodne z wolą bożą.
W połowie lat pięćdziesiątych ub. Wieku, powróciłem z więzienia, jako, że odsiadywałem wyrok czterech lat. Tam zapoznałem się z chorobami zakaźnymi, szczególnie powszechnie będącej w obiegu – gruźlicą. Przez pomyłkę więziennego lekarza, przypadło mi przebywać ponad miesiąc na oddziale gruźliczym. Tam zapoznałem się bliżej z tym środowiskiem, ale też z pojęciami i żargonem lekarskim, gdzie >tuberkuloza< była w powszechnym obiegu.
Jako młody brat, a już po przejściach, byłem odpowiednim kandydatem na męża. Teściowa była bardzo dumna, że cierpiący w więziennych kazamatach za prawdę jej zięć jest teraz mężem jej córki. Wszystko się układało tym bardziej, że zięć „ugruntowany” w prawdzie, został sługą zboru.
Niestety cierpieć za prawdę można nie tylko w więzieniu, ale również w domowych pieleszach. W powojennym kraju i to pewnie nie tylko w Polsce, walczono z z wieloma chorobami zakaźnymi, a jedynym środkiem zapobiegawczym były szczepienia. Szczepienia te były przymuszane karami administracyjnymi. Szczególnie były to kary pieniężne, ale opornym mógł grozić areszt. Osobiście z młodą małżonką pod moją presją, szczepieniom się poddaliśmy, ale teściowej w ten wybieg nie wtajemniczyliśmy, ponieważ jak nam oświadczyła, bardziej boi się Boga niż ludzi i kary. Ostatecznie kara pieniężna była dla niej już dylematem. Użyła jednak wybiegu. Poszła do lekarza i nieznanym mi sposobem wymusiła od lekarza odpowiedniego wpisu. Lekarz, na recepcie umieścił tylko jeden wpis >tuberkuloza< .Teściowa podała mi to oświadczenie lekarskie, abym się przekonał o jej przebiegłości. Po zapoznaniu się z tym wpisem, oświadczyłem, że lekarz wpisał to co mógł jej wpisać, aby zadość uczynić jej prośbie, a wpis opiewa, że pacjentka jest chora na gruźlicę. Dalszy ciąg to tydzień cichych dni z teściową, bo jakże mogłem tak odczytać diagnozę, gdy tymczasem ona ma tylko chore serce, a to nie to samo co gruźlica.
Jak można zauważyć, z nowego miejsca zarządzania, Ciało Kierownicze lepiej się porozumiewa z Niebiańska Centralą niż to było możliwe z Brooklynu.