Podziwiam was, że w ogóle podejmujecie próbę wskazania drogi, którą powinna pójść ta konkretna polemika. Dla mnie jest to walka z wiatrakami. Dopóki ten człowiek sam nie zrozumie, w czym rzecz, wszelka argumentacja jest zbyteczna - właśnie po to zostały wypracowane te metody racjonalizacji i obudowywania się w tej twierdzy, żeby argumenty zdały się na nic.
Logika jest po naszej stronie. I co z tego? Moja rada - czekać, być blisko i wesprzeć, gdy zobaczy się przebłysk samodzielnego myślenia.
EDIT: W ogóle wydaje mi się, że tytuł tego wątku jest oparty o fałszywe założenia, bowiem Świadek z tytułu niekoniecznie musi mieć "świadomość kłamstw i nadużyć". Człowiek ten może być świadom istnienia pewnych zjawisk, ale nie musi ich interpretować czy rozumieć w określony sposób.
Gdybyśmy sformułowali problem inaczej: "jak odeprzeć argumenty dziewczyny, która ma świadomość kłamstw i nadużyć swojego toksycznego chłopaka". Gdyby chłopak ten pluł jej w twarz - dosłownie - to czy ona musi być tego świadoma? Odnosząc się do mądrości ludowej: plują jej w twarz, a ona mówi, że pada deszcz.
Sama świadomość pewnych faktów nie znaczy nic. Niestety.