No tak...
Wiedza nie jest jednoznaczna z DZIAŁANIEM.
Jak już tu pisał przedmówca - 100% palaczy wie, że palenie powoduje choroby, ale nie zniechęca to ich do palenia.
I zaczynam poważnie się obawiać, że nawet jeśli 100% Świadków dowie się z Internetu / telewizji o przekrętach w organizacji, to duża część z nich i tak zostanie w orgu.
Na przykład dlatego, że nie mają pomysłu na siebie! Że są już tak uwikłani w tę religię (emocjonalnie, materialnie, duchowo itd.), że nie potrafią się z niej wyplątać.
Trochę jak z przemocowym mężem - pije i bije, znęca się nad rodziną... ale żal go zostawić... no bo to w końcu chłop w rodzinie... Co? sama mam zostać?!
Najgorsza jest ta racjonalizacja... Czyli tłumaczenie sobie za wszelką cenę patologii jako coś normalnego... powszechnego...
Złóżmy (kosmiczne założenie), że CK przyznaje się do winy w Strażnicy i jest artykuł o pedofilii. A jednocześnie w nim hasła typu: "niedoskonały człowiek", "wszyscy są omylni", "Bóg przebacza grzechy".
I po takim artykule większość Świadków stwierdzi, że CK jest szlachetne, bo się przyznało do winy... A winę ponosili niedoskonali starsi nadzorujący zbory...
I ludzie zaczną jeszcze współczuć CK!
Zresztą to jest norma - że pedofilów się broni, a ich ofiary się piętnuje (sugerując na przykład, że dziecko samo się pchało pedofilowi na kolana).
Zobaczcie, że w 2017 CK napisało w Strażnicy, że nie jest nieomylne ani natchnione przez Boga.
I jaki efekt? Część - zwłaszcza "odstępców" zwrociła uwagę na ten artykuł i się oburzyła (ja tez się wkurzyłam, że CK wymaga bezwzględnego posłuszeństwa; wyklucza za "odstępstwo", a samo przyznaje, że wymyśla swoje nauki... skoro nad nimi nie ma pieczy Bóg).
Ale większość nawet nie zwróciła uwagi na te słowa! Żyją jak zaczarowani, w letargu.
Uznanie błędu CK równałoby się z tym, że to ja jestem głupkiem, bo im wierzę... mimo, że nie mam ku temu podstaw, bo nie są natchnieni przez Boga.
Nikt z nas nie lubi myśleć o sobie, że jest głupkiem... więc wielu tkwi w bagnie tylko dlatego żeby nie pokazać światu, że kiedyś popełnili błąd, bo uwierzyli w fałsz.
Wielu "odstępców" błędnie zakłada, że jak wygarną rodzinie "kawę na ławę" i pokażą im afery CK, to ta rodzina od razu rzuci swoją religię..
Ależ nie... może być zupełnie odwrotnie... ze rodzina uzna odstępcę za obłąkanego, a sami będą się usprawiedliwiać, że wierzą jednak w najlepszą religię, bo brak jest alternatywy dla zboru ŚJ.
"Odstępca" czuje się sfrustrowany, bo widzi, że nawet dowody nie docierają do umysłu jego rodziny. Rodzina woli mieć klapki na oczach i uszach i nie otwierać ich na nic innego oprócz Strażnicy.
Owszem, są także sytuacje, gdy w końcu Świadek otwiera oczy... ale to długotrwały proces...
Mam jeszcze inne pytanie... jak myślicie... Gdyby od marca zniesiono u Świadków ostracyzm i po odejściu z orga można by było legalnie utrzymywać kontakt ze wszystkimi współwyznawcami... Ile w takiej sytuacji Świadków rzuciłoby papierami i oficjalnie odeszło z orga?!
Ja czasem myślę, że co najmniej połowa, a innym razem myślę, że jeśli ludzie nie mają pomysłu na to GDZIE odejść, to tkwią w bagnie... głównie dlatego, ze to bagienko już znają, a odchodząc z niego musieliby swoje życie w aspekcie religinym i towarzyskim zaczynać od nowa...