Dokładnie tak samo uważam. Dlatego nie należy tego czasu uważać za stracony. Gospodarz jest wprawdzie gościnny, ale niestety pozbawiony rozeznania. On nie chce i jednocześnie chce być ŚJ.
Spotkałem się z nim w zeszłym roku w Krakowie. Opowiada różne ciekawe historie z własnego doświadczenia i obserwacji, ale jak widać po spotkaniu w Zamościu (zresztą nie pierwszy raz), nie wyciągnął właściwych wniosków. Pod szyldem Wyzwolonych usiłował urządzać spotkania quasi-religijne i dobrze, że Gedeon wycofuje swój patronat. Jeszcze tego by brakowało, aby Wyzwolonym została przyklejona etykietka „nowej sekty”. Jak pisałem w innym wątku, mam dość wszelkiej maści doktrynerów, ltórzy muszą głosić kolejną „prawdę” i niestety znajdują wielu tych, którzy niepomni na przeszłość chętnie ich słuchają. Zgadzam się z R2D2 że niektórzy nie są w stanie wyzwolić się z tego zabobonu konieczności zbierania się, śpiewania nabożnych pieśni i modlitw na pokaz. Gratulujję Gedeonie szybkiej i stanowczej reakcji. Myślę, że niebawem w Krakowie urządzimy zjazd, który będzie naprawdę wolny od wszelkiej maści „nawiedzonych". Zaczynam nad tym pracować.
Całkowicie zgadzam się z Tobą Weteranie, gospodarz to zdecydowanie dobry człowiek, bardzo empatyczny ale nie potrafi być asertywny i właśnie to go gubi.
Zaproszeni wczoraj goście, na spotkanie do Zamościa to naprawdę sympatyczni i bardzo uduchowieni ludzie i pewnie gdyby mówili o swoich odczuciach w rozmowie normalnie wszystko by było ok. Problem powstał w tym, że oni nauczali, przekazując sugestywnie swoje prawdy, to już nie odczucia, to jasny przekaz oddziaływania na drugiego. Jest to tak potężny ładunek emocjonalny słuchając tego wzrastał we mnie bunt. Dlaczego ja mam tego wysłuchiwać, słuchając tego, muszę siebie analizować, co zmienić ulepszyć, dostosować. Ja już to zrobiłem, odszedłem z sekty, uwolniłem się od jej wpływu. powiem Wam, że pomimo mojej silnej osobowości i braku motywacji aby tego słuchać miałem problemy z swoją własna akceptacją.
Dlatego takie sekciarskie spotkania są bardzo niebezpieczne, wywołują w słuchającym poczucie winy nakłaniają do refleksji, tylko po co?
Wiem, że są osoby które wyszły z WTS i nie radzą sobie z tego typu przekazem. Dlatego ja osobiście i Stowarzyszenie Wyzwoleni odcinamy się od tego typu spotkań.
Gdy wczoraj może i w sposób mało taktowny przerwałem mowę nawiedzonemu mówcy, zapytał mnie to gdzie pójdziemy......może na piwo? Wiecie co mu odpowiedziałem, że zdecydowanie tak, bo wole wypić piwo z drugim człowiekiem w którym odnajduje przyjaciela jak słuchać nawiedzonych wykładów które niszczą moja osobowość.
Wyprowadzanie ludzi na "pustynie" na czterdziestoletnią wędrówkę, chodzenie wkoło komina i śpiewanie "starej pieśni" to duża odpowiedzialność i najtrudniejsze jest w tym to, że osoby o usposobieniu sekciarskim widzą taka potrzebę ale nie widzą jej skutków to powoduje że nie posiadają w sobie za grosz odpowiedzialności i to jest przerażające.
Odpowiadając na prośby gospodarza w 2013 roku odbyło się pierwsze spotkanie w Zamościu, uzgodniliśmy że te spotkania będą miały charakter towarzyski i tylko dla tego zgodziłem się je zorganizować. Wykonałem wiele tel i fajna grupa po raz pierwszy spotkała się w Zamościu fajnie było się poznać, wypić kawę i zjeść obiad. Ludzie z sobą rozmawiali czasami się posprzeczali i to całkiem miło ( prawda Grzesiu) i tak to miało wyglądać. Potem był pieczony baran, wieści rozchodzą się szybko. Spotkania w Zamościu to smaczny kasek dla doktrynerów, no i się stało. Mówiłem, Gospodarzu nie idź tą drogą ale poszedł. Jego dom i Jego goście nic mi do tego.
Ale jest mi przykro straciłem przyjaciela i fajne do spotkań miejsce.
My wszyscy potrzebujemy siebie a nie ideologi, jeżeli ktoś tego nie potrafi zrozumieć to nadal tkwi w sekcie.