Cześć. Na początku przepraszam za ortografię - nie jestem do tego stworzony ;/. Nie specjalnie lubię pisać i wynaturzac się o sobie i swoim życiu ale ciągle szukam i może uda się mi coś tu znaleźć w tych poszukiwaniach ( napiszę na koniec pogrubione, czego szukam, żeby nie zanudzać nielubiących czytać) Nazwywam się 'Szymon' 'Miś' żeby było przyjemniej
to z tych mniej prawdziwych moich przeżyć.. a z tych już prawdziwych. Jestem w org od ponad 30 lat - ochrzczony w KK i jakieś pare miesięcy później rodzice zostali świadkami. Świadkami bardziej na papierze niż w życiu, ale za co jestem im wdzięczny to, ze zaszczepili mi 'jakąś' wiarę w Boga. Wspominam miło wertowanie z nimi Opowieści Biblijnych - ostatnia książka za pomocą której było prowadzone ze mną studium - może miałem wtedy 5/6 lat. Chodziłem, a czasem nie chodziłem z nimi na zebrania. Nudziłem się. Później wpadłem w hmmm fajne ale nie do końca zdrowe towarzystwo. W wieku 11 lat nauczyłem się pić, bić, kraść i przeklinać. Jeden z gorszyszych haharów na osiedlu. Było fajnie bo miałem szacunek wśród kumpli i młodych sąsiadów na osiedlu i w szkole - nie zaznałem prześladowań w szkole za wiarę, co nie jest specjalny powodem do dumy. Opinie miałem ogólnie nie ciekawą, mimo że na zebraniach starsze ciocie och i ach ale ten wasz syn jest miły i tak ladnie odpowiada. Myslę że ta droga byla trochę podyktowana brakiem zainteresowania w zborze i malą ilością rówieśników - po za jedną śliczną rówieśniczką
. Jak miałem ok 15 lat przyjechał do mojego zboru świetny krasomówca i ogólnie człowiek. Pierwszy raz sluchałem zebrania z zaciekawieniem. Pierwszy raz ktoś serio zapytał jak się mam. Naprawdę świetny gość, który był gorliwy w Bogu. Nie zrobił wiele, ale poruszył moje serce - 15 latka. Później trochę wkręcilem się w towarzystwo tej wczesniej wspomnianej slicznej rówieśniczki i tak sobie postanowiłem, że ona będzie moja, a ja stanę się duchowym człowiekiem. Przeczytałem raz br. Wymagania, zostałem głosicielem, a chwilę później po przeczytaniu ks. Zorganizowani zgłosiłem się do chrztu. Rodzice nic nie wiedzieli - dziwne czasy
Pojechałem na 1 ośrodek - to był wschów naszego pięknego kraju. Fantastyczne przeżycia. Teren niesamowicie owocny, pierwsze prowadzenie tekstu dziennego, pierwsze zbiórki jako 16 letni dzieciak. I tam kolejna śliczna rok starsza siostrzyczka z niesamowicie gorliwej i zasłużonej rodziny. Ośrodek 1,2.. w tamtych okolicach, ja dojrzewalem i wieku 17 lat awans na pioniera stałego. I tak przez 13 lat. Mily i bardzo ciekawy okres. poznałem wielu fantastycznych ludzi i miejsc. Ale o tym może jeszcze za chwilę. Ogólnie to byłem gorliwym dzieciakiem. Chlonąłem 'prawdę', miałem pragnienie robienia czegoś dobrego dla innych. I to robilem. Umawiałem się ze strszymi wójkami i ciociami. Przynosiełem zakupy. odwiedzałem chorych. Sluchałem o problemach. Czasem łóżkowych i małżeńskich żony przewodniczącego - jako 18 letni pionier a ona 50
Było ciekawie, ale trochę mecząco. Zbór w którym się wychowywalem nie był łatwy - żony bite przez męzów (2 przypadki o których wiedział zbór), mężowie pijacy i palacze ( kilka przypadków i zdanie jednego z grona - a co myslisz jak mnie zaboli ząb to nie można sobie jednorazowo zapalić - od zaraz taka afera?), i to co częste w zborach przed obslugą starsi robią wizyty - wiecie co my się waszą sprawą zajmujemy ale w czasie obslugi nie ma konieczności o tym wspominać, załatwimy to po obsludze.. Smutne.. W penym momencie jak się to skumulowało pogdałem z gronem i zostalem lekko mowiąc wysmiany - w stylu 'co ty gówniarzu wiesz o życiu'. Mniejsza o to, moja gorliwość rosła. Ta pierwsza moja zborowa miłość wyszła za mąż. Druga - nie potrafiła się określić no i wybrałem w wieku 19 lat trecią i tą jedyną - jest do dziś niesamowitą żoną. Oboje pionierzy, oboje plany ternowe. Więc szybki ślub, zamiast fizycznych prezentów na wesele kasa i chwilę po w teren oddalony. Naprawdę było to pieknych kilkanaście lat. Polska przejechana wzdłuż i wszerz. Dużo fajnych i niefajnych przezyć. Miałem zadanie bycia starszym. Starsi z reguły maja na tym forum złą opinie. Ja miałem dobra wśród mlodzierzy i starszych ale sam nie byłem do konca zgodny z wytycznymi orga. Zawsze kochalem i będę kochał ludzi i staram się to od tego 16 roku życia okazywac innym i to wraca - złota reguła, jak ktoś ją podważa to znaczy że za malo z siebie dał. Mimo mojej gorliwości, już od początkow mojej przygody z organizacją założylem, że chce mieć otwartą głowę i nie stać sie fanatykiem (niestety zdarzało mi się nim stawać ale nigdny nie do przesady). Od chyba własnie tego 16 roku życia odwiedzalem siostrzane forum. Na początku walczylem z odstępczymy naukami, po paru latach je popierałem, później nie wchodziłem na nie i tak leciały lata. Pamiętam jak w słubie jako kilkunastolatek zawsze jako taki kozak JW, mówiłem ' jak mi Pan/Pani pokaże lepsza prawde albo zrozumienie Biblii to ja to kupuje'
i chyba to bylo zdrowe podejście. Natomiast zmieniłem je na korzyść orga i w wykładach często powtarzałem - co by się stało jakby rok 1914 okazal się złą datą? nic, bo przecież jesteśmy oddani Bogu a nie dacie. Starałem się nie trzymać zbyt sztywno szkiców. Ale mniejsza o to. Do brzegu. Kocham Boga, kocham ludzi i myslę że to bez wzgledu na wyznanie czy 'ateizm' róznie rozumiany jest powinnoscia i przywilejem każdego człowieka - poszedł bym dalej, sensem istnienia i zaznawania szczęścia ( każdy ma prawo mieć inną opinie, to moje zdanie wypracowane na podstawie moich osobistych przeżyć). Nie szukam zwad ani z org ani z ludźmi z forum i z nikim innym. Szukam balansu. Studiuję ciągle Biblie i doczytalem, że w każdym narodzi, religi, osobowości, charakterze jest ktoś kogo Bóg jest gotów uznac za swego sługę - ktoś kto Go poszukuje. To jest dla mnie nie podważalne.
Szukam.. właśnie sobie uswiadamiam że nie do końca wiem czego.. Bo mysle że Go znam. Ale może szukam potwierdzenia.. Chetnie poslucham Waszych rad jak żyć w Bogu i spełniać Jego wolę. Oszczędźcie proszę wszystkim spamu i nie piszcie że mnie witacie - ja się przywitam za Was - cześć Wszystkim
Miłego