Dokładnie przeczytałam wszystkie Wasze odpowiedzi, porównałam z moimi przemyśleniami i wnioskami, wiele z nich pokazałam też mężowi, aby zobaczył, że odstępca to nie jest ktoś bełkoczący bez sensu i najeżdżający na Boga i wszystkie świętości...
Muszę tu od razu zaznaczyć, że dla mnie Bóg zawsze będzie bardzo ważny i nie wyobrażam sobie, żeby Go zupełnie wykluczyć z życia, nawet jeśli ktoś uzna to za słabość, ja się do niej publicznie przyznaję. Jednakże nie widzę mnie i mojego męża w kościele katolickim, już kiedyś po pierwszym wykluczeniu tam byłam i niestety nie odnalazłam się w nim. Nie byłabym też w stanie obchodzić świąt skoro faktycznie opierają się na pogańskich zwyczajach. A co z pogrzebem? Do kogo się zwrócić nie będąc nigdzie w razie śmierci współmałżonka? Wiem, wiem jak to brzmi, że może to obawy na wyrost, ale jestem już daaaawno po 20tce i zaczynam rozmyślać nad takimi rzeczami :-)
Największe porządki w głowie i najwięcej argumentów dostarczyły mi książki Raymonda Franza, konkretnie:
- Kryzys sumienia
- W poszukiwaniu chrześcijańskiej wolności
Mówiąc w skrócie ten facet - będący w organizacji kilkadziesiąt lat - był naprawdę inteligentny, mądry, oczytany, rozsądny.. Jeśli jeszcze nie czytałaś tych książek, to jest to lektura obowiązkowa dla każdego Świadka i każdego odstępcy!
Jeśli chodzi o odstępców, to jak już wcześniej pisałam - nie jest to jednorodna grupa. Są w śród nich różne osoby - miłe i fajne, ale też zdarzają się niemiłe i niefajne. Najbardziej wkurzają mnie osoby, które na siłę próbują innym narzucić swój światopogląd - często kpiąc z ich wierzeń. I widzę dwie skrajności - z jednej strony byli Świadkowie mogą stać się "moherami" w jakiejś nowej religii i próbować wszystkich na nią nawracać. Z drugiej strony byli Świadkowie coraz bardziej masowo zostają również ateistami i część z nich również ma misję "nawracania" wszystkich na ateizm oraz drwienie z osób wierzących.
Jeżeli ktoś wierzy w Boga, to nie może przepraszać ateistów za to, że wierzy! Tak samo ateiści nie muszą się tłumaczyć wierzącym za światopogląd, który wybrali.
Kłótnie pomiędzy "ex-śj moherami" i ateistami są męczące i drażniące, więc nie biorę w nich udziału. Gdybym była Świadkiem, to oczywiście chętnie brałabym udział, bo w nagrodę mogłabym sobie wpisać parę godzinek w rubrykę "głoszenie". Jednak odkąd nie jestem Świadkiem, to nie odczuwam potrzeby aby pouczać kogoś w kogo/co ma wierzyć.
Co do świąt i pogrzebu...
Kiedyś rozmawiałam z jedną znajomą, która była wykluczona, a ja zachęcałam ją żeby wróciła do zboru. I jako jeden z argumentów użyłam właśnie tego dotyczącego pogrzebu... bo na serio byłam zmartwiona kto pochowa człowieka, który nigdzie nie przynależy.
Jakiś czas później miałam okazję być na pogrzebie świadkowskim... chyba nawet na dwóch czy trzech. I to co mnie w nich zaskoczyło, to taka pogrzebowa bezduszność...
Mówca nie skupił się na tym, żeby powiedzieć coś dobrego o zmarłym, żeby go powspominać... Skąd... potraktował ten pogrzeb jako świetną okazję, aby głosić przybyłym na niego "światusom"... No więc utarte formułki, że życie w raju itd. Osoba zmarła nie była najważniejsza, a najważniejsza była propaganda strażnicowa. To było smutne...
Pamiętam, gdy umarł mój wujek. Nie byłam z nim aż tak bardzo związana, ale mimo wszystko było mi smutno z powodu jego nagłej śmierci. Napisałam o tym do znajomej "siostry", która w ramach pocieszenia napisała w smsie - zgodnie ze strażnicową formułką - że mamy przecież nadzieję na zmartwychwstanie. Źle się wtedy poczułam, bo to jest brak empatii...
Owszem, ludzie wierzący mają nadzieję na zmartwychwstanie. Ale tu i teraz są smutni, bo stracili kogoś bliskiego... i nawet jeśli kiedyś będzie zmartwychwstanie, to i tak będą tęsknili za tą osobą przez kilkadziesiąt lat swojego życia (dopóki sami nie umrą). Świadkowie potrafią "załatwić" problem żałoby jednym smsem w stylu "nie smuć się, bo będzie życie w raju".
Podsumowując temat pogrzebu...
Nie chciałabym aby mój pogrzeb był pretekstem do szerzenia strażnicowej propagandy. Dlatego przestałam się martwić tym kto mnie pochowa... Są mówcy pogrzebowi, są pastorzy protestanccy, są znajomi... Może ktoś się tego zadania podejmie i opowie o zmarłym bez wplatania propagandy z Warwick.
Jeśli chodzi o święta i katolicyzm...
Ja też miałam kiedyś takie czarno - białe myślenie... Skoro nie chcę być katoliczką, to zostanę Świadkiem... Ale jak się odchodzi ze Świadków, to wcale nie trzeba zostać katolikiem! Ba! Wcale nie trzeba przystępować do jakiejkolwiek religii!
Radzę jednak - dla czystego zaspokojenia ciekawości - poobserwować kościoły protestanckie (a jest ich trochę do wyboru).
Ja byłam na kilku nabożeństwach/spotkaniach w kilku różnych miejscach. Ze zdziwieniem odkryłam, że są zbory, które funkcjonują prawie tak samo jak Świadkowie, ale ludzie wyglądają tam na zadowolonych. Tzn. jest nabożeństwo, a po nim spotkanie - kawa, herbata, ciastko i wspólne rozmowy. Ludzie nie uciekają zaraz po nabożeństwie, ale zostają żeby pogadać, integrować się.
Inne zaskoczenie to pokoiki dla dzieci - matki z nimi siedzą i słuchają lecącego przemówienia przez głośnik, a dzieci mogą się pobawić zabawkami.
Inne zaskoczenie to coś w rodzaju szkółki niedzielnej - gdy jest przemówienie dla dorosłych, to dzieci idą do innego pomieszczenia w którym też się czegoś uczą, wykonują rysunki itp.
Kolejne zaskoczenie, to radość panująca na tych nabożeństwach - ludzie potrafią na początku śpiewać pieśni przez pół godziny... grają na gitarach, poruszają się w rytm muzyki...
Wyobraźmy sobie jakby ktoś był taki entuzjastyczny podczas zebrania... od razu by go wzięli za świra! U Świadków "wielbienie Boga" jest sztywne, a ludzie stoją tak jakby im kije od szczotki do tyłka włożyli. Radość jest wręcz niestosowna. Wyjątek to zgromadzenia międzynarodowe... na nich widać entuzjazm, ale może to dlatego, że przyjeżdżają Świadkowie z różnych rejonów świata.
Jeżeli ktoś chce gdzieś przynależeć po wyjściu ze Świadków, to nie ma naprawdę z tym problemu - zborów protestanckich do wyboru do koloru.
Ja boję się tylko, że w każdej religii jest zawsze jakiś "haczyk". Tak jak u Świadków zainteresowanym nie mówi się o wielu rzeczach, tak też zapewne jest w innych zgromadzeniach. Na przykład słyszałam, że u zielonoświątkowców jest haczyk w postaci dziesięciny! Czyli wierni mają oddawać na zbór 10% swoich dochodów! (Jeśli jest tu jakiś zielonoświątkowiec i ma inne informacje, to niech mnie sprostuje... ale słyszałam tę informację od ex-Świadków, którzy zamierzali do tego zboru należeć).
Inne haczyki to oczywiście ustalony system wierzeń... Aczkolwiek co ciekawe ludzie mogą wyrażać publicznie swoje poglądy - czasem skrajnie różne - i nie są za to wykluczani.
I jest jeszcze coś, co mnie urzekło... Modlitwy za członków zboru. Osoba prowadząca albo ktokolwiek na sali może powiedzieć o co chciałby, żeby modlił się zbór. I wtedy wstaje ktoś i mówi np.: "Moją żonę czeka operacja, proszę o modlitwę, żeby się udała." Albo: "Brat z innego zboru miał wypadek, pomódlmy się o jego zdrowie".. Normalnie aż się wzruszyłam jak to słyszałam.
Wyobrażacie sobie coś takiego na sali Świadków?! Przecież to nie do pomyślenia żeby publicznie modlić się za członków zboru! Modlitwy mają być krótkie i na temat, bez osobistych wynurzeń.
Wzruszającym momentem jest też Wieczerza Pańska.. Jedne kościoły/zbory mają ją co tydzień, inne co miesiąc... w każdym razie spożywają chleb i wino (w symbolicznych ilościach). Wtedy przypominają się człowiekowi słowa Jezusa: "kto spożywa moje ciało i moją krew, ten będzie miał życie wieczne". I zdajesz sobie sprawę, że STRAŻNICA ODBIERA ŚWIADKOM PRAWO DO ŻYCIA WIECZNEGO. Daje ten przywilej tylko określonej liczbie osób (ostatnio to chyba 20 tysięcy na całym świecie). Ponadto jeżeli ktokolwiek na Pamiątce ośmieliłby się spożyć chleb i wino, to w najlepszym wypadku zostałby uznany za chorego psychicznie, a w najgorszym miałby rozmowę ze starszymi, podejrzenie o odstępstwo i wykluczenie.
Niesamowitym paradoksem Pamiątki jest to, że ludzie na całym świecie spotykają się po to, aby usłyszeć dlaczego NIE POWINNI spożywać emblematów. Gdybym miała stwierdzić kto organizuje takie święto zakazujące spożywania "ciała i krwi", to śmiało uznałabym że to po prostu Antychryst.
Jezus mówi: spożywajcie na moją pamiątkę.
Antychryst: Nie wolno wam spożywać!
Pamiątka jest więc najbardziej anty-chrześcijańskim świętem jakie znam!
I to właśnie a propos świąt... Wiadomo, że wszystkie święta są opakowane w marketingową otoczkę i nastawione na zysk - handlowcy zacierają ręce. Ale gdyby odrzucić z nich ten marketing, to mają jednak jakieś przesłanie - teoretycznie upamiętnienie narodzin Jezusa, jego śmierci, zmartwychwstania. Są okazją do spotkań rodzinnych.
A jakie przesłanie ma Pamiątka u Świadków? Ma pokazać, że Bóg podzielił ludzi na lepszą i gorszą klasę? Jedni lepsi, niebiańscy, urodzeni w okolicach 1914 (z tą datą to też pic na wodę i wymysł Russella), a inni, później urodzeni załapali się już tylko na życie na ziemi.
Świadkowie są tak uczeni, aby automatycznie odrzucać wszystko co złe. O Bożym Narodzeniu się uczą, że bardzo złe... bo pogańskie korzenie. O Wielkanocy, że zła... pogańskie korzenie... no i potrafią się dokopać do historii sprzed 2 czy 3 tysięcy lat.
A jednocześnie Świadkowie nie są zainteresowani tym, aby sięgnąć jakieś 140 lat wstecz i poznać KORZENIE swojej religii. Jakże będą zdziwieni, że Russell wymyślił kilka dat Armagedonu (niestety żadna nie trafiona), że był zadufany w sobie i uważał, że jego książki są ważniejsze od Biblii. A później nastał po nim Rutherford, który de facto został prezesem Strażnicy wbrew woli Russella i który wyrzucił w 1916 roku z Betel braci, którzy nie zgadzali się z jego sposobem zarządzania. A później pisał kolejne książki o końcu świata (który miał być w roku 1925, następnie w 1942). Rządził twardą pięścią, był alkoholikiem, został przeniesiony do willi Beth Sarim żeby nie robić wstydu w Betel i żył w luksusach na koszt współwyznawców.
Poznanie tych historii może pokazać każdemu Świadkowi, że tak naprawdę wierzy w zbiór nauk, które były tworzone i ciągle modyfikowane na przestrzeni lat. Że powstały w niej dogmaty, których nie da się udowodnić Biblią i które są ludzkim wymysłem (np. rok 1914).
U Świadków widzę jednak pewien plus...
Otóż przeciętny katolik dowiadując się, że jakaś nauka kościelna nie jest zgodna z Biblią macha na to ręką i nadal chodzi na msze. Tymczasem Świadkowie zawsze uczą, że jeżeli w jakiejś religii jest choćby odrobina kłamstwa i trucizny, to trzeba koniecznie z niej wyjść, bo to religia fałszywa.
No więc jak dostrzegłam tę truciznę i kłamstwo u Świadków, to nie miałam wyboru... musiałam od nich odejść... z automatu. Tak jak mnie nauczyli!