no właśnie... byłam ciekawa, czy mówiąc wprost, że napisałaś taki artykuł liczysz się z tym, że siostra lub ktoś inny doniosą na Ciebie starszym i czy wiesz, a może wręcz liczysz na to, że podważanie myśli niewolnika może skończyć się dla Ciebie wykluczeniem. Widzę, że jesteśmy na podobnym etapie. Też myślę czasem, żeby się podłożyć, ale waham się, czy to ma w ogóle sens i może lepiej dać sobie spokój z tym i po prostu przestać całkowicie się pokazywać na sali - a jak ktoś zapyta powiedzieć, że nie jestem już świadkiem i po krzyku. Na zebranie chodzę, dla podtrzymania statusu i żeby ojciec nie truł, w niedziele raz na dwa miesiące idziemy. Może tak być i pewnie będzie, że nie zapyta nikt o nas, bo starsi już nas unikają jak ognia, tylko "wymuszą" kiedyś napisanie listu... ale już mnie listy nie bawią, bo po co mam obcym ludziom się tłumaczyć, mogę odesłać ich co najwyżej do tego forum lub pokazać swoją teczkę ze zgromadzonymi materiałami i ulotkami jakie rozdam na dzień ofiar strażnicy. Słowa i tak nie opiszą tego, co czuję i myślę. Z jednej strony mam ochotę wyłożyć rodzicom wszystko wprost, dyskusje z nimi trwają od kilku miesięcy, chcę maksymalnie skrócić mój pobyt w wts bo na zebraniu autentycznie mam ochotę sobie podciąć żyły żeby ciśnienie mi zeszło i ból psychiczny zniknął choć na chwilę, nuda jest niemiłosierna, sama papka, którą śmią nazywać pokarmem stałym, te bzdury raz mnie bawią, a raz mam ochotę wstać i zacząć krzyczeć... myślałam, że rzucę się na podróżującego, jak kazał powtarzać zgromadzonym podczas wykładu jakieś zwroty wiara, miłość, pokój, nadzieja.... Pieprzona sekta, napotkał tylko moje spojrzenie i oburzenie jak zaczęłam mówić do znajomych i męża, "cooooooo mamy za nim powtarzać?? może zapalmy świece na środku i zgaśmy światła
Nie zrozumiem chyba nigdy ludzi, którzy są w organizacji dłużej niż w rzeczywistości chcą (latami) tylko po to żeby ktoś im nie zawracał tyłka, że nie chodzą na zebrania żeby ktoś się nie czepiał, żeby zrobić komuś dobrze itp. Przecież życie, które mamy, takie jakim jest, tutaj, jest tylko jedno i trzeba je wykorzystać, w taki sposób, żeby na starość czuć dumę, radość, szczęście, autentyczne spełnienie a nie poczucie zmarnowanego czasu, wstyd i poświęcenie dla kogoś. Rodzic, który odrzuca dziecko, nie kocha go miłością bezwarunkową. To, że jest manipulowany to jedno, ale jest też dorosłym człowiekiem, odpowiedzialnym. Czy tacy rodzice są naprawdę warci takiego poświęcenia?
A takie teksty typu "rozwalmy tą sektę od środka i patrzymy jak się sypie" stanowią wymówkę! Namawianie innych na taką działalność (a mnie namawiało już kilka osób) to jak mówienie "nie bądź szczęśliwy, bo ja też nie mogę być, zemścijmy się". To powinna być, jeśli w ogóle, zabawa na chwilę, też myślę żeby zrobić coś ekstremalnego i wyciąć starszym numer zanim odejdę, postraszyć ich że przeciągnę na swoją stronę pół zboru, wyrwać kogoś stamtąd, zrobić jakiś ferment. Ale wielu jest takich, którzy tak mówią i działają prężnie w ten sposób dziesiątki lat... może efekty są, ale czy naprawdę warto uczynić z tego życiowy cel i tracić swój cenny czas, skoro świat jest tak piękny?
jeśli chodzi o pisanie listu , to nie bój nic - przede wszystkim nie pisze się listu po to żeby się tłumaczyć , tylko po to aby rozwiązać męczącą Cię sytuację , to tylko formalność ; ja zanim się za to zabrałam trafiłam na pewnego odstępcę ( wcześniej był starszym i był w komitecie ) , który poradził mi jak napisać list - krótko ,zwięźle i na temat , nie dać się namówić na jakieś rozmowy i wyjaśnianie , bo po co ? napisałam cś w ten sposób : " Oświadczam , iż według mojej wiedzy na temat organizacji - Swiadkowie Jehowy nie wzoruja się na Panu Jezusie i Biblii , żadam więc żeby nie uważano mnie za świadka J...."
napisałam ,że kategorycznie zabraniam kontaktować się z moja niepełnoletnią córką . Wysłałam list pocztą . Po dwóch tygodniach był telefon i kilka ironicznych słów , czemu niby zabraniam im kontaktów z moim dzieckiem ...!
tak w ogóle ci współczuję - też żyłam w zawieszeniu i wiem jak to jest więc trzymam kciuki