To nie o sprzedaży ze strony Towarzystwa, ale jak inaczej ono zdobyło pieniądze na wybudowanie Betel na początku lat 80. XX w. w Hiszpanii:
*** w84/17 s. 6 Ludzie ochoczego serca dokazali w Hiszpanii rzeczy „niemożliwej” ***
Od z górą 30 lat Towarzystwo Strażnica (Watch Tower Bible and Tract Society of Pennsylvania) finansowało z USA działalność głoszenia w Hiszpanii, nie żądając żadnego zwrotu nakładów. Jednakże z powodu wielkich wydatków związanych z prowadzoną w tym czasie rozbudową brooklyńskiego Biura Głównego Towarzystwa nie mogło pokryć kosztów robót prowadzonych przy nowym Domu Betel w Hiszpanii. Jeżeli miałby tam powstać nowy kompleks budynków oddziału, to miejscowi Świadkowie Jehowy musieliby sami ponieść koszty tego przedsięwzięcia. Było to nowe wyzwanie, znacznie poważniejsze niż wszystko, co dotąd miało miejsce w tym kraju. Właściwie wydawało się niemożliwe, żeby tamtejsi bracia zdołali zebrać odpowiednią sumę ze swych stosunkowo niskich zarobków.
*** w84/17 ss. 7-8 Ludzie ochoczego serca dokazali w Hiszpanii rzeczy „niemożliwej” ***
Po zakończeniu programu uczestnicy stawali w kolejkach, aby ofiarować biżuterię, złote i srebrne pierścionki oraz bransolety w nadziei, że po spieniężeniu ich ułatwią realizację nowego projektu. Na zgromadzeniu w baskijskim mieście San Sebastian pewna starsza siostra przyszła z ciężką złotą bransoletą. Zapytana, czy naprawdę chce ofiarować tak kosztowną rzecz, odparła: „Bracie, jeśli to pójdzie na budowę nowego Betel, zrobi dużo więcej dobrego niż na mojej ręce!”
Młoda para złożyła pieniądze, przygotowane na podróż poślubną. Starsza siostra przyniosła plik nieco zawilgoconych i stęchłych banknotów, które całymi latami trzymała w domu pod podłogą.
Mijały tygodnie, a mężczyźni i kobiety, młodzi i starzy, bogaci i biedni z ochotnego serca składali dary, żeby w Hiszpanii mogło powstać tak potrzebne nowe Betel. Przychodziły datki nawet od pionierów specjalnych, którzy otrzymują co miesiąc tylko niewielki zasiłek. Jedno małżeństwo zrezygnowało na przykład z podróży do Stanów Zjednoczonych i ofiarowało pieniądze przeznaczone na zakup biletów. Również dzieci przysyłały do biura oddziału swoje oszczędności. Pewien dziesięciolatek napisał przy tej okazji: „Jestem najstarszy z naszej piątki. Słyszeliśmy Waszą zachętę, aby wysyłać pieniądze na nowy Betel. Chcielibyśmy podarować to, co się uzbierało w naszej skarbonce. Nie ma tego dużo, ale mamy nadzieję, że na coś się przyda”.
Młodociani umawiali się, żeby wspólnie coś zarobić i wysłać te pieniądze do Towarzystwa. Niektórzy produkowali i sprzedawali małe laleczki. Jeden młodociany zbierał po warsztatach stolarskich trociny na sprzedaż. Inny oszczędzał na kupno gitary, ale teraz podarował te pieniądze na pokrycie kosztów budowy.
Nie sprzedawało Towarzystwo ale przyjmowało dary. A inni sprzedawali swoje dobra.