Świadkowie Jehowy - forum dyskusyjne
BYLI... OBECNI... => ŻYCIE ZBOROWE, GŁOSZENIE, SALE KRÓLESTWA => Wątek zaczęty przez: Gandalf Szary w 13 Marzec, 2018, 19:06
-
Jeżeli był już taki wątek do proszę o usunięcie go na cmentarz. Jeżeli nie i temat Was zainteresuje to proszę abyście się podzielili swoim doświadczeniem w tym temacie.
Bardzo często z mównicy padają słowa, aby przyjaciół szukać w zborach - ,,najlepsze przyjaźnie są wśród braci”. Mówcy powołują się przy tym na przyjaźń między Dawidem, a Jonatanem synem Saula. W tamtym przypadku Jonatan był gotów poświęcić życie dla Dawida. A jak jest naprawdę w organizacji? Czy posiadaliście takich przyjaciół, których mogliście nazwać swoimi Jonatanami? Czy mogliście im zwierzyć się ze swych problemów i wątpliwości? Czy mogliście liczyć na te osoby w każdej sytuacji? I co najważniejsze jak Wasi przyjaciele zareagowali, gdy odsunęliście się, czy też odeszliście z organizacji?
Zapraszam do dyskusji.
-
Przyjaźń w zborze to fikcja i ułuda. Nawet jeśli masz "przyjaciela" w zborze to nie licz na jego lojalność. Sam miałem "przyjaciela" kiedyś w zborze. Wszystko było fajnie gdy on był w potrzebie, często nas odwiedzał. Gdy jednak odżył to na jakiś czas poszedłem w odstawkę. Co prawda próbowaliśmy w jakiś sposób ratować naszą przyjaźń ale nic z tego.
Gdy odszedłem z organizacji to on nie przestał się odzywać jak nakazuje JW.org co nawet mi w nim zaimponowało bo pomyślałem, że ponad zasady JW.org ocenia przyjaźń. Jednak odkąd związał się z gorliwą siostrą poprzez zaręczyny to już całkiem mnie nie zna.
Po 20 latach bycia w JW.org mogę powiedzieć śmiało, że przyjaźń w tej organizacji nie istnieje. To jest fikcja.
-
przypadek Rychtara nie jest odosobniony. Ja także straciłem przyjaciela po odejściu z organizacji i też podobnie jak w przypadku Rychtara - przyczyną były zaręczyny kolesia z gorliwą głosicielką.
-
Przyjaźń w organizacj jest wtedy jak masz wspólny cel. Jonatan z Dawidem też mieli, ale to inna bajka. Przyjaźń kończy sie w momencie zanegowania wiary w Cielca. Znam kilka osób, które wyszły z orga, a po kilku latach tez ich byli przyjaciele. Po próbie reanimacji przyjaźni to już nie wyglądało tak samo.
-
To u mnie nie jest tak źle. Mam jeszcze kilkoro przyjaciół. Niestety można policzyć ich na palcach jednej ręki, czyli niewielu:). Przyjaźnimy się od wielu lat. Jest to stara paczka. Poznaliśmy się w czasie, gdy wszyscy byliśmy ostro zaangażowani w sprawy Org. Pomimo upływu czasu kolegujemy się dalej i od czasu do czasu spotykamy się.
Z drugiej strony próbowałem zaprzyjaźnić się z innymi osobami w zborze. Jaki był tego efekt częściowo opisałem w swoim wątku na ,,powitanie”. Gdy osoby te dostały ,,krawata” poszedłem w odstawkę bez żadnego tłumaczenia. Jak byliśmy szeregowymi to było ok., a jak zostali starszakami to: Gandalfie było miło, ale się skończyło. Cóż bez żalu z mojej strony.
-
Nie ma co żałować. Życie zacząłem dosłownie od nowa to i takich „przyjaciół” olalem.
-
No właśnie przestałem się narzucać. Z początku próbowałem podtrzymać kontakty, pierwszy wychodziłem z propozycją zorganizowania spotkania, służby itp. Ale widząc rosnącą obojętność moją osobą dałem sobie spokój.
Cegła mam jednak kolegę, z którym utrzymuję kontakt i jak na razie mogę z nim swobodnie porozmawiać na różne tematy. Wyjątek stanowi regułę.
-
Jesteś szczęściarzem. Mnie nawet rodzina olała. A tego mi szkoda. No i właśnie sobie pomyślałem, ze na tym „tego” to oni bazują żeby jak kundel z tęsknoty wrócić. O nie! Nie ma takiej mocy!
-
Bardzo mi przykro. Ja też mam problemy rodzinne, pracuję nad tym aby to zmienić, ale nie mogę teraz o tym pisać. Może kiedyś o tym napiszę. Trochę się boję, że zostanę namierzony. Za dużo opisałem pewnych faktów w obrębie swojej osoby.
-
Dziś rozmawiałam na ten temat z osobą , która już się wypisała z wts , jest dzielną osobą , rozmawiałyśmy o tym w jak podły sposób chcą złamać tych co chcą żyć swoim życiem . Jest szczęsliwa pomimo tego co straciła , jeszcze trochę a będę mogła mówić bardziej otwarcie . Cegła nie załamuj się , nie ma tego złego
itd. takie tam farmazony , ale wiem , co mówię .
Gandalfie te słowa tez do Ciebie kieruję
-
Nie ma co żałować. Życie zacząłem dosłownie od nowa to i takich „przyjaciół” olałem.
To podobnie, jak ja.
I nawet mi się to moje nowe życie podoba.
I nowi znajomi, którzy mają podobne myślenie nt., tej religii i nie tylko.
Miło jest rozmawiać bez obawy, że Cię ktoś podkabluje do starszych.
Nie muszę znosić sztucznych uprzejmości, plastikowych uśmiechów i całej tej faryzejskiej fasady.
Teraz jestem z tymi, z którymi chcę być, a nie z tymi, których dla zasady musiałam znosić.
Wyostrzyły mi się też kryteria, co do doboru ludzi, którymi się otaczam.
Sztuczne toksyny nie mają szans.
W miejsce tych starych, zadbajmy o poznanie nowych, szczerych ludzi.
To prawdziwa recepta na tych, co nas "po przyjacielsku" zdradzili.
Bo zmieniliśmy poglądy religijne.
:)
-
Nie ma co żałować. Życie zacząłem dosłownie od nowa to i takich „przyjaciół” olalem.
I ja się pod tym podpisuję.
Oni mają mnie w...ja ich też dokładnie tak samo.
-
Miło jest rozmawiać bez obawy, że Cię ktoś podkabluje do starszych.
To prawda, trudno mówić o prawdziwej przyjaźni gdy nie jest się pewnym czy to co powiesz nie zostanie doniesione do starszych zboru. Właśnie oglądałem Broadcasting, gdzie bodajże od 21 minuty jest podany przykład dwóch młodych ludzi, właściwie przyjaciół. Jeden z nich donosi o złym postępowaniu tego drugiego. Szczerze powiedziawszy nie rozumiem tego, ale może nie powinienem tego rozumieć ;)
-
Cegła nie załamuj się , nie ma tego złego....
Dzięki, patrzę do przodu, a na tyły szkoda czasu. Czasami tylko jak coś wspólnie robimy tu na forum to mam takie wrażenie ze walczę o swoją rodzinę z wiedźmą Strażnicą.
-
Miło jest rozmawiać bez obawy, że Cię ktoś podkabluje do starszych.
To prawda, trudno mówić o prawdziwej przyjaźni gdy nie jest się pewnym czy to co powiesz nie zostanie doniesione do starszych zboru. Właśnie oglądałem Broadcasting, gdzie bodajże od 21 minuty jest podany przykład dwóch młodych ludzi, właściwie przyjaciół. Jeden z nich donosi o złym postępowaniu tego drugiego. Szczerze powiedziawszy nie rozumiem tego, ale może nie powinienem tego rozumieć ;)
Jak to się mówi, wracamy do życiowej normalności.
I nikt nas nie inwigiluje, nie śledzi, nie robi wywiadów, w niby przyjacielskich rozmowach.
Podoba mi się to.
A największą radość mam z tego, że oni są bezsilni na to, jak żyję?
Z kim spędzam czas?
Nie mogą mi niczego podyktować.
Ani wzbudzić poczucia winy, bo piłeczka jest krótka, jak ktoś próbuje.
Moje życie i moja sprawa, jak je do końca przeżyję.
Skończyła się strażnicowa dyktatura i to w każdym kierunku.
;D ;D
-
Dzięki, patrzę do przodu, a na tyły szkoda czasu. Czasami tylko jak coś wspólnie robimy tu na forum to mam takie wrażenie ze walczę o swoją rodzinę z wiedźmą Strażnicą.
Bo walczysz , ja zaczęłam swoja walkę o córkę i nie wiedziałam , że zaczynam wojnę , to przyszło krok za krokiem .Kiedy zaczynałam nie wiedziałam jakie będą skutki , ale wiedziałam , że się nie poddam .
W głębi duszy jestem wojownikiem , i nie chodzi mi tylko o tych mi najbliższych ale generalnie o ideologię .
Nie umiem zamknąć buzi kiedy mogę dostać po d..ie .
Czasami warto obejrzeć się za siebie, nawet jak przyjdzie popłakać , to świadczy tylko o naszym człowieczeństwie , takim prawdziwym nie wg schematu wiedźmy Strażnicy :)
-
Miałam bff od dziecka
była córko przewodniczącego zboru
dziewczyna robiła co chciała
nie dość że włos jej z głowy nigdy nie spadł
to jeszcze miała dobrą prasę na mieście
mam ochotę kiedyś to opisać tutaj
-
Miałam kilka przyjaciółek. Niestety wszystkie były starsze ode mnie, były pionierkami i zawsze nastawał ten moment kiedy zmieniały teren. I koniec przyjaźni. W zborze nie miałam godnych przyjaźnienia się rówieśników. Nie interesowała mnie przyjaźń z niedouczonym betonem gdzie jedynym tematem do rozmowy była "prawda". Lubiłam rozmawiać o książkach, muzyce, filmach. A zdecydowana większość ludzi w zborze nie przeczytała nawet lektur z podstawówki. Bo po co? Muzyka? Melodie królestwa. Filmy? Teokratyczne. Gry komputerowe? Dzieło szatana. Internet? Szataństwo do potęgi.
-
Nie interesowała mnie przyjaźń z niedouczonym betonem gdzie jedynym tematem do rozmowy była "prawda". Lubiłam rozmawiać o książkach, muzyce, filmach. A zdecydowana większość ludzi w zborze nie przeczytała nawet lektur z podstawówki. Bo po co? Muzyka? Melodie królestwa. Filmy? Teokratyczne. Gry komputerowe? Dzieło szatana. Internet? Szataństwo do potęgi.
Dobrze, że poruszyłaś ten temat. Jeszcze kilka lat temu myślałem, że to ze mną jest coś nie tak, że nie potrafię rozmawiać z ludźmi w zborze. Schemat rozmowy był zawsze ten sam: Ile lat w prawdzie?, Jesteś na przywileju?, Jakie masz cele duchowe? itp. Zazwyczaj po czwartym pytaniu i odpowiedzi zaczynało brakować tematu do rozmowy i następowała długa krępująca cisza, po której kończyła się rozmowa.
-
Gandalf Szary, napiszę tak, aleś wymyślił hasło, "przyjaźń w zborze - jak wygląda". ;) Zadaję pytanie, ilu z nas miało tak naprawdę przyjaciół na zabój, ale tak do końca, bo przyjaźń w zborze, to jakaś karykatura czegoś, ale na pewno z przyjaźnią to nie ma nic wspólnego. Oni łapią na to słowo, mieć przyjaciela możesz tylko wśród ludu bożego, co to za przyjaciele którzy, kradną, kłamią, zmieniają ubarwienie jak kameleon w zależności od okoliczności, co i rusz "nowa szata", ich funkcjonowanie opiera się o inwigilację, donoszenie jeden na drugiego to norma, bo inaczej nosisz jego grzech, ciągłe wzbudzanie poczucia winy, co to za przyjaźń, gdzie, może ktoś widział gdzieś, bo na pewno nie na sali królestwa, gdzie klika goni klikę, i dlatego ludzie szczerych serc wychodzą z tej sekty, prędzej czy później, reszta jest warta siebie.
-
Przyznam szczerze, że nawet będąc gorliwa pionierka nie zadająca się z ludźmi ze świata, czułam się w zborze dość samotna. Jakoś podświadomie czułam, że prawdziwej przyjaźni tam nie znajdę skoro raczej nie mam możliwości powiedzieć co naprawdę myślę, bo się jeszcze ktoś zgorszy. No i do plotowania mi było daleko. Często dowiadywalam się o jakiejś aferze ostatnia, więc czułam się wykluczona, gdy jeszcze byłam gotowa oddać za to życie.
No i oczywiście uważam, że w zborze jest podział na elitę i resztę.
-
Szczerze przyznam, że na słowo "przyjaźń" lub "przyjaciel" mam nieprzyjemne ukłucie w sercu. Posiadanie kogoś takiego to normalna potrzeba każdego człowieka. Niestety, w WTS jest niemożliwa do zrealizowania...
Często, kiedy udało mi się do kogoś zbliżyć, za niedługo relacja ta pryskała jak bańka mydlana. Po wielu takich sytuacjach zadawałam sobie jedno i to samo banalne pytanie: "Co jest ze mną nie tak?" Uderzałam w siebie, a wzbudzane na zebraniach poczucie winy potęgowało ból.
Poza tym, "przyjaźnie" w WTSie są czysto warunkowe. Jeśli coś nie gra, "przyjaciel" Cię sprzeda, albo porzuci. ehhh
-
Przyjaźń w korporacji ? No co wy tam przecież wyścig szczurów jak w korporacji . Wyścig o przywileje o trzymanie mikrofonu o szczotke do .... o miejsce w niebie a ilość miejsc ograniczona tak więc nie ma miejsca na sentymenty to jest walka . No cóż w tym że systemie tak jest on nie jest skierowany na więzi międzyludzkie a na godziny w służbie na werbowanie. Zresztą co by było gdybyście mieli przyjaźnie w zborze i mówili im o swoich wątpliwościach a oni z tym by nie lecieli do starszych. Tam nie ma miejsca na przyjaźń . Powoływanie się na przyjaźń Dawida i Jonatana bo to przecież była przyjaźń prawdziwa . Jonatan nie opuścił Dawida nawet wtedy gdy Saul wystąpił przeciw Dawidowi . A tu wystarczy że padnie słowo komitecik wykluczony i już przyjaźń pryska. Tu jesteś przyjacielem jak jesteś mi potrzebny. No są nieliczne wyjątki .
-
Jak wygląda taka przyjaźń, widać dobrze na nowym brodokastingu, gdzie przyjaciel donosi na przyjaciela starzym i cieszy się, że skarcili go w duchu miłości. Nie wyobrażam sobie, aby donieść komukolwiek na przyjaciela, nawet gdybym nakryła go na rozrywkowym zachowaniu. O ile nie popełniłby przestępstwa, czy skrzywdził innych, milczałabym jak grób.
-
Jak wygląda taka przyjaźń, widać dobrze na nowym brodokastingu, gdzie przyjaciel donosi na przyjaciela starzym i cieszy się, że skarcili go w duchu miłości. Nie wyobrażam sobie, aby donieść komukolwiek na przyjaciela, nawet gdybym nakryła go na rozrywkowym zachowaniu. O ile nie popełniłby przestępstwa, czy skrzywdził innych, milczałabym jak grób.
Niewierzę w Wierze! Poważnie te durnie zajmują sie takimi sprawami?! Znowu?! Nie chce sobie psuć wieczoru i zaglądać do tego badziewia, ale jutro chyba se podniosę ciśnienie ;)
Kontrola jak w Orwelu. Teraz po oglądnięciu takiego filmiku większość będzie sie zastanawiać czy nie podać na brata X, bo on zrobił....
Chyba najgorsze jest to, że oglądając jw.Borga ludzie myślą ze studiują Biblię.
-
Niewierzę w Wierze!
No to lepiej uwierz. Akcja zaczyna się od ok. 20 minuty.
Jak masz się denerwować to może lepiej nie oglądaj.
-
Osobiscie przyznam,że taka przyjaźń jest możliwa,ale musi to łączyć nić podobnego patrzenia na życie,przede wszystkim bez fanatyzmu!
Mi się udało wybudzac wspólnie z przyjacielem i w podobnym okresie,także nadal mamy mnóstwo tematów do rozmów mimo różnicy wieku ponad 20 lat!
-
Niewierzę w Wierze!
No to lepiej uwierz. Akcja zaczyna się od ok. 20 minuty.
Jak masz się denerwować to może lepiej nie oglądaj.
Ja już sie nie denerwuje. Od jakiegoś czasu sie tylko wk.....
-
wracając do mojej bff jak wspomniałam była resortowa
nawet miała chłopaka światusa, a kto jej zabroni?
ojciec ekonom yyy znaczy nadzorca folwarku znaczy zboru, oczywiście włosy rwał
ale jej nikt złego słowa nawet nie powiedział
kiedyś przyszła do mnie do domu zabrała na spacer
bla bla pierdo lolo i że jest zeschizowana bo boi się że w ciąży jest
żadna tam lafirynda, miłość ever
i co teraz? najbardziej się bala że ojciec wykorkuje
on wzór cnut och i ach
mi nawet do głowy nie przyszło że ją pdkabluje
kto ją ma osadzać? hydraulik z frustratem który nie śpi z żoną?
serio?
skoro się kochają to Bóg chyba to zrozumie?
sam widział holocaust i jakoś nie reagował?
to ma potępić dwoje ludzi? wtf
-
Bo Świadkowie żyją dalej jak w Zakonie Mojżeszowym i nie rozumieją co to miłosierdzie. Dlatego taki strach na nich pada jak zdają sobie sprawę ze wyjdą na jaw ich grzeszki. Stawiają prawo ponad Miłość. To chyba nie jest Chrystusowe zachowanie?!
-
Z przyjaźnią jest jak z miłością, możliwa jest w każdej konfiguracji: świadek - świadek, świadek - nieświadek, nieświadek - nieświadek.
Potwierdzam że wśród ŚJ blokadą bywa strach, strach przed prawdą o prawdzie i wszystkim co się z tym wiąże. Rozmowa o tym bywa weryfikacją przyjaźni. Przyjaciół lepiej mieć, kochać też jest wspaniale.
Miłej nocki.
-
Z przyjaźnią jest jak z miłością, możliwa jest w każdej konfiguracji: świadek - świadek, świadek - nieświadek, nieświadek - nieświadek.
Potwierdzam że wśród ŚJ blokadą bywa strach, strach przed prawdą o prawdzie i wszystkim co się z tym wiąże. Rozmowa o tym bywa weryfikacją przyjaźni. Przyjaciół lepiej mieć, kochać też jest wspaniale.
Miłej nocki.
Z ta przyjaźnią świadek-nieświadek to raczej ciężko w konfiguracji orgowskiej. Raczej trzeba sie z tym tajniaczyc, bo to piętnowane, to światusy przecież. Jak ktoś ma przyjaciela ze świata uważany jest za mało duchowego. Strażnicy tez chodzi o to, aby nie mieć za bliskiej styczności z ludźmi ze świata, ponieważ mogą otworzyć oczy na różne sprawy, a dodatkowo jak będzie ktoś chciał wyjść z organizacji to zostanie sam i liczą ze wróci jak pies z podkulonym ogonem.
-
nawet do głowy nie przyszło że ją podkabluje
Z tym kablowaniem to mi się taka historia przypomniała. Będąc na ośrodku pionierskim poszliśmy w służbę w dwie pary. Podczas służby ta druga para strasznie obrabiała tyłek młodej siostrze. Według ich opowieści siostra ta miała chłopaka ze świata i była z nim w ciąży. Wkurzyłem się i zapytałem dlaczego nam to mówią i obciążają nasze sumienia? Poradziłem im aby poszli do owej siostry porozmawiali z nią i załatwili temat, a jak nie to wyznaczyli jej termin i do starszych (gorliwy wówczas byłem). Jak wróciłem ze służby to miałem wyrzuty sumienia, a może jednak samemu należało zgłosić tę sprawę starszym? Gryzłem się z tym dobre kilka dni. Przetłumaczyłem sobie jednak, że nie znam tej osoby i nie posiadam dowodów jej czynów, a plotkami nie będę sobie głowy zawracał.
Odnośnie przyjaźni. Miałem kiedyś kolegę można powiedzieć przyjaciela, który nie był zbyt aktywny, ale miał ogromny szacunek do Boga i Biblii. Lubiłem jego wizyty bo zawsze poruszaliśmy jakiś temat i snuliśmy różne teorie jak to będzie po..... Rozmowy toczyły się nieraz do późnych godzin wieczornych (bez wycieczek wiadomo jakich proszę). Któregoś pięknego wieczoru stanął w moich drzwiach i zakomunikował mi, że za chwilę ma KS i czy zechce go, być może ostatni raz w puścić do domu przed wykluczeniem. Widać po nim było, że strasznie to przeżywa. Za dużo nie rozmawialiśmy, chyba chodziło mu o to, aby nie być sam w takim momencie. Oczywiście domyślałem się wszystkiego, za co ten KS, w końcu kolegowaliśmy się ze sobą i trochę czasu ze sobą spędziliśmy. Po ok. trzech godzinach wrócił do mojego domu i powiedział, że nie jest już ŚJ i zrozumie jak go do domu nie wpuszczę. Wpuściłem i jak dawniej, dla poprawy nastoju prowadziliśmy stare dysputy.
-
W temacie przyjaźni wśród świadków, napiszę tak, jak istoty, zmanipulowane na maksa, roboty, żeby nie napisać zombi, mogą przejawiać cechy przyjaciela w szerokim, czyli w pełnym tego słowa, sensie znaczeniu? Jak, toć to zaprzeczenie, przyjaźni, ten termin, jest podany dla łechtania uszu, tych którzy są głodni PRAWDZIWEJ PRZYJAŹNI, dopóki studium trwa i nie dałeś się ochrzcić, to tutututu, a po chrzcie, to jak w wojsku, jadą młodzi do wojska, na bramie wjazdowej, widnieje napis: "SERDECZNIE WITAMY" a gdy wjechali do koszar, z drugiej strony bramy napis: " TERAZ WAS MAMY" , dokładnie jest tak samo w sekto - korporacji, tych którym, podobno je howa i Jezus ufają , choć nigdzie o tym w Biblii nie napisano, a skoro oni im ufają, to zbór łachy nie robi i ma im ufać choć wypisują banialuki, między innymi o prawdziwej przyjaźni.
POMYŁKA, napiszę jeszcze raz, W ZBORZE świadków jehowy, nie ma mowy o przyjaźni, jakieś tematy wywołane o miłość: agape, filia, storge czy eros, to brednie tego który się młodego wina opił.
Dla mnie temat zamknięty, świadkowie jehowy to >:(, to sekta która na tym zagadnieniu żeruje, wysysa kasę od ufających im ludków ile się tylko da, mało tego potrafią nawet ponaglać, wystosowując odpowiednie listy do starszych, z instrukcją jak planować wydatki, bo zbór to zbieranina debili, którzy nie planują i do tego nie potrafią myśleć, z tym myśleniem to się zgadza, bo mają zakaz samodzielnego myślenia, patrz, tak zwane studium Biblii za pomocą strażnicy, a tak naprawdę to studium strażnicy za pomocą Biblii. Komentarz i pytanie do komentarza, myślą? nie, nie mają prawa do samodzielnego myślenia, o to ma się postarać prowadzący to zebranie, żadnej swawoli intelektualnej. Żadnej prywaty.
PRZYJAŹŃ u św. j. :-\ :-[
Dodam jeszcze że Marcowy z tego roku, BRUD CASTING, mnie rozjechał, a już w szczególności ta wersja z opracowaniem.
-
Zgadzam się z poprzednikiem. Mi też wydawało się, że mam przyjaciół, kochałam moją matkę duchową. Zrobiłabym dla niej wszystko. Natomiast ona wiedziała o mnie wszystko i wiedzę tę skutecznie wykorzystywała. Wszystkie informacje "szły jak po sznurku" wyżej , jak to w sekcie. Mimo to miałyśmy kilka dobrych chwil. Robiła to co uważała za słuszne, moralność w sekcie to odwrotność naszej moralności. wszelkie szubrawstwo jest usprawiedliwione. Sądziła, że postępuje słusznie. Myślę, że naprawdę mnie lubiła. Pewnego dnia po prostu musiała wyjechać , gdy wróciła nie była już sobą, tylko zmęczoną, zniszczoną przez Ruch osobą. Pewnie zapłaciła za moje późniejsze "niedowiarstwo". A mnie na pewien czas wbito w poczucie winy, Najgorsze jest to , że naprawdę mi jej brakuje i chciałabym chociaż wiedzieć czy żyje, ale cóż ta wiedza jest zupełnie poza moim zasięgiem. Może być wszędzie na świecie. Dużo bym dała za to żeby wiedzieć.
-
Jak wygląda taka przyjaźń, widać dobrze na nowym brodokastingu, gdzie przyjaciel donosi na przyjaciela starzym i cieszy się, że skarcili go w duchu miłości. Nie wyobrażam sobie, aby donieść komukolwiek na przyjaciela, nawet gdybym nakryła go na rozrywkowym zachowaniu. O ile nie popełniłby przestępstwa, czy skrzywdził innych, milczałabym jak grób.
Najgorsze jest to , że ten chłopak był całkiem szczery , jego rodzice przestali chodzić na zebrania ?! tu zaczęło się rozdzieranie rodziny . Bo choć ma im być posłuszny to nie do końca, dalej ma chodzić na zebrania , nawet wbrew ich woli , bo tu kończy się ich władza a zaczyna władza Jehowy , czytaj organizacji . Przecież to nie Jehowa mu powiedział , że tak ma postąpić , sam też tego nie przeczytał w Biblii , to strażnica , starsi ,pokazali że tak trzeba postąpić , tylko w ten sposób może ocalić życie rodziców , może znowu zaczną chodzić na zebrania?!
A jak przedstawili rodziców? kiedy on potrzebował ich to tylko się kłócili o pieniądze ! tacy są ci co przestają chodzić na zebrania !!
OBRZYDLIWE !!!
-
No bo przecież wszyscy, którzy przestają chodzić na zebrania i słabną duchowo, to tacy są. Zaczynają dbać o dobra materialne, zamiast duchowe, popadają w niemoralność, tracą jakiekolwiek zasady moralne, co wiąże się z brakiem regularnego przyjmowania pokarmu duchowego...
Powtórzę znowu, co raz pisałam na forum. Gdy jako nastolatka opuściłam ogra, wszyscy czekali na moje "stoczenie się". Kiedy to zacznę kraść, pić, ćpać i puszczać się. A tu zonk. Wychodząc na spacer z psem, mijałam nastoletnie córki starszych, które z pochyloną głową pchały wózki z potomstwwem, lub inne dzieciaki świętych, puszczające po cichaczu dymka w lesie... Org pokazuje takie kontrasty: czarno-białe życie odstępców i kolorowe obrazki z życia głosicieli. Zaklinają rzeczywistość, która niestety rządzi się swoimi, a nie orgowymi prawami.
-
Villa Ella Dokładnie tak jest jak mówisz. Ostatnio nawet przeglądałam jedną ze Strasznic gdzie w kontekscie złego towarzystwa byla narysowana postać mężczyzny z bródką. Przekaz podprogowy jest taki: każdy facet posiadający bródkę jest światusem i złym towarzystwem więc prawdziwy SJ jej nie zapuści.
I tak samo sprawa się ma jeśli chodzi o postrzeganie tych co sami odeszli przez SJ. Np. idąc z mężem uśmiechnięci po ulicy, mijają nas smutni ludzie z ORGa ze spuszczonymi głowami zmuszeni do obrzydliwego ostracyzmu nie mówienia "dzien dobry". To jest dopiero obraz nędzy i rozpaczy. Pewnie są zawiedzeni, że się jeszcze nie stoczyliśmy...
-
Ja tam nie widzę różnicy w postrzeganiu mojej osoby przez współbraci w kontekście mego uczestnictwa na zebraniach. Jak przychodzę na zebrania to i tak czuje się na nich wyobcowany. Na ulicy, co niektórzy nawet dzień dobry mi nie odpowiedzą. Jak nie przychodzę na zebrania to podobnie jest jak bym na nie przychodził, czyli i tak mnie nikt nie poznaje. Między innymi z tych powodów coraz częściej zebrania opuszczam. Oczywiście na filmach ładnie to wszystko wygląda, siedzisz na zebraniu odbierasz pokarm duchowy, a po zebraniu budujące rozmowy, każdy interesuje się każdym. Niestety w realu jest inaczej. Np. w moim zborze po zebraniu wszyscy jesteśmy ponaglani abyśmy wzięli udział w zbiórce do służby polowej, a ci co nie planują służby niestety muszą opuścić salę i wyruszyć do domu. Więc nie ma możliwości nawet podejść i porozmawiać ze sobą, zapytać się co słychać jak żyjesz. O jakich więc więzach można w takich sytuacji mówić?
-
czyli i tak mnie nikt nie poznaje.
Może przez tę brodę.
-
No bo przecież wszyscy, którzy przestają chodzić na zebrania i słabną duchowo, to tacy są. Zaczynają dbać o dobra materialne, zamiast duchowe, popadają w niemoralność, tracą jakiekolwiek zasady moralne, co wiąże się z brakiem regularnego przyjmowania pokarmu duchowego...
Powtórzę znowu, co raz pisałam na forum. Gdy jako nastolatka opuściłam ogra, wszyscy czekali na moje "stoczenie się". Kiedy to zacznę kraść, pić, ćpać i puszczać się. A tu zonk. Wychodząc na spacer z psem, mijałam nastoletnie córki starszych, które z pochyloną głową pchały wózki z potomstwwem, lub inne dzieciaki świętych, puszczające po cichaczu dymka w lesie... Org pokazuje takie kontrasty: czarno-białe życie odstępców i kolorowe obrazki z życia głosicieli. Zaklinają rzeczywistość, która niestety rządzi się swoimi, a nie orgowymi prawami.
Villa Ella Dokładnie tak jest jak mówisz. Ostatnio nawet przeglądałam jedną ze Strasznic gdzie w kontekscie złego towarzystwa byla narysowana postać mężczyzny z bródką. Przekaz podprogowy jest taki: każdy facet posiadający bródkę jest światusem i złym towarzystwem więc prawdziwy SJ jej nie zapuści.
I tak samo sprawa się ma jeśli chodzi o postrzeganie tych co sami odeszli przez SJ. Np. idąc z mężem uśmiechnięci po ulicy, mijają nas smutni ludzie z ORGa ze spuszczonymi głowami zmuszeni do obrzydliwego ostracyzmu nie mówienia "dzien dobry". To jest dopiero obraz nędzy i rozpaczy. Pewnie są zawiedzeni, że się jeszcze nie stoczyliśmy...
Powiem więcej, jakiś czas temu jedna z gorliwych mocherówek gdy zobaczyła nas mimo zakazu zapytała nas co słychać u nas. Gdy padła odpowiedź, że u nas wszystko dobrze, nie mamy problemów większych itp. to z ogromnym zdziwieniem i chyba nawet zawodem w głosie powiedziała: "taaaaak?? ale przecież na świecie tyle złego, armagedon itd..." :)
Wychodzi na to, że ludzie ci mają prosty schemat myślowy, wręcz zachodzi u nich matematyczna zależność:
jesteś w jw.org <==> masz błogosławieństwa, nie masz problemów
wyszedłeś poza jw.org <==> nie masz błogosławieństw, masz kupę problemów.
-
Może przez tę brodę.
Może Tusia, może !!! Widzę sarkazm w twoich wypowiedziach!!!
-
Może przez tę brodę.
Może Tusia, może !!! Widzę sarkazm w twoich wypowiedziach!!!
;D
-
a ci co nie planują służby niestety muszą opuścić salę i wyruszyć do domu. Więc nie ma możliwości nawet podejść i porozmawiać ze sobą, zapytać się co słychać jak żyjesz. O jakich więc więzach można w takich sytuacji mówić?
tak niestety jest, gdyż zbór istnieje po to, aby realizować cele korporacyjne i jest niesamowicie odhumanizowany...
-
;D
??
tak niestety jest, gdyż zbór istnieje po to, aby realizować cele korporacyjne i jest niesamowicie odhumanizowany...
Tak niestety, tak jest. Nie jest to zbór do jakiego wchodziłem prawie 30 lat temu. Nie poznaje go. Jeszcze na zebraniach książki w domach można było odczuć atmosferę rodzinną. Ale teraz????
-
Nie jest to zbór do jakiego wchodziłem prawie 30 lat temu. Nie poznaje go. Jeszcze na zebraniach książki w domach można było odczuć atmosferę rodzinną. Ale teraz????
Warwick w strachu, stąd obostrzenia.
-
Warwick w strachu, stąd obostrzenia.
Pewnie masz rację! Trudno dyskutować z faktami. Właśnie kończę Franza. To bardzo przykre jak postąpiono z tymi ludźmi, z ludźmi, którzy wierzyli w słowo i w organizację. Po prostu spisano ich na straty.
-
Przyjaźń jest wtedy,gdy z drugą osobą możesz porozmawiać o wszystkim,szczególnie o dręczących Cię wątpliwościach!
A wśród "braci" czy na zebraniu nie ma o tym mowy,bo jak powiesz za dużo będziesz na cenzurowanym...
Dobrze,że już ponad rok temu,wybudził się z tego stanu mój dobry przyjaciel,bo mamy jeszcze więcej tematów do rozmów ;)
-
moje trzy grosze:
Przyjaźń w zborze trzeba wypowiadać DUŻYMI LITERAMI ;D
-
Przyjaźń jest wtedy,gdy z drugą osobą możesz porozmawiać o wszystkim,szczególnie o dręczących Cię wątpliwościach!
A wśród "braci" czy na zebraniu nie ma o tym mowy,bo jak powiesz za dużo będziesz na cenzurowanym...
Dobrze,że już ponad rok temu,wybudził się z tego stanu mój dobry przyjaciel,bo mamy jeszcze więcej tematów do rozmów ;)
[/quote][/size]
No to masz szczęście. Ja w towarzystwie, w którym się obecnie obracam muszę uważać na to co mówię. Ostatnio bardzo rzadko spotykam się z kimkolwiek ze zboru. Poza tym chlapnąłem za dużo podczas służby z pewną pionierką. Strasznie była po służbie oburzona moimi poglądami na pewne tematy. Od tamtej pory moja kariera głosiciela powoli umiera śmiercią naturalną. A z pionierką byłem naprawdę w przyjacielskich stosunkach.
-
(...) A z pionierką byłem naprawdę w przyjacielskich stosunkach.
Gandalf Szary.
Nie rozpaczaj, nie pierwsza i nie ostatnia to przyjaźń, która umarła.
Wielu tu straciło je, bo się okazało, że "... JEST NAM NIE PO DRODZE ..." z naszymi poglądami.
:'( :'(
-
Nie, nie rozpaczam. Zaczynam żyć innym życiem, a na pseudo przyjacielach mi nie zależy. Jak to mówią w świecie - ,,prawdziwych przyjaciół poznaje się w biedzie":) Zobaczymy więc jak to będzie.
-
Gandalf,w tzw świecie też są dobrzy ludzie,czy to sąsiedzi z bloku czy w pracy...
Dopiero teraz zobaczyłem,że świadkowie nie mają na to patentu!
Często taki "brat" czy "siostra" w zborze co innego mówi a co innego robi i jak tu takim ludziom ufać?
-
Podstawowym warunkiem przyjaźni jest akceptacja drugiej osoby bez względu na jej światopogląd. Czyli to już wyklucza jakiekolwiek przyjaźnie w zborze.
-
Przyjaciel to ktoś przy kim można głośno myśleć. Niech każdy sobie odpowie czy ma kogoś takiego?
A gdy mamy to jesteśmy farciarzami i pamiętajmy, aby na to zasługiwać.
-
Przyjaciel to ktoś przy kim można głośno myśleć. Niech każdy sobie odpowie czy ma kogoś takiego?
A gdy mamy to jesteśmy farciarzami i pamiętajmy, aby na to zasługiwać.
[/b][/size]
Teraz to dopiero zauważyłem, jaki jest nacisk na poprawność religijną w zborze.
-
Przyjaciel to ktoś przy kim można głośno myśleć. Niech każdy sobie odpowie czy ma kogoś takiego?
A gdy mamy to jesteśmy farciarzami i pamiętajmy, aby na to zasługiwać.
Ktoś kiedyś powiedział, że "przyjaciel to ktoś, kto przebił się przez taką niewidzialną barierę, która otacza każdego z nas, ale tych osób jest tak mało, że wymieniając ich, nie zapełniłby nawet palców jednej dłoni..."
Nie trzeba się długo zastanawiać, żeby stwierdzić, że to prawda...
-
Miałem kilku przyjaciół w tzw. prawdzie. Piszę o przyjaciołach, nie kolegach i w wersji żeńskiej też. Bardzo im współczuje, bo wiem, że są zmanierowani doktryną świadkowską. Czyli nie zadawać się z kimś, kto znalazł się poza zborem. Do dziś jest kilku ( naprawdę kilka osób), z którymi mam bliski kontakt, natomiast pozostali niestety słuchają wskazówek strażnicy. I tych mi najbardziej szkoda.
Przedłożyli wieloletnią przyjazń kosztem doktryny strażnicy. Naprawdę nie działa to tak, jakby oni chcieli. Czyli zmusić mnie niejako do powrotu do zboru przez swą ostentacyjną dezaprobatę. Żałują, że muszą tak robić, jednak robią to i właśnie dlatego mi ich żal. Działają wbrew swemu sumieniu i przekonaniu ale zgodnie z doktryną. Dopóki będą z zborze, nie zrozumieją tego a szkoda. Dla mnie strata?? Zobaczyłem co strażnica wyprawia z naprawdę dobrymi ludzmi. Po prostu mi ich szkoda :-[ :-[ :-[ :-[ :-[ :-[ :-[
-
będąc młodą świadkówną lata 90 te
było gorliwie wesoło
wina nie piło się prawie wcale choć mało się spało
do dziś z tego okresu mam pewne znajomości
tak dziś nazwę to znajomościami bo przyjaźń dla mnie to za wielkie słowo
miałam / mam bff mimo że nie jesteśmy już w jednym zborze, mamy super kontakt
a gdy się spotykamy to jest między nami jak było
to ona pierwsza powiedziała mi o ONZ o pedofilii
ale teraz jak ja poruszam ten temat napotykam beton zbrojony.
tak od dziewczyny która była miała otwarty umysł po zwyczajną panią Dulską!
cóż mam począć? jak mam z nią iść na piwo skoro nawet nie mogę mrudnąć okiem
że wiem o tek całej wuteesowskiej picuwie?
bardzo bardzo mi przykro to mówiąc ale nudzi mnie jej towarzystwo!
oczywiście gdyby jej się coś stało to przegryzę tętnice każdemu kto by palcem ją tkną
nie łudzę się że się przebudzi za dużo miałaby do stracenia.
zaczyna mi nie brakować tych "przyjaciół" w prawdzie taka jest prawda
a myślałam że nie poradzę sobie bez nich
zacieśniam relacje z rodziną nie sj szukam ich na fb
życie nie znosi pustki
-
Intryguje mnie,co znaczy "miałam / mam bff" ?
-
Intryguje mnie,co znaczy "miałam / mam bff" ?
Best Friends Forever
taki z ciebie wapniak że nie kumasz młodzieżowego slangu? ;D
-
Taka luźna dygresja: ciekawi mnie jak zachowuje się ten dawny "przyjaciel" kiedy zobaczy kogoś z "odstępców"? Trzy razy się przeżegna i splunie przez lewe ramie? Czy od razu doniesie sam na siebie do starszyzny że miał odwagę spojrzeć na swojego dawnego przyjaciela? ;d bo jak wiadomo w jworg przyjaźni nie ma a tylko jakaś zorganizowana akcja na pokaz, żeby ludzie widzieli że się tak tam wszyscy uwielbiają...
-
Best Friends Forever
taki z ciebie wapniak że nie kumasz młodzieżowego slangu? ;D
No lata swoje już mam i bardziej znam język,chłopaków na mieście którzy zajmują się wymuszeniami,prostytucją i haraczami...
-
oj trynitry;
będąc młodą świadkówną lata 90 te ........
Będąc młodą lekarką....... aż Kaczmarek mi się ckni, Niech Tusia coś wstawi, ja nie umniem
-
Nie, nie rozpaczam. Zaczynam żyć innym życiem, a na pseudo przyjacielach mi nie zależy. Jak to mówią w świecie - ,,prawdziwych przyjaciół poznaje się w biedzie":) Zobaczymy więc jak to będzie.
I bardzo dobrze.
Po odkrytych rewelacjach nt. tej religii, trzeba życie układać od nowa.
I budować sobie nowy krąg przyjaciół, PRAWDZIWYCH PRZYJACIÓŁ, nie warunkowych.
Powodzenia życzę.
-
oj trynitry;
będąc młodą świadkówną lata 90 te ........
Będąc młodą lekarką....... aż Kaczmarek mi się ckni, Niech Tusia coś wstawi, ja nie umniem
k
jak to dobrze że choć jeden wie do czego piłam
-
Odnośnie tematu (tego wątku)
Przyjaznie w zborze bywają różne ('kwadratowe ,a czasem i podłużne') ..
Warto "nie dać się zwariować" a Jezus powiadał : "miłujcie nawet swoich nieprzyjaciół" - tak 'trzymać' .
"Miłość zawsze zwycięża" (bo jest dobra) .
-
k
jak to dobrze że choć jeden wie do czego piłam
aki
Ciekawy jestem, czy Ty przypadkiem nie byłaś na jakimś obozie ze mną. Brałem ksiązeczkę 60 min. na godzinę ( taki tyuł) nie mogę jej trafić teraz. I jechaliśmy. Każdy dostawał swoją rolę i miał to opanować. Nie potrafił - improwizował.
Albo pieśń Raya Charlesa. Hit the road jack. Każdy wydarł mordę What you say???? Można było urozmaicić nudny świadkowski repertuar? Można tylko trzeba chcieć :-\ :-\ :-\
-
Wg mnie prawdziwa przyjaźń w zborze ŚJ jest z definicji niemożliwa. Przyjaźn to przede wszystkim zaufanie i szacunek do drugiego człowieka. Możliwość porozmawiania na tematy trudne - take jak np wątpliwości i przemyślenia. W organizacji w której każdy dla każdego jest policjantem trzeba stawiać granice bliskości - bo zawsze istnieje możliwość że ktoś stanie się odstępcą. Świadomie czy nie, zborowiki trzymają się na dystans, bo co jeśli... Coś, co ŚJ nazywają przjaźnią jest w 9 na 10 przypadków płytkie jak kałuża.
-
aki
Ciekawy jestem, czy Ty przypadkiem nie byłaś na jakimś obozie ze mną. Brałem ksiązeczkę 60 min. na godzinę ( taki tyuł) nie mogę jej trafić teraz. I jechaliśmy. Każdy dostawał swoją rolę i miał to opanować. Nie potrafił - improwizował.
Albo pieśń Raya Charlesa. Hit the road jack. Każdy wydarł mordę What you say???? Można było urozmaicić nudny świadkowski repertuar? Można tylko trzeba chcieć :-\ :-\ :-\
całkiem możliwe
różne piosenki adoptowaliśmy na potrzeby ośrodków pionierskich
przeważnie jakieś szlagiery z bardzo teokratycznym tekstem
ośrodki były ok
szkoda że dzisiaj młodzi nie mają tego
człowiek uczył się gotować, odpowiedzialności za innych,
stosunków międzyludzkich na cały zegar, a nie tylko w spodnie w kant lakierki
na 2 godziny
a tak to człowiek miał szkołę życia
i nawet podczas głoszenia musiał wykazać się kreatywnością
bo przecież kto by dał rade głosić 5 godzin?
toż człowiek po tygodniu emocjonalnie padł.
założenie było dobre.
no i te normy moralne - kto się trzymał to się trzymał
zawiązywały się znajomości, miłości czasem małżeństwa
-
Kurcze - a ja do tej pory najlepiej wspominam (i szanuje) osoby ze zboru (nie wszystkie) - ale naprawdę tych szczerych i uczciwych .
Po co ja tam trafiłem (do zboru?)- bo chyba tego szukałem (szczerości ,prawdy ,przyjazni , zaufania i jedności ) - to tak powinna wyglądać miłość prawdziwa .
W to uwierzyłem .