Świadkowie Jehowy - forum dyskusyjne
WSZYSTKO INNE => NAPISZ my znajdziemy odpowiedni dział => Wątek zaczęty przez: listonosz w 18 Lipiec, 2017, 16:03
-
Do otwarcia tego watku zainspirowal mnie artykul na niemieckojezycznej stronie ex-SJ , Bruderinfo .
Pewna byla siostra , ktora nazwala sie Tiffy , opisuje swoje doswiadczenia malzenskie , z okresu ok. 30-tu lat , kiedy to , bedac bardzo gorliwym glosicielem , stosowala sie bezkrytycznie do zasad Organizacji , rowniez przy szukaniu partnera zyciowego i pozniej prowadzenia zycia rodzinnego .
Wszyscy wlasciwie znamy te zasady . Nalezy pobierac sie "w Panu" , partner powinien byc gorliwym glosicielem , najlepiej na przywileju , oddanym bez reszty Bogu (a wlasciwie to Organizacji ), do tego przykladny maz , ojciec , nie materialista itd , itp... To samo dotyczy siostry .
WTS , w swoich propagandowych pisemkach , szerzy poglad , ze pary malzenskie , stosujace sie do tych zasad , maja najlepsze szanse na prowadzenie szczczesliwego zycia w trwalym i udanym zwiazku .
O uczuciu wzajemnej milosci , jak rowniez fascynacji druga osoba , wspolnych zainteresowaniach , wspomina sie bardzo niewiele .
Glownym czynnikiem wiazacym malzenstwa ma byc , wedlug Straznicy , wspolna religia i milosc do Boga .
Jak opisuje Tiffy , jej malzenstwo wlasnie takie bylo . Doslownie , jak z podrecznika "Jak prowadzic szczesliwe zycie rodzinne ".
Tak bylo do czasu , kiedy zaczely sie u nich pojawiac watpliwosci co do doktryn SJ, i co w koncu zaowocowalo opuszczeniem przez cala rodzine tej organizacji .
Wydawaloby sie , wszystko w porzadku , sa wreszcie wolni , moga dalej prowadzic swoje zycie i wreszcie sie realizowac bez straznicowych ograniczen.
Niestety , okazalo sie ,ze poza wspolna przeszloscia wsrod SJ , niewiele ich laczy . Nie to , zeby nie mogli sie zniesc , traktowali siebie z sympatia , ale to juz bylo wszystko . Brak milosci , brak wspolnych zainteresowan , wspolnych celow , dzieciaki dorosle , przyzwyczajenie , rutyna i nic wiecej .
Mozna by powiedziec: OK , jest wiele takich malzenstw , ktore nie widzac sensu prowadzenia wspolnego zycia , rozchodza sie i probuja na nowo znalezc partnerow i zalozyc szczesliwy zwiazek .
Tylko , ze ex-SJ maja pod tym wzgledem podwojnie trudno .
Wychowywani , przez cale zycie, w przekonaniu , ze rozwod jest czyms zlym , ze trzeba byc wiernym jednemu patrnerowi do "grobowej deski " bo inaczej nie ma szans na przezycie Armagedonu , czesto nie sa zdolni do zrobienia zdecydowanego kroku i znalezienia nowego partnera , ktory bardziej do nich pasuje .
Wspomniana Tiffy , nie podaje tam gotowych recept , jak radzic sobie z taka sytuacja .
Raczej namawia do zastanowienia sie , wysluchania roznych opinii , podyskutowania...
Nie ukrywam , ze wiele z problemow tam omawianych dotyczy rowniez mojego malzenstwa .
Chyba dlatego ten artykul szczegolnie mnie poruszyl .
A wiec , kochani forumowicze , napiszcie co o tym myslicie , niezaleznie czy znacie problem z autopsji czy tylko ze slyszenia . Kazda opinnia jest cenna .
Rowniez , jezeli dla kogos jest to temat zbyt intymny na publiczne omawianie , chetnie porozmawiam na priv. Pzdr.
-
Nie wiem czy podwójnie trudno bo choć mam drugiego męża to żaden z mężów"nie w panu" ;D
A że miłość i fascynacja przemija to żadnej ameryki nie odkryliśmy.
Człowiek uczy się na błędach.Wiadomą rzeczą że jak nie jesteśmy przyjaciółmi,kumplami,nie mamy wspólnych zainteresowań,podobnych pragnień,to w takim małżeństwie albo jeden z partnerów sie męczy i trwają,albo dochodzi do rozstania.
Pewnie nie świadkowska przeszłość siostrze Stefanii w małzeństwie przeszkadza tylko bardziej przyziemne problemy.
Jesteśmy zwierzętami stadnymi ale lubimy zmiany i tak sobie myślę że gdyby nie tzw"obyczaje to byśmy zmieniali partnerów co parę lat.Nie nadarmo kawał wymyślili o mężczyźnie co mówi:jakaś ty ładna żebyś ty jeszcze obca była.
-
Z doświadczenia innych kolegów - seks. Alfa i omega związku. Na nim się zaczyna, na nim się kończy.
:)
-
Z doświadczenia innych kolegów - seks. Alfa i omega związku. Na nim się zaczyna, na nim się kończy.
:)
i
Tak , duzo w tym racji !
Jednak wiadomo , ze ten seks to tylko do pewnego czasu moze cementowac zwiazek .
Atrakcyjnosc traci sie z wiekiem i jezeli tylko na tym oparlismy nasze malzenstwo to rozleci sie predzej czy pozniej .
Dlatego , moze jednak nie najgorszy to pomysl troche przed malzenstwem powybrzydzac , poprobowac czy ten albo ta do mnie pasuje . Wiadomo , ze u SJ nie wchodzi to w gre i chyba dlatego pozniej te problemy u niedobranych par .
Tak jak napisala Matylda , trzeba byc przyjaciolmi , kumplami , miec podobne zainteresowania i pragnienia .
-
i
Tak , duzo w tym racji !
Jednak wiadomo , ze ten seks to tylko do pewnego czasu moze cementowac zwiazek .
Atrakcyjnosc traci sie z wiekiem i jezeli tylko na tym oparlismy nasze malzenstwo to rozleci sie predzej czy pozniej .
Dlatego , moze jednak nie najgorszy to pomysl troche przed malzenstwem powybrzydzac , poprobowac czy ten albo ta do mnie pasuje . Wiadomo , ze u SJ nie wchodzi to w gre i chyba dlatego pozniej te problemy u niedobranych par .
Tak jak napisala Matylda , trzeba byc przyjaciolmi , kumplami , miec podobne zainteresowania i pragnienia .
Co do przyjażni,kumplostwa okey,ale zainteresowania i pragnienia już nie koniecznie,choć to nie reguła.
Moja żona ma swoje zainteresowania pragnienia,a ja swoje.
Ona toleruje moje i wysłuchuje moich zainteresowania,a ja często prowadzę dyskusję o jej zainteresowanich.
Wydajemy kupę kasy na nasze zainteresowania ale nie wytykamy tego sobie nawzajem.
To są dwa kręgi zainteresowań gdzie jest autonomia i w ramach tejże autonomii każdy jest tam pan/ią/em
-
i
Jednak wiadomo , ze ten seks to tylko do pewnego czasu moze cementowac zwiazek .
Od którego momentu seks przestaje cementować związek? :)
-
Od którego momentu seks przestaje cementować związek? :)
Seks wogóle nie cementuje związku,to jest tylko jedna z rozrywek 8-),a przestaje być obiektem nieustannego pożądania po pięciu-siedmiu latach :)
-
Od którego momentu seks przestaje cementować związek? :)
Od momentu , gdy kolezanka z pracy zaczyna sie Tobie bardziej podobac niz twoja wlasna zona ! ;D
Tu sie zaczyna rownia pochyla .
Nie no , Matylda ! Oczywiscie , ze cementuje , tyle ze krotko . Po prostu , od 50-tki (mniej wiecej) ten cement coraz bardziej kruchy sie robi . :'(
-
Od momentu , gdy kolezanka z pracy zaczyna sie Tobie bardziej podobac niz twoja wlasna zona ! ;D
Tu sie zaczyna rownia pochyla .
Nie no , Matylda ! Oczywiscie , ze cementuje , tyle ze krotko . Po prostu , od 50-tki (mniej wiecej) ten cement coraz bardziej kruchy sie robi . :'(
Może Dawid dlatego był "ogrzewany"przez szulamitkę,w podeszłym wieku.
-
Seks wogóle nie cementuje związku,to jest tylko jedna z rozrywek 8-),a przestaje być obiektem nieustannego pożądania po pięciu-siedmiu latach :)
Od momentu , gdy kolezanka z pracy zaczyna sie Tobie bardziej podobac niz twoja wlasna zona ! ;D
Tu sie zaczyna rownia pochyla .
Z radościa oznajmiam, że duch w narodzie nie ginie. Forum ma ponad 2 lata, w końcu jakiś watek na temat seksu, a nie ciagle tylko WTS, WTS i WTS :)
A teraz serio serio: to co napisaliscie - w pelni się zgadzam: ze przyjazn, że pożadanie, że seks sie zmienia i ewaluowuje wraz ze stazem w zwiazku. Wszystko racja i prawda. Natomiast wydaję mi się, że gdyby seks nie był najważniejszy to nie byłoby takiego wielkiego 'halo' na jego temat. Gdyby nie dotykał nas tak głeboko traktowalibyśmy sam stosunek płciowy jak podanie sobie ręki, a jednak tak nie jest.
Celowo napisałem, że od seksu się wszystko zaczyna. Z jakiegos powodu będąc w zwiazku małzeńskim, bo na nim sie skupiamy, rezerwuje się sfere intymna tylko i wylacznie dla drugiej osoby. Mozna miec innych przyjaciol, kompanow, kumpli, psiapsiółki, autorytety, ale z nimi się nie sypia :).
I na seksie wszystko się kończy. Gdyby nie cementował - wtedy po co się pobierać, po co przysięgać sobie wierność, po co się późńiej rozwodzić? Jeśli cementuje - zdrada (czasem fizyczne parenaście minut) potrafić rozwalic lata pracy, przyjażni, wspołnych pasji, starań, przygód i hobby. A jeśli małżonkowie oddalają się od siebie psychicznie (nawet bez wpływu osób trzecich), najczęściej również jest blokada przed otwartością i satysfakcją w
łóżku.
EDYTA:
Doczytałem dopiero teraz, że cement po 50tce gorzej schnie - czy jakoś tak :). Seks się zmienia. Ludzie się zmieniają. Forma seksu się zmienia. Potrzeby, oczekiwania, możliwości i poziom satysfakcji z bliskości też się zmienia. Ale ważność seksu niezależnie od wieku jest taka sama - obojętnie czy seks ma obraz 12godzinnego maratonu nastolatków, których rodzice wyjechali w końcu wewczasy czy pogłaskanie zza uszkiem 100-latkow, którzy dla siebie ciągle są atrakcyjni, potrzebni i wspaniali.
A'propos jeszcze miłości w dojrzałym wieku :) (dla osób 18+ - proszę nie czytać przed godz. 22 :) )
Henryk ma 95 lat i mieszka w domu starców. Każdego wieczoru, po kolacji Henryk wychodził do ogrodu, siadał na swoim ulubionym fotelu i wspominał swoje życie.
Pewnego wieczoru, 87-letnia Stefania spotkała go w ogrodzie. Przysiadła się i zaczęli rozmawiać. Po krótkiej konwersacji Henryk zwraca się do Stefanii z pytaniem:
- Wiesz o czym już całkiem zapomniałem?
- O czym?
- O seksie.
- Ty stary pierniku! Nie stanąłby Ci nawet gdybyś miał przyłożony pistolet do głowy!
- Wiem, ale byłoby miło gdyby ktoś potrzymał go chociaż w ręce.
I Stefania zgodziła się. Rozpięła Henrykowi rozporek i wzięła jego penisa do ręki.
Od tego czas co wieczór spotykali się w ogrodzie. Jednak pewnego dnia Stefania nie zastała Henryka w umówionym miejscu. Zaniepokojona (wszak w tym wieku o wypadek łatwo) poczęła go szukać. Znalazła Henryka w najdalszym kącie ogrodu, a jego penisa trzymała w ręku 89-letnia Zofia. Stefania nie wytrzymała i krzyknęła ze łzami w oczach:
- Ty rozpustniku! Co takiego ma ta lafirynda czego ja nie mam?!
- Parkinsona...
-
Nie jest tajemnica, ze ludzie z biegiem czasu sie zmieniają. Ważne, żeby do tych zmian odpowiednio sie dostosować. Skoro przeżyli razem tyle lat, to nie sadze, by łączyła ich glownie organizacja i wypełnianie obowiązków z nia związanych (zebrania, głoszenie, itp); syndrom pustego gniazda na pewno nie pomoga w tej sytuacji, ale wydaje mi sie, ze to czas, gdzie można odkryć siebie na nowo. I skupić sie na małych rzeczach, szczególnie tych, które kiedyś nas fascynowały w drugiej osobie, bo przecież cos sprawiło, ze zdecydowaliśmy sie na wspólne życie. Moze wreszcie jest czas na nadrobienie wszystkich filmów i żywe dyskusje nad nimi, moze jakieś miejsce chcieliście odwiedzić, ale zawsze było cos przeciwko, można znaleźć sobie inne wspólne hobby, jesli smutek po opuszczeniu organizacji jest tak duży- kurs tańca, brydż, piesze wycieczki. Seks tez jest ważny - nie cementuje związku już na tym etapie tak jak na początku, ale to wciąż jedna z potrzeb fizjologicznych i świadczy o wzajemnej bliskości. To, ze ktoś inny moze nam sie podobać wynika zazwyczaj z rutyny, chęci poznania czegoś nowego niż to, co znane. Ale to złudzenia - po pierwsze dlatego, ze po tylu wspólnych latach w związku wiesz, gdzie nacisnąć, by wywołać odpowiednia reakcje żony, a używanie wyobraźni moze przełamać rutynę. Po drugie trzeba sobie przypomnieć, co sprawiało nam kiedyś przyjemność i spróbować to odtworzyć - romantyczna kolacja; czule SMS. Kiedyś czytałam artykuł mężczyzny w średnim wieku, który był trochę znudzony żona, ale nie chciał jej zdradzać, wiec kupił dwa telefony Na kartę - jeden dla siebie, drugi dla żony i zaczęli ze sobą na nowo flirtować przez SMS i umawiać sie w hotelu. Jego Małżeństwo odżyło.
Uważam, ze nie trzeba zmieniać partnera, wystarczy zawalczyć o obecnego. Pomyśleć, wspólnie porozmawiać.
Nie sadze tez, by różne kontakty seksualne przed małżeństwem miałyby zapobiegać podobnym sytuacja w przyszłości, ponieważ nie ma to dla mnie związku z pojawiająca sie rutyna w późniejszym okresie.
I nie zwalalabym rownież tych problemów na karb odejścia z organizacji. Takie problemy ma wiele par, niezależnie od wyznania.
-
Nie no , Matylda ! Oczywiscie , ze cementuje , tyle ze krotko . Po prostu , od 50-tki (mniej wiecej) ten cement coraz bardziej kruchy sie robi . :'(
Otóż tutaj nie o wiek chodzi tylko o ew staż małżeński czy jak go tam zwał ;D
Znam pary w wieku 56+ co sex mają w oczach.
Człowiek w każdym wieku jest w stanie wykrzesać z siebie wiele jak jego organizm ma dostateczną dawke fenyloetylominy :)
Swoją drogą to piękne jest :)
-
Czy ja dzisiaj usnę po takich akademickich wykładach o 90 latkach z Parkinsonami? ??? ;) :)
-
Tak Reskator -w związku 'dwojga ciał i dusz' - chodzi nie tylko o seks i zaspakajanie swoich potrzeb materialnych .. A gdzie wymiana myśli (jako przyjaciół) i zgoda (bez hormonów -chemii) -To miłość jest na poziomie przekazania genów swojemu potomstwu ? (dżungla)- w przyrodzie owad doskonały kończy w potomstwie (koło życia) - Prawo Natury dla Człowieka ?? - ja na to się nie zgadzam >:( , :(
-
Znacie aczkolwiek jakie są ' prawa natury' ?? . Człowiek ponoć z tego 'wyrasta' - ale kto to wie ? -może nie wszyscy kierują się "człowieczeństwem" i miłością ... ;) - hmm..-kto to wie ?..-"dziwny jest ten świat" - no ja tak sobie tylko myślę (po cichu) .Pozdrawiam :)
-
Ludzie na poziomie seksualnym funkcjonują jak zwierzęta. Wszystko to co się dzieje w okresie "zakochania" dąży do zapłodnienia samicy. Dopiero później ludzie patrzą na siebie inaczej niż przez pryzmat hormonów i substancji chemicznych w mózgu. Kobieta podczas owulacji zatrzymuje więcej wody w organizmie, która wędruje do różnych miejsc. Głównie służy to do poprawienia symetrii obu stron ciała. A to z kolei po to, że mężczyzna dobiera sobie kobietę, która wygląda zdrowo. Taka kobieta ma dobry materiał genetyczny.
-
Mówią ,że to feromony (zapachy) przybliżają ludzi do siebie - moją drugą żonę przybliżył zapach 'kasy' - jak zapach się skończył (chemia) - to poszła w 'długą' - szukać dalej 8-) 8-)
-
. Kobieta podczas owulacji zatrzymuje więcej wody w organizmie, która wędruje do różnych miejsc. Głównie służy to do poprawienia symetrii obu stron ciała.
A także do mózgu, co powoduje..... :o
Jego lepsze nawodnienie i pracę. ;D Chyba, że to za wcześnie i ta woda jeszcze wszędzie nie dotarła. ;D
A tak poważnie w temacie. Najpierw człowiek , a dopiero później płeć. Tym się różnimy od zwierząt, że mamy więcej pod dekielkiem ( choć u niektórych różnie to bywa), dlatego ładne piórka i dźwięki to za mało. ;)
-
Ludzie na poziomie seksualnym funkcjonują jak zwierzęta. Wszystko to co się dzieje w okresie "zakochania" dąży do zapłodnienia samicy. Dopiero później ludzie patrzą na siebie inaczej niż przez pryzmat hormonów i substancji chemicznych w mózgu. Kobieta podczas owulacji zatrzymuje więcej wody w organizmie, która wędruje do różnych miejsc. Głównie służy to do poprawienia symetrii obu stron ciała. A to z kolei po to, że mężczyzna dobiera sobie kobietę, która wygląda zdrowo. Taka kobieta ma dobry materiał genetyczny.
Ze wszystkich stworzeń na świecie tylko człowiek się rumieni ze wstydu.
Ale tylko człowiek ma ku temu powody.
-
(...)Jak opisuje Tiffy, jej malzenstwo wlasnie takie bylo. Doslownie , jak z podrecznika "Jak prowadzic szczesliwe zycie rodzinne ".
Tak bylo do czasu, kiedy zaczely sie u nich pojawiac watpliwosci co do doktryn SJ (...)Niestety, okazalo sie, ze poza wspolna przeszloscia wsrod SJ , niewiele ich laczy.
(...)
Wychowywani, przez cale zycie, w przekonaniu , ze rozwod jest czyms zlym
(...)
Nie uważam żeby problem był typowy dla exSJ. Równie dobrze mogliby być zrzeszonymi wcześniej w kółku wędkarskim. Gdy oboje na tym zbudowali związek na łowieniu ryb to po straceniu zainteresowania wędkowaniem ich związek też może się okazać stracony. Sytuacja exSJ nie jest w takim razie czymś wyjątkowym. Ot kolejny przykład subiektywności rad WTS wbrew ich zapewnieniu o uniwersalności.
Na tej podstawie uważam ze cała ich literatura to trucizna i nie ma tam nic wartościowego. Nawet zwykłe artykuły o byle czym posiadają wtrącenia zarażające ich sposobem myślenia zamkniętym w sekciarskiej metalności.
Co do drugiej części cytatu. Z moich obserwacji osób SJ których znałem to chociaż uczą o rozwodach, że to zło to mało kto traktuje to poważnie jak chce coś zmienić. Mówią dużo, a ich czyny nie idą za tym.
MX - koniec - MX
-
Z radościa oznajmiam, że duch w narodzie nie ginie. Forum ma ponad 2 lata, w końcu jakiś watek na temat seksu, a nie ciagle tylko WTS, WTS i WTS :)
No , tak naprawde , to ten watek jest i o WTS-ie i o seksie .
Bo , niestety , ten WTS wpiernicza nam sie nawet pod koldre i to zdarza sie rownierz u ludzi , ktorzy przestali byc SJ , a wiec teoretycznie nie powinni sie przejmowac co stare , zakompleksione dziadki z Warwick w tej materii radza .
Mysle , ze u ludzi fanatycznie religijnych ( nie tylko u SJ ) dochodzi do rozwiniecia sie roznych zachamowan i kompleksow , ktore rzutuja na zwiazek malzenski czy w ogole na zycie .
Czytalem kiedys artykul w "Der Spiegel" o malzenstwach wsrod ortodoksyjnych muzulmanow w Turcji , gdzie powszechna praktyka jest aranzowanie zwiazkow przez rodzicow , jeszcze w okresie dziecinstwa narzeczonych .
Mlodzi musza sie temu podporzadkowac , jesli nie chca ryzykowac zerwania wiezi rodzinnych .
Po przez ta praktyke , wiekszosc malzenstw jest ,swego rodzaju, transakcja handlowa i trudno mowic o milosci czy satysfakcji w takich zwiazkach .
U SJ jest troche inaczej , zwiazki raczej nie sa aranzowane przez rodzicow , ale presja zboru jest duza , aby dobierac sie z "odpowiednim " partnerem .
W dodatku , sztywne reguly prowadzenia takiego malzenstwa , przyczyniaja sie do rozwoju frustracji w zwiazku i calkiem niepotrzebnych wyrzutow sumienia .
Bodaj jeszcze Ray Franz , w Kryzysie Sumienia , wspominal o listach pewnego malzenstwa do Centrali , gdzie padalo pytanie o alternatywne metody pozycia seksualnego , gdyz maz byl niepelnosprawny .
Pewnie , nie kazda para przejmuje sie tymi radami ( i bardzo dobrze ! ) ale mimo wszystko , to zakrawa na paranoje , ze jacys nieznani osobiscie ludzie , probuja nam mowic " co i jak " w tak intymnej dziedzinie .
Faktem jest rowniez , ze bedac jeszcze aktywnym i gorliwym glosicielem , raczej sie tych problemow nie zauwaza .
To wyplywa na powierzchnie , jak w przypadku Tiffy , dopiero pozniej .
Zreszta , podobnie jest w moim zwiazku , gdzie po opuszczeniu zboru , bedac w okolicach 60-tki , musimy sie na nowo definiowac jako malzenstwo i szukac co nas rzeczywiscie laczy.
-
Prawda jest, ze nauki wts sa w nas głęboko zakorzenione i trudno je całkowicie odrzucić po wyjściu, ale tak sobie myśle, ze warto sie przełamać (jesli chodzi o seks) i zaznajomić sie z tym, co do tej pory było "zakazane". I to od razu z grubej rury- A obejrzeć wspólnie pornusa, a co! Moze byc niezręcznie na początku, ale terapie szokowe maja podobno największe szanse powodzenia :)
-
Prawda jest, ze nauki wts sa w nas głęboko zakorzenione i trudno je całkowicie odrzucić po wyjściu, ale tak sobie myśle, ze warto sie przełamać (jesli chodzi o seks) i zaznajomić sie z tym, co do tej pory było "zakazane". I to od razu z grubej rury- A obejrzeć wspólnie pornusa, a co! Moze byc niezręcznie na początku, ale terapie szokowe maja podobno największe szanse powodzenia :)
;D . Taka "szokowa terapia" to moze i dobra dla tych , ktorych pornusy szczegolnie rajcuja ;) . W Rajchu jest dosyc duzo mozliwosci podkrecenia swojego zwiazku , od plaz FKK az do roznego typu Klubow dla par. Ja ze swoja lepsza polowa jestesmy raczej tradycyjnie nastawieni i bardziej nam zalezy na dobrym zrozumieniu niz na seksualnych eksperymentach . A moze to juz sprawa wieku ?
Jak by na to nie patrzec , dla kazdego w koncu przychodzi taki czas , ze seks musi zejsc z zaszczytnego , pierwszego miejsca na piedestale i wtedy powstaje pytanie : co nam pozostaje ? dlaczego chcemy byc dalej razem?
Temat nie jest latwy , nawet momentami bolesny ale calkiem ominac sie go nie da .
Akurat dzisiaj pozyczylem od znajomej ksiazke autorstwa wieloletniego terapeuty malzenstw Oskara Holzberga . Nie wiem czy znany jest rowniez w Polsce ? Zobaczymy co fachowiec radzi .
A moze znacie jakies ciekawe wydawnictwa z tej dziedziny ? (oczywiscie poza publikacjami WTS-u ;D )
-
Prawda jest, ze nauki wts sa w nas głęboko zakorzenione i trudno je całkowicie odrzucić po wyjściu, ale tak sobie myśle, ze warto sie przełamać (jesli chodzi o seks) i zaznajomić sie z tym, co do tej pory było "zakazane". I to od razu z grubej rury- A obejrzeć wspólnie pornusa, a co! Moze byc niezręcznie na początku, ale terapie szokowe maja podobno największe szanse powodzenia :)
Po obejrzeniu takiego pornusa możemy mieć dwa zgonusy :-* :-*
-
;D . Taka "szokowa terapia" to moze i dobra dla tych , ktorych pornusy szczegolnie rajcuja ;) . W Rajchu jest dosyc duzo mozliwosci podkrecenia swojego zwiazku , od plaz FKK az do roznego typu Klubow dla par. Ja ze swoja lepsza polowa jestesmy raczej tradycyjnie nastawieni i bardziej nam zalezy na dobrym zrozumieniu niz na seksualnych eksperymentach . A moze to juz sprawa wieku ?
Jak by na to nie patrzec , dla kazdego w koncu przychodzi taki czas , ze seks musi zejsc z zaszczytnego , pierwszego miejsca na piedestale i wtedy powstaje pytanie : co nam pozostaje ? dlaczego chcemy byc dalej razem?
Temat nie jest latwy , nawet momentami bolesny ale calkiem ominac sie go nie da .
Akurat dzisiaj pozyczylem od znajomej ksiazke autorstwa wieloletniego terapeuty malzenstw Oskara Holzberga . Nie wiem czy znany jest rowniez w Polsce ? Zobaczymy co fachowiec radzi .
A moze znacie jakies ciekawe wydawnictwa z tej dziedziny ? (oczywiscie poza publikacjami WTS-u ;D )
Ja bym zaczęła od jakieś nowej pasji - tango, nordic- walking, gotowanie, teatr, ogródek działkowy. Wspólne spędzenie jak największej ilości czasu na pewno pomaga. Moi rodzice skorzystali natomiast z terapii małżeńskiej i tez dała pozytywne efekty(sa dobrze po 50.)
Z książek Dobra pozycja to "psychologia domowa" Braun- Gałkowskiej, opowiada ogólnie o życiu.
-
Listonoszu to , ze seksw pewnym wieku schodzi na dalszy plan to naturalne , nie znaczy to , ze jest mniej wazny./jakas zabawka moze sie przydac/.Najlepsza terapia to dbałosc o drugą osobe na co dzien , jakies miłe słowo zawsze mile widziane i wiek tu nie ma nic do rzeczy.Mezczyzni czasem mysla, ze nie muszą sie juz starac tak jak kiedys bo... bo co ? My tez zapominamy , ze faceci lubią miłe słowka i tak powoli sie oddalamy a wtedy z seksu nici .
-
;i wtedy powstaje pytanie : co nam pozostaje ? dlaczego chcemy byc dalej razem?
żeby nam ktoś plecy posmarował voltarenem albo inny elektromasarz przyczepił
żeby nam ktoś szklankę herbaty podał i książkę i kocyk
żebyśmy mieli z kim pogadać i mieli pewność że nas zrozumie
żeby nam miał kto pierogów narobić i szarlotkę podać z bitą śmietaną i gwoździ nawbijać w ścianę i szafę sto razy w inne miejsce na plecach przetargać
............
............
............
czy to wystarczający powód? ::)
może tak może i nie ???
-
Listonoszu to , ze seksw pewnym wieku schodzi na dalszy plan to naturalne , nie znaczy to , ze jest mniej wazny./jakas zabawka moze sie przydac/Mezczyzni czasem mysla, ze nie muszą sie juz starac tak jak kiedys bo... bo co ?
I wtedy pojawia się jakiś listonosz , nie ważne czy z Niemiec czy innej jakiejś Polski , namąci w głowie, uśmiechnie się , wysłucha , zrozumie . Ech ..... :D
-
A ja myślę, że człowiek lubi znaleźć wyjaśnienie dla każdej sytuacji...
Siedzi sobie taka Tiffy i zastanawia się dlaczego po kilkunastu czy więcej latach małżeństwa jej związek zaczyna się psuć. I doznaje olśnienia - to wszystko przez religię Świadków!
Bo przecież gdyby w młodości znalazła chłopa, który tak jak ona interesuje się zbieraniem znaczków i chodzeniem na grzyby (a nie na zebrania), to dziś na pewno byliby udanym małżeństwem, zakochani w sobie jak para nastolatków!
Winę ponosi tu WTS, ale chyba głównie pod tym względem, że zamieszcza dużo artykułów o szczęśliwych małżeństwach Świadków i robi propagandę szczęścia, którego tak naprawdę w organizacji nie ma. Patrzy więc taka nieszczęśliwa żona na uśmiechnięte twarze par ze Strażnicy i uważa, że inni są szczęśliwi, a tylko ją to ominęło.
Ale nie oszukujmy się! Wspólne zainteresowania to nie wszystko, jeżeli facet ma fajne hobby, ale lewe ręce do roboty i chce żeby żona go utrzymywała (a znam takich facetów z JW.ORGa), to małżeństwo i tak może się rozpaść.
Pamiętam rozmowę z moją (wtedy) 85-letnią babcią, która wspominała swoją młodość (ale nie była nigdy ŚJ). Bardzo żałowała, że wyszła za mąż za mojego dziadka, bo żyli ze sobą prawie przez całe małżeństwo jak pies z kotem. Dopadła ją taka nostalgia i mówi mi coś takiego:
"Pamiętam jak byłam jeszcze panną, jeszcze nie znałam wtedy swojego męża i sprzątałam w domu, a w drzwiach kuchni stanął taki Wasyl (którego widziałam dopiero drugi raz na oczy) i przyglądał się przez chwilę jak ja pracuję. Wasyl przyglądał się i przyglądał, a w końcu zapytał mnie - cały czas stojąc w drzwiach - czy bym za niego nie wyszła za mąż. Ja byłam tym tak zaskoczona, że myślałam, że on żartuje i pytam go czy on zgłupiał. Na co chłopak jeszcze chwilę postał w drzwiach i poszedł.
Jaka szkoda, że ja wtedy mu tak odpowiedziałam, bo gdybym odpowiedziała "tak" i wyszła za niego za mąż, to na pewno byłabym z nim szczęśliwa!"
Zapamiętałam sobie dobrze tę historię, bo jest to kwintesencja myślenia życzeniowego. I nawet nazwałam ją sobie na własny użytek "syndromem Wasylka" :D
Z syndromem tym spotkałam się także kilka lat temu, gdy uczestniczyłam w rozmowie matki (70 lat, ŚJ) z córką (50 lat, były ŚJ). Córka w młodości nie posłuchała mamy i zamiast szukać męża wśród braci, wybrała męża "ze świata" i opuściła organizację. Mąż ze świata po jakimś czasie okazał się być leniem i alkoholikiem. No i ta córka z westchnieniem powiedziała do mamy: Mamo, jaka szkoda, że ja ciebie wtedy nie posłuchałam i nie wyszłam za mąż za jakiegoś brata!
P.S.
Zgodzę się, że religia ŚJ ma bardzo duży wpływ na małżeństwo jeżeli małżonkowie z powodu swoich wierzeń rezygnują z dzieci, z pracy, z domu na rzecz głoszenia, pionierowania itd. Ale jeśli wiodą "normalne" życie, to myślę, że nie wszystkie swoje niepowodzenia małżeńskie mogą zrzucić na religię!
-
Psychologowie społeczni powiadają tak: 99% związków przechodzi przez co najmniej 5 z 6 następujących etapów:
1. Zakochanie
2. Romantyczne początki
3. Związek kompletny
4. Związek przyjacielski
5. Związek pusty
6. Rozstanie
-
Gorszycielu - związek dwojga osób : bez przyjazni ,wzajemnego zaufania ,wymiany myśli opartej na wzajemnym zrozumieniu i miłości podpartej hormonami - nie utrzyma się - i nie ma szans na przetrwanie -to po prostu to jest taka prawdą o związkach ludzkich :) :)
-
Psychologowie społeczni powiadają tak: 99% związków przechodzi przez co najmniej 5 z 6 następujących etapów:
1. Zakochanie
2. Romantyczne początki
3. Związek kompletny
4. Związek przyjacielski
5. Związek pusty
6. Rozstanie
Ach , bo psychologowie lubia sobie poszatkowac wszystko na plasterki , wpisac w rozne tabelki , podeprzec sie procentami i mysla , ze sprawa zalatwiona . A zycie pisze niestety wlasne scenariusze . Moze i 99% zwiazkow przechodzi te wszystkie fazy ale temu 1-emu procentowi wcale nie jest przez to lzej !
Mysle , ze duzo racji ma PoprostuJa , bo rzeczywiscie lubimy sobie ponarzekac i zwalic wine na niesprzyjajace okolicznosci , na WTS czy cos innego , aby tylko odpowiedzialnosc odsunac od nas samych .
Czy nam to sie podoba czy nie , nad udanym malzenstwem trzeba pracowac . A i to bez gwarancji sukcesu .
To tak , jak z wychowywaniem dzieci . Mozesz sie starac , wedlug najlepszej wiedzy i mozliwosci , a czy sie Tobie powiedzie to wielka niewiadoma .
Chyba to normalne we wszelkich zwiazkach miedzyludzkich ,ze margines niepewnosci jest bardzo szeroki .
A tak bardziej praktycznie , to mysle , ze dystans do siebie samego i swoich planow , jest tutaj pomocny .
Jak wszystko idzie dobrze , to sie cieszmy . Jak idzie gorzej to nie popadajmy w czarna rozpacz .
-
Listonoszu - naj gorzej jest jak 'cele się rozminą' i nie ma wspólnego 'języka' - to co wtedy powstaje ?? , ???.
-
(...) nad udanym malzenstwem trzeba pracowac. A i to bez gwarancji sukcesu.
Myślę, że do udanego związku trzeba dwoje dojrzałych ludzi, a nie jakiej enigmatycznej pracy. Dojrzałość rodzi dojrzałe decyzję i dojrzałe podejście do błędów i słabości drugiej osoby.
Już pomijam pytanie co to jest ta "praca" ?
MX - koniec - MX
-
jak 'cele się rozminą' i nie ma wspólnego 'języka' - to co wtedy powstaje ?? , ???.
Temat rzeka. Jedni nazywają to "związek przez zasiedzenie", ale kontynuują na zasadzie : gdzie pójdziemy?
Inni mówią : takie jest życie i nic więcej mnie nie spotka. I też trwają. Ale zaczynają snuć marzenia.
W innych ona kupuje psa i gania z nim na spacery, a on zaczyna chodzić na siłownię. Bo a nóż/widelec......
Inni zdają się nie zauważać tematu i robią dobrą minę do złej gry i wmawiając sobie, że jest ok.
Jeszcze inni mniej czy bardziej oficjalnie maja odskocznię / alternatywę w postaci.......( to wstaw dowolną płeć).
Ile związków tyle patentów.
Nie zawsze jest co ratować, o co walczyć, nie zawsze warto. Czasem cena jest nie do zaakceptowania.
Ale najgorsze moim zdaniem jest tkwienie bez przyszłości i szukanie wymówek lub usprawiedliwień. Nie można się oszukiwać wewnętrznie, bo samemu zadaje się sobie niewyobrażalne katusze.
Moja matka zawsze snuła plany, co będzie, gdy już zostanie sama.Gdy to się stało......poczucie straconych lat i żal za wszystkim, co mogło być , a nie jest, spowodowało u niej rozjazd psychiczny. Niegdyś aktywna ponad normę pionierka, dziś siedzi w domu jak zdziczałe zwierzę. Życie uciekło przez palce i się już nie wróci. Czy było warto?
-
Julita , jest dokładnie jak piszesz - jak się 'drogi rozminą' - jeszcze inni powiadają -"lepiej żyć w dobrym towarzystwie" - "no bo gdziesz pójdziemy - do świata podłego i złego ?" - "nie wierzę w bajki - ale mam tu dobrych przyjaciół" , "ten starszy nie wierzy - ale jest drabiną i filarem zboru" - uff. mógłbym jeszcze wymieniać szczere wypowiedzi - ale po co ??
-
Listonoszu - naj gorzej jest jak 'cele się rozminą' i nie ma wspólnego 'języka' - to co wtedy powstaje ?? , ???.
Nie mam pojecia ! Jakis chory uklad dwojga ludzi , ktorzy sie nie cierpia i sa ze soba tylko z przyzwyczajenia ? To juz lepiej sie rozwiesc .
MX : Ta praca wcale nie musi byc enigmatyczna . Akurat probujemy to w naszym zwiazku od jakiegos czasu i to juz przynosi efekty . Zaczelismy ze soba szczerze rozmawiac , szukamy wspolnych celow i je realizujemy . Przestalismy zyc obok siebie a zaczelismy zyc razem . To nie idzie szybko bo mamy lata zaleglosci ale kierunek jest wlasciwy .
Jaki bedzie efekt , czas pokaze . Ale mysle , ze warto powalczyc .
-
Dialog i jeszcze raz dialog o wszystkim , najlepszy w weekend po dobrych drinkach.
-
Harnaś a wspólne dzieci ? - podałbyś im "drinki" na spokój ?? ;)
-
Harnaś a wspólne dzieci ? - podałbyś im "drinki" na spokój ?? ;)
Dzieci nie powstają z dialogu .
Drinki na trudne rozmowy małżeńskie bo rozwiązują język.
Dzieciom alkoholu nie proponuję sam dbam o nie zaniżanie normy w spożyciu aby średnia w kraju była na przyzwoicie wysokim poziomie.
Dzieci na spokój to brałem na boisko , wieczorem bez sił i szybkie zasypianie.
-
A teraz serio serio: (...) wydaję mi się, że gdyby seks nie był najważniejszy to nie byłoby takiego wielkiego 'halo' na jego temat. (...) traktowalibyśmy sam stosunek płciowy jak podanie sobie ręki, a jednak tak nie jest.
(...)
- Ty rozpustniku! Co takiego ma ta lafirynda czego ja nie mam?!
- Parkinsona...
I tu się mylisz.
Tu gdzie pomieszkuję obecnie, sex jest bardziej oczywisty niż podanie ręki.
Powszechnie w publikacjach, w książkach, w rozmowach znaleźć można bez szukania, nowy dla nas z europy wschodniej, sposób na powitanie, spotkanie nowej osoby.
Najpierw sex, potem dopiero i tylko pod warunkiem, że sex był udany - dzień dobry lub dobry wieczór.
Podanie ręki nastepuje dopiero po jakimś czasie. Imię poznajesz dopiero kiedy sex był dobry i został powtórzony.
Więc czy jest czy nie jest ważny?
(...)
P.S.
Zgodzę się, że religia ŚJ ma bardzo duży wpływ na małżeństwo jeżeli małżonkowie z powodu swoich wierzeń rezygnują z dzieci, z pracy, z domu na rzecz głoszenia, pionierowania itd. Ale jeśli wiodą "normalne" życie, to myślę, że nie wszystkie swoje niepowodzenia małżeńskie mogą zrzucić na religię!
W SJ nie ma czegoś takiego jak normalne życie. Nie ma nawet "normalnego" życia.
Każde najbardziej z zewnątrz udane małżeństwo to gra pozorów i gra na czas.
Zebrania, służba, czytanie, studiowanie i kontrola sprawiają, że nie ma tam miejsca na związki.
To takie z kolei moje przemyslenia. po przeczytaniu całego wątku.
-
WSPANIALE, gdzie jest ten raj na ziemi?
Mam już dość tego ciągłego witania się... :D