Do otwarcia tego watku zainspirowal mnie artykul na niemieckojezycznej stronie ex-SJ , Bruderinfo .
Pewna byla siostra , ktora nazwala sie Tiffy , opisuje swoje doswiadczenia malzenskie , z okresu ok. 30-tu lat , kiedy to , bedac bardzo gorliwym glosicielem , stosowala sie bezkrytycznie do zasad Organizacji , rowniez przy szukaniu partnera zyciowego i pozniej prowadzenia zycia rodzinnego .
Wszyscy wlasciwie znamy te zasady . Nalezy pobierac sie "w Panu" , partner powinien byc gorliwym glosicielem , najlepiej na przywileju , oddanym bez reszty Bogu (a wlasciwie to Organizacji ), do tego przykladny maz , ojciec , nie materialista itd , itp... To samo dotyczy siostry .
WTS , w swoich propagandowych pisemkach , szerzy poglad , ze pary malzenskie , stosujace sie do tych zasad , maja najlepsze szanse na prowadzenie szczczesliwego zycia w trwalym i udanym zwiazku .
O uczuciu wzajemnej milosci , jak rowniez fascynacji druga osoba , wspolnych zainteresowaniach , wspomina sie bardzo niewiele .
Glownym czynnikiem wiazacym malzenstwa ma byc , wedlug Straznicy , wspolna religia i milosc do Boga .
Jak opisuje Tiffy , jej malzenstwo wlasnie takie bylo . Doslownie , jak z podrecznika "Jak prowadzic szczesliwe zycie rodzinne ".
Tak bylo do czasu , kiedy zaczely sie u nich pojawiac watpliwosci co do doktryn SJ, i co w koncu zaowocowalo opuszczeniem przez cala rodzine tej organizacji .
Wydawaloby sie , wszystko w porzadku , sa wreszcie wolni , moga dalej prowadzic swoje zycie i wreszcie sie realizowac bez straznicowych ograniczen.
Niestety , okazalo sie ,ze poza wspolna przeszloscia wsrod SJ , niewiele ich laczy . Nie to , zeby nie mogli sie zniesc , traktowali siebie z sympatia , ale to juz bylo wszystko . Brak milosci , brak wspolnych zainteresowan , wspolnych celow , dzieciaki dorosle , przyzwyczajenie , rutyna i nic wiecej .
Mozna by powiedziec: OK , jest wiele takich malzenstw , ktore nie widzac sensu prowadzenia wspolnego zycia , rozchodza sie i probuja na nowo znalezc partnerow i zalozyc szczesliwy zwiazek .
Tylko , ze ex-SJ maja pod tym wzgledem podwojnie trudno .
Wychowywani , przez cale zycie, w przekonaniu , ze rozwod jest czyms zlym , ze trzeba byc wiernym jednemu patrnerowi do "grobowej deski " bo inaczej nie ma szans na przezycie Armagedonu , czesto nie sa zdolni do zrobienia zdecydowanego kroku i znalezienia nowego partnera , ktory bardziej do nich pasuje .
Wspomniana Tiffy , nie podaje tam gotowych recept , jak radzic sobie z taka sytuacja .
Raczej namawia do zastanowienia sie , wysluchania roznych opinii , podyskutowania...
Nie ukrywam , ze wiele z problemow tam omawianych dotyczy rowniez mojego malzenstwa .
Chyba dlatego ten artykul szczegolnie mnie poruszyl .
A wiec , kochani forumowicze , napiszcie co o tym myslicie , niezaleznie czy znacie problem z autopsji czy tylko ze slyszenia . Kazda opinnia jest cenna .
Rowniez , jezeli dla kogos jest to temat zbyt intymny na publiczne omawianie , chetnie porozmawiam na priv. Pzdr.