Tak właśnie ci na leżance u psychologa za oceanem chwalą to sobie. I niech tak będzie ale w ich trzymanie gęby na kłódkę to szczerze wątpię. Tak jak z komitetami, większość spraw znają żony uczestników. Nie chcę Cię dołować ale oni jak adwokaci biorą kasiorę i następny proszę. Ale jak pomaga to nie będę zniechęcał
Gangas, z tego co widzę, to wiedzę o psychologach czerpiesz głównie z filmów i to pewnie z komedii amerykańskich
Powiem szczerze, że nie słyszałam żeby obecnie w użyciu były jeszcze leżanki, ale kto wie - może są jeszcze tacy psychoterapeuci, którzy je stosują. Wymyślił je i stosował Zygmunt Freud, ale facio zmarł prawie 80 lat temu i od tego czasu zapewne dużo się zmieniło
Ja to bym polecała psychoterapeutę, choć psychologa (na początek) też można
Między psychologiem i psychoterapeutą jest różnica - można poczytać w internecie jaka.
Ja nie sądzę żeby psycholog czy psychoterapeuta był cudotwórcą, ale ma on tę przewagę nad innymi ludźmi, że potrafi SŁUCHAĆ. A to umiejętność na wagę złota. Spróbujcie zwierzyć się koleżance/koledze, to nie dość, że przerwą Wam w połowie zdania, to od razu zaczną udzielać swoich rad i się wymądrzać. Dobry terapeuta natomiast słucha i zadaje pytania, ale mało gada. A jak gada, to z sensem.
Ja bym chętnie się wybrała, ale kasy brak. Może skorzystam z tej oferty za 40 zeta?
Czy w cenie jest też alkohol?
P.S. Psycholog/terapeuta to nie jest starszy zboru, więc nie ma on potrzeby, aby mówić swojej żonie o swoich pacjentach. A nawet gdyby coś jej powiedział, to i tak nie zna ona osoby, o której mówi. Poza tym dla psychologa rozmowy z ludźmi na trudne tematy to chleb powszedni. Wyobrażacie sobie, że przychodzi do domu i codziennie opowiada żonie o wszystkich pacjentach z danego dnia? Zapewniam, że żadna żona by tego psychicznie nie wytrzymała na dłuższą metę.
Co innego w zborze - tam każdy grzeszek brata ze zboru, to ciekawy i łakomy kąsek dla żony starszego - jest o czym opowiadać później w służbie