Dnia 21.04.1990, czyli około miesiąc po morderstwie Franciszka Łubiarza, na temat tej zbrodni ukazał się artykuł w Tygodniku Chełmskim (1990 R. XI Nr 16). Poniżej treść artykułu:
„Leżała tuż przy domu sołtysa, obok ścieżki biegnącej na podwórze. Ucięta powyżej kolana. Obuta w czarny tatrzanek.
- To było w poniedziałek rano 26 marca - opowiada matka sołtysa z Olszanki Emilia Poźniakowa - wcześniej niż zwykle doiłam krowy, bo wybierałam się na pogrzeb. Kiedy wracałam z obory, potknęłam się o coś. Jeszcze było ciemno. Pochyliłam się, zobaczyłam but. Rozbieramy stary dom. Różne rzeczy się stamtąd wyrzuca, buty też. Może jeszcze dobry, pomyślałam. Chciałam go podnieść, ale był bardzo ciężki. Poświeciłam latarką i zobaczyłam nogę. Przestraszyłam się. U nas na wsi jest taki Stasio, który ma protezę. Pomyślałam, że to jego, że może zgubił. Wpadłam do mieszkania i z tych nerwów rozpłakałam się. Wypiłam krople na serce. Wszyscy w domu jeszcze spali. Przyszło mi do głowy. że to może być krowia noga. Akurat ktoś tu ostatnio na wsi zabił krowę. Tylko czemu ją obuł, zastanawiałam się. Może chorowała na racicę.
To wytłumaczenie uspokoiło Poźniakową, ale nie na długo. Postanowiła obudzić syna.
- Chciałam mu pokazać jak to ludzie potrafią ozuć krowską nogę w buta.
- To ludzkie mamo! - wykrzyknął Henryk Poźniak, kiedy zobaczył nogę.
- Gdzież podobne? - nie mogła uwierzyć.
Obudzili wszystkich domowników. Jeszcze raz dokładnie obejrzeli nogę: but, nieduży, czarny tatrzanek, był bardzo czysty i cholewka i podeszwa - opisuje Henryk Poźniak.
- Tylko na czubie wypalony. Od wewnątrz noga zwęglona. Z zewnątrz opalona także nadpalona wstająca kość w miejscu, gdzie była ucięta.
Z potrzeby serca! Wszyscy, razem z wezwanym funkcjonariuszem Milicji nie umieli odpowiedzieć skąd noga wzięła się pod domem sołtysa.
- Pies nie mógł jej przywlec, bo nigdzie nie było widać śladów zębów - rozważali - ani ziemi. Była czysta, nie ubrudzona. Z grobu też jej nie wywlókł. Kto dzisiaj chowa nieboszczyka w tatrzankach i ceglastych w kratkę skarpetach - dokładnie relacjonuje Zygmunt Pazyna - dalej zobaczyliśmy miejsce po ognisku. W kupie żużlu leżały jakby spalone kości i nadpalony but. Drugi był koło ogniska. Zadzwoniliśmy po milicję. Przyjechali jeszcze w nocy. Na drugi dzień pytali o klucze od mieszkania dziadka. Na coś musiał trafić. Może coś zobaczył - zastanawia się sąsiad.
Kto jest mordercą, kto ofiarą?Wieść o makabrycznym znalezisku lotem błyskawicy rozeszła się po okolicy. Szybko dotarła do oddalonej około trzech kilometrów od Olszanki Kukawki. Zygmunt Pazyna dowiedział się o tym wieczorem od sąsiadki.
- Przyszła do nas i powiedziała: W Olszance nogę znaleźli, a nam sąsiad zginął. Franek Łubiarz jak w sobotę poszedł w pole trawy palić, tak do dzisiaj go nie ma.
Osiemdziesięcioletni Franciszek Łubiarz mieszkał sam. Od lat nie żył z żoną. Mieszkali na jednej działce, ale w dwóch oddzielnych małych domkach. Staruszek trzymał się dobrze. Nie wyglądał na swoje lata. Lubił kobiety. Gdy był młodszy wiele darzyło go swoimi względami. Ruchliwy i żwawy, był częstym bywalcem wojsławickich targów.
- Nie raz wdziałem jak w środę leciał wystrojony w kapelusik na jarmark do Wojsławic - opowiada Pazynowa. - Czasem, gdy skarżył się na jakieś bóle miałam mu chęć powiedzieć, że do środy przejdą.
Sąsiad Łubiarza Stanisław Gromadzki mówi:
- To był spokojny człowiek. Nikt do niego nie przychodził. Nie miał wrogów, żył z renty. W poniedziałek byłem w polu, niedaleko jego działki i widziałem, jak ktoś z tej derby szedł do lasu. Na pewno nikt ze wsi. Ludzie się boją tam pójść - Stanisław Gromadzki widział, jak Łubiarz w sobotę palił trawę - taka była łuna. że dokładnie rozpoznawałem drwa.
- Taki ogień to nie z trawy - wtrąca żona. - COŚ innego się musiało palić.
W środę 28 marca kompania żołnierzy WOP, milicjanci i mieszkańcy Kukawki przeszukali kilkadziesiąt hektarów pól i lasów. Szli jeden koło drugiego. Sprawdzali każdy świeżo wykopany dół. Jeden z żołnierzy zauważył wystający spod bruzdy jakby łokieć. Odrzucił ziemię. Ukazała się lewa ręka z przedramieniem, częścią ramienia, dalej głowa i tułów, odrąbany na wysokości mostka. Wszystko ponadpalane. Za tydzień 4 kwietnia, ponownie przeszukiwano teren, tym razem nic nie znaleziono.
Fachowcy z Zakłada Medycyny Sądowej z Lublina i Akademii Medycznej z Krakowa stwierdzili, że to są zwłoki kobiety. Miała nieco ponad 160 centymetrów wzrostu i nosiła buty rozmiar 24.
- Jeszcze raz wysłaliśmy wszystkie materiały do Krakowa - poinformował nas naczelnik wydziału kryminalnego WUSW, pułkownik Henryk Kraj - zależy nam na dokładnym potwierdzeniu, że znalezione szczątki ludzkie to na pewno zwłoki kobiety. Zarządziliśmy tam poszukiwanie zaginionego Franciszka Łubiarza.
Tymczasem w Olszance, Kukawce i okolicznych wsiach ludzie wieczorem boją się wyjść z domu.
- To nie żarty. We wsi trwoga - mówi Pazynowa - już o zmierzchu wszyscy zamykają chałupy na klucz. Jakiś obcy z brodą tu się kręci. Widzieli go jak spał w derbach w lesie.
- Babcia w domu siekierę trzyma i widły - wtrąca kilkuletni wnuczek.
- Daj spokój - strofuje go kobieta - tylko na noc przynoszę. Zawsze pewniej się człowiek czuje - wyjaśnia.
Ta psychoza strachu będzie trwała dopóki cała prawda nie zostanie wyjaśniona. Trudny orzech do zgryzienia mają prowadzący śledztwo. Jak na razie nie znana jest ani ofiara ani sprawca.
Zygmunt Pazyna zaniepokoił się zniknięciem Łubiarza. Naradziliśmy się z sąsiadem, że najlepiej zadzwonimy na milicję do Krasnegostawu, niech zobaczą czy nie ma starego u syna w Rejowcu. Powiedzieli, że rano sprawdzą. Wtedy sąsiadka Polakowa zaczęła nas namawiać. Wzięlibyście ciągnik i pojechali w pole może zasłabł. Pojechali we czterech. Było już ciemno. Kiedy dojechali do wąwozu, w światłach traktora, zobaczyli laskę i czapkę Łubiarza.
Weszliśmy dalej w parów. Mieliśmy ze sobą tylko jedną latarkę. Na polnej drodze leżał scyzoryk dziadka, zegarek i portmonetka z pieniędzmi. Wszystko ułożone równo jak po sznurku.”
Około dziesięć lat później, w programie kryminalnym Telewizyjne Biuro Śledcze dokonano „filmowej” rekonstrukcji zdarzeń opisanego morderstwa. Część programu dotycząca Franciszka Łubiarza rozpoczyna się około 14 min. 10 sek. Na wstępie wydarzeń autorzy programu przenoszą nas do dnia 24.03.1990, jesteśmy świadkami - jak się wydaje - odwiedzin ponownych, które pan Franciszek przeprowadzał ze swoim sąsiadem, pozostawił mu czasopisma i odczytał werset z biblii. Dalej możemy zobaczyć wydarzenia opisane w artykule tygodnika chełmskiego. Program prowadzi nieodżałowany Tadeusz Szymków.
https://www.youtube.com/watch?v=5UZCjX1SEq4&feature=emb_err_woytMoim zdaniem warto zwrócić uwagę na trzy sprawy
Pierwsza. Dlaczego dopiero około 10 lat po morderstwie zwrócono uwagę na to, że pan Franciszek był aktywnym Świadkiem Jehowy i położono na to duży nacisk, poświęcając temu wątkowi sporo czasu antenowego w rekonstrukcji zdarzeń, podczas gdy w artykule z lokalnej gazety tuż po morderstwie nawet o tym nie wspomniano?
Druga. W świetle tego, jak ŚJ są postrzegani, nieco kontrowersji budzi przedstawienie postaci pana Franciszka w rekonstrukcji, cytując lektora: „Pan Franciszek uchodził za mężczyznę bardzo jurnego”, „rozwiódł się z żoną, w latach 60-tych żył również z dwiema innymi kobietami”, „motywem zbrodni mogła być zazdrość mężczyzny, któremu pan Franciszek uwiódł kobietę”.
Trzecia. Prowadzący program wspomniał, że tłem zbrodni mogły być m. in. porachunki z czasów wojny. Ta hipoteza może nie być bezpodstawna, zwłaszcza w świetle artykułu z Gazety Biłgorajskiej z lutego 2010 roku pt. „Okupacyjne zdrady”. Opisany jest tam udział niejakiego Franciszka Łubiarza w prowokacji mającej na celu wydanie żołnierzy podziemia niepodległościowego w ręce gestapo. Nie ma stuprocentowej pewności, że ten wymieniony w artykule Gazety Biłgorajskiej człowiek, to ten sam, który został zamordowany, jednak imię, nazwisko, wiek i miejsce zdarzeń pozwalają przypuszczać, że chodzi o tę samą osobę.
Nie znalazłem informacji o tym, czy zbrodnia została wyjaśniona.