Minęło już trochę czasu i pomyślałam, że wypadałoby zrobić mały update co u mnie. Ten rok był strasznie trudny i do tej pory nie wiem, jak udało mi się nie załamać po drodze. Oficjalnie jestem już od miesiąca poza organizacją. Droga do podjęcia tej ostatecznej decyzji nie była dla mnie łatwa, ponieważ wiedziałam, że rzutuje nie tylko na moje życie, ale też życie męża który był starszym. Był, bo oczywiście został zaszufladkowany jako "nie przykładny". Chyba nic mnie tak nie boli jak to w jaki sposób został potraktowany i ogłoszony- ani jednego ciepłego słowa za lata pełnienia służby pionierskiej i usługiwania! Oczywiście grono usprawiedliwiało się wskazówkami od niewolnika, ale dobrze wiem jak byli ogłaszani inni starsi i jak miło było usłyszeć dobre słowo na temat ich pracy.
Mam za sobą również kilka rozmów ze starszymi oddelegowanymi do mojej sprawy, w tym jedną 3-godzinną na której mieliśmy omówić temat krwi, a w efekcie skończyliśmy na pytaniu czy ufam niewolnikowi. Zresztą jeden ze starszych stwierdził, że od tego pytania powinni zacząć ze mną rozmowę. Czy wierzę w niewolnika...
Niestety na własnej skórze przekonałam się, że żaden argument z Pisma Świętego nie ma szans w starciu z tekstem ze strażnicy. Co więcej przez całą rozmowę ani razu sami nie otworzyli Biblii dopiero jak o to poprosiłam to kazali mi odszukiwać wersety. Rozczarowało mnie to niesamowicie.
Jak odeszłam? Napisałam kilka słów skierowanych do braci i sióstr, zapewniłam o chęci utrzymania kontaktu oraz że nie straciłam wiary w Boga. Udostępniłam to na WhatsAppie i Instagramie. Zależało mi na tym, aby bracia dowiedzieli się ode mnie, a nie z plotek czy domysłów co się tak naprawdę wydarzyło.
Reakcje były w większości ciepłe, a o tych mniej przyjemnych nie mam zamiaru już myśleć. Wiem, że nie da się odejść z organizacji z godnością, ale myślę że w jakimś minimalnym stopniu mi się to udało.
Pozdrawiam Triss
01.03.09 - 30.04.2021