(mtg): Kiedyś owego czasu, będąc w szeregach (Ww), przyszedł naczelny pastuchów na prywatną rozmowę, tak dyskutowaliśmy dlaczego mnie nie ma na zebraniach. Rozmowa potoczyła się na temat T.Russela i całej ''przykrywki masońskiej'', był wściekły na przedstawione argumenty, podsumował - ale to kiedyś było teraz inne są czasy. Zastrzegłem, że jeżeli rozmowa wyjdzie na jaw w zborze pośród starszaków inaczej podejdę do sprawy. Po dłuższym czasie od tej rozmowy, inny sługus zahaczył o ten temat jaki poruszyłem w domu. Skwitowałem krótko, lecz uzmysłowiłem sobie, że poszukują haczyka aby mnie upolować, już w tamtym czasie byłem nieczynny i rzadko przychodziłem na zlotowe spotkania, w odpowiednim czasie napisałem do twierdzy, powiadamiając, że opuszczam sektę w ten sposób u nikłem dodatkowych stresów związanych z ks(Ww) i pysk im zatkałem, wychodząc zwycięsko, że to nie oni, lecz ja ich ''popiermandoliłem"