Moja historia zaczyna się jak większość, urodzony w rodzinie świadków, dorastający młody człowiek jako świadek z bagażem problemów, nie sugeruję tego jako atak w stronę organizacji ani tych ludzi, myślę że każdy powinien w coś wierzyć, no właśnie wierzyć a nie ślepo błądzić, tu właśnie zaczyna się moja przygoda stawiając na mojej drodze masę pytań bez odpowiedzi.
Dlaczego w zborze są ludzie którzy postępują źle mimo że Jezus z Bogiem prowadzi organizację?
Jakim prawem mam kogoś nazywać odstępcą skoro nawet nie mam pojęcia co miota takim człowiekiem w momencie odejścia?
Dlaczego osobę wykluczoną mam nie traktować jako człowieka? Dla mnie człowiek wykluczony zderza się z brutalnym światem zostaje sam bez nikogo w celu nawrócenia? Myślę że ten człowiek wraca do organizacji właśnie dlatego że zostaje sam bez nikogo a zbór to był jego dom. Przepraszam że się rozwodzę po prostu mam dużo w głowie na ten temat. Każdego dnia boję się że zginę w armagedonie bo przestałem się udzielać jako świadek i iść za światłem zacząłem szerzej patrzeć i więcej negować co nie podoba się wszystkim, telefony zamilkły w sumie zawsze nikt ze mną w zborze mocnego kontaktu nie wiązał ponieważ zawsze mówiłem to co myślę i nie wierzyłem w ślepo wszystko, wierzę w Boga i to mocno ale nie wierzę w ludzi z organizacji oraz wszystkie nauki, Młodość.. Głoś poświeć się Bogu. I co dalej? Żona? Praca? Dom? Rodzina?
Każde moje słowa o odejściu kończą się kłótnią i słowami "będziesz musiał się wyprowadzić" "zginiesz w armagedonie" "straciłam dziecko" Nawet nie macie pojęcia co to potrafi zrobić w psychice w okresie dojrzewania, teraz jako dorosły człowiek mam z tym straszne problemy nie mam znajomości w "świecie" z wiadomych powodów, mój temperament zatrzymały sztuki walki nie biblia nie głoszenie, po prostu tam umiem nad sobą zapanować, oczywiście dostaje przykłady z rocznika "trenowałem sztuki walki biłem każdego". Na nikogo nie podniosłem ręki, pomagam starszym ludziom, wrzucam na skrzynki charytatywne, jeśli ma przyjść armagedon uważam że wszyscy mamy go przeżyć nie tylko "mała rzesza" wszyscy jesteśmy ludźmi i popełniamy błędy z naszej natury każdy z nas zasługuje na szansę od Boga. Dlaczego to jest takie trudne gdy człowiek otwiera oczy i widzi co się dzieje naprawdę a nie to czego ludzie oczekują aby widział:(