WSTYD jest mi odczuciem bardzo dobrze znanym.
Z tą różnicą, że ja nie dałem się zmanipulować a zostałem wmanipulowany – zostałem wychowany „w prawdzie”.
Bliższe są mi więc odczucia i wypowiedzi forumowiczów takich jak Siedemtwarzy:
Bugareszt, trafiłeś w moje najbardziej wstydliwe tematy. Jestem od dziecka w orgu, więc to rodzice bezwiednie ( nadal wierzą w ta jedyną wybraną religie) mnie w niej posadowili. Jednak, zawsze wstydziłem się, że muszę być inny. Nie mogę brać udziału w jakiejś zabawie, bo jestem SJ. Wstydziłem się bardzo, odmawiać, później, zacząłem szukać wymówek lub ściemniać, naprzemiennie kolegom albo rodzicom. Wstydziłem się chodzić jak pajac w gajerze na zebranie. Kumple jechali na piłkę, popływać latem ja zasuwałem pod krawatem.
Pamiętam jak poszedłem w wieku 12 lat ( bez wiedzy rodziców) na eliminacje do młodzików Legii. Dostałem się i podzieliłem się tą radością wieczorem z tatą. Paliłem się że wstydu, kiedy następnego dnia słuchałem tyrad ojca, że mam duchowe cele, które wygłaszał do trenera juniorów.
Myślę, że uczucie wstydu, większości z nas towarzyszyło, albo towarzyszy. Jednym na wspomnienie, że dali się nabrać, innym na wspomnienie tego ile razy musieli mieć to przykre uczucie znieść ze względu na przynależność do orga. Nie jest to miłe, ale myślę, że łatwiej z nim walczyć, gdy jest się świadomym gdzie się było, a na jakim etapie jest się dziś.
Poznałem formy wstydu oczywiste dla chyba wszystkich wychowynych od dziecka „w prawdzie”:
- jako dziecko wstydziłem się, że nie mogłem z kolegami do końca zagrać w piłkę, bo musiałem wracać do domu i przebierać się w garniturek a potem na oczach tych wszystkich znajomych iść z teczką na zebranie;
- jako jedyny w klasie nie chodziłem na religię:
- nie mogłem wziąć cukierka od kolegi który miał urodziny – bo przecież Bóg wszystko widzi;
- głosiłem z rodzicami na terenie na którym ja wiedziałem i rodzice też wiedzieli , że mieszkają tam moi znajomi ze szkoły;
- i wiele wiele innych – nie będę na ten temat rozpisywał – każdy kto jest wychowany od dziecka „w prawdzie” ten wie.
Jednak w moim wypadku wstyd spowodowany wychowywaniem od dziecka w Org był potęgowany przez rodziców – delikatnie mówiąc – o dość dużym stopniu specyficzności.
I tak jak cofnę się w swojego dzieciństwa to przypominają mi się m.in. dwie sytuacje:
1. Pewnego ciepłego wieczoru bawiłem się z dziećmi na dworze. W związku z tym, że nie reagowałem na wezwania rodziców abym wracał już do domu (to nieważne, że wszystkie dzieci jeszcze mogły się bawić przed domem – ja musiałem wracać), to mój Ojciec przybył na podwórko osobiście aby mnie przyprowadzić do domu i przy okazji przy wszystkich roztrzaskał na swoim kolanie zabawkowy samolot, którym to akurat bawiłem się wtedy wraz z dziećmi. Co oczywiste – dość skutecznie zakończył tym naszą zabawę i rozpędził całe towarzystwo do domów. Następnego ranka jak gdyby nigdy nic pokornie udaliśmy się wszyscy całą rodziną na zebranie zażywać pokarmu duchowego. Nadmienię, że mój Ojciec był wówczas już wiele lat w Org i był na przywileju sługi pomocniczego;
2. Pewnego dnia jako dziecko bawiłem się w szkole na przerwie na boisku szkolnym (w ciepłe dni nauczyciele wypuszczali nas na przerwach przed szkołę na świeże powietrze). Nasza zabawa została niestety w pewnym momencie przerwana przez pewną Kobietę stojącą przy wejściu na boisko szkolne wykrzykującą na całe gardło zachrypniętym głosem moje imię. Kobieta ta miała ubiór co najmniej niewyjściowy – spódnica i bluzka raczej drugiej (albo trzeciej) kategorii, a ręce po łokcie brudne od czarnej ziemi. Tą kobietą była moja Mama… Przyszła do mnie do szkoły ponieważ postanowiła ten dzień spędzić przy swoich pracach polowych w ogródku warzywno-kwiatowym przed domem. Jako, że była dość nieskomplikowaną osobą to nie zwracała też zbytniej uwagi na swoją powierzchowność - wygląd, ubiór i czystość zawsze traktowała jako drugorzędne. W związku z tym, że zamknęły się Jej drzwi do domu z samozatrzaskującym się zamkiem (takim do którego otwarcia od zewnątrz potrzebny jest klucz), a Ona wcześniej nie pomyślała, żeby wychodząc z domu wziąć ze sobą klucze, to niewiele się zastanawiając – jak stała tak poszła po pomoc do szkoły do mnie (do kilkuletniego dziecka). Pamiętam jakie wtedy musiałem w sobie przełamać opory, żeby na oczach całej podśmiechującej się szkoły podejść do swojej Mamy i zapytać co się stało. Pamiętam ten wstyd kiedy wtedy musiałem stać koło niej do końca przerwy ponieważ moje klucze które chciała pożyczyć miałem schowane w plecaku a klasa w której się on znajdował była zamknięta (zbierałem wtedy też od Niej opierdziel, czemu to nie noszę kluczy zawsze przy sobie bo Ona nie musiała by teraz stać i czekać). Pamiętam jaki wtedy musiałem przełamać wstyd jak tłumaczyłem kolegom którzy pytali kto to był i czego ode mnie chał, że to była moja Mama….
Takie i wiele innych sytuacji sprawia, że odczucie WSTYDU mogę odmieniać chyba przez wszystkie przypadki, a wspomnienia mojego dzieciństwa i wczesnej młodości niestety chciałbym najlepiej wykasować ze swojej pamięci.
Cieszę się, że jest takie forum jak to gdzie mogę poczytać, że inni także mogą mieć odczucia (także WSTYDU) podobne do moich.