Witaj, gościu! Zaloguj się lub Zarejestruj się.

0 użytkowników i 1 Gość przegląda ten wątek.

Autor Wątek: Co czyni z religii destrukcyjną "sektę" ? Która ze znanych religii nią NIE jest?  (Przeczytany 2037 razy)

Offline lma

Pytanie jak w temacie. Chciałbym lepiej zrozumieć, gdzie według Was leży granica ?


DeepPinkTool

  • Gość
Zniechęcanie do rozwoju. Zachęcanie do zagłuszania talentów, które nie przynoszą ewidentnych korzyści sekcie.


Offline Gremczak

Zniechęcanie do rozwoju. Zachęcanie do zagłuszania talentów, które nie przynoszą ewidentnych korzyści sekcie.
No to chrześcijaństwo od samego początku jest sektą.


Offline Sinéad

Dla mnie to brak możliwości odejścia bez utraty rodziny, stosowanie ostracyzmu.
2018 - p.i.m.o.


Offline Storczyk

Jednozbawczość ,"tylko my mamy patent na prawde", manipulowanie w umysłach, tak aby kosztem zdrowia, zaniedbujac rodzinę, nieświadomie za darmo pracowac na korzyść sekty a nadodatek czerpać z tego wyzysku radość ....mieszanie ludziom w umysłach...Brak możliwości swobodnego dzielenia sie swoimi myslami. Sekta chroni i prowadzi za rękę, całą reszta to swiat szatanski.
« Ostatnia zmiana: 27 Październik, 2019, 16:58 wysłana przez Storczyk »


Offline listonosz

  • Pionier specjalny
  • Wiadomości: 1 281
  • Polubień: 3498
  • Der bestirnte Himmel über mir...
Pytanie jak w temacie. Chciałbym lepiej zrozumieć, gdzie według Was leży granica ?

Granica  miedzy   nieszkodliwa  religia  a  destrukcyjna  sekta  jest  niejednoznaczna  i plynna .
Przykladowo   Katolicyzm  zachodnioeuropejski   jest  raczej  spokojny  ,    intelektualny  , sklonny do dialogu  i wspolpracy z  innymi  religiami .   Polski  Katolicyzm  , szczegolnie  ostatnich  lat ,   staje sie coraz  bardziej  radykalny  i nietolerancyjny .  Przypomina  w niektorych swych aspektach  agresywna  sekte . 
Jestem  swiezo  po lekturze  "Mnicha "   T. Bartosia  , bylego wieloletniego  dominikanina  ,  i   mysle , ze  Dominikanie  oraz  SJ   niewiele  sie roznia   w traktowaniu   swoich   braci  w wierze .   Lekture polecam  szczegolnie dla bylych  SJ .
Pytasz  , ktora  ze znanych  religii nie  jest  sekta ...    Moim zdaniem  wiele  ewangelickich  wspolnot   wykazuje  pozytywne  cechy  , wspierajac  swoich wiernych  w  rozwoju  wewnetrznym  i nie narzucajac  zbyt  rygorystycznie     zasad  postepowania  .   Generalnie  , rowniez  Buddyzm  (  o ile  mozna nazwac go religia)  jest  tolerancyjny   i  otwarty na  rozne  swiatopoglady .  Pzdr .


Offline Safari

Hmmm...

Znalazlam kiedys w ksiazce Henrego Clouda "Jak mowic nie" opis zdrowej wspolnoty religijnej. I w sumie sie z tym zgadzam. Polecam ta ksiazke - uczy stawiania zdrowych granic.

Najwazniejsze sa sposoby odejscia. Co sie dzieje po odejsciu ale tez wiele innych czynnikow.

Ogolnie mysle, ze ludzie moga zachowywac sie I myslec jak czlonkowie sekty w kazdej zorganizowanej wspolnocie(z tych wspolnot nie wszystkie musza byc sektami by niektorzy ludzie zaczeli sie zachowywac jakby byli w sekcie). To znaczy jesli ktos zaczyna sie radykalizowac, niebezpiecznie mocno utozsamiac z groupa, byc od niej zaleznym (np nie podejmowac decyzji przed konsuktacja z czlonkami grupy) to zdrowy przywodca I zdrowa grupa taka osobe przyhamuje w jej zapedach. Niezdrowa wspolnota bedzie sie z takiej osoby zachowania cieszyc I korzystac z niego (co moze byc znakiem, ze taka grupa zaczyna zmierzac w  niebezpiecznym kierunku.

Generalnie uwazam, ze ludzie nie potrzebuja religii. W moim sposobie rozumienia swiata religia jest przestarzalym sposobem wyjasnienia skomplikowanej rzeczywistosci, ktory w sumie nigdy nie dzialal na korzysc wierzacych. W dzisiejszych czasach bardziej przeszkadza niz pomaga ludzkosci w rozwoju.

Rozgraniczam tez pojecie religijnosci (powtarzanie rytualow) a duchowosci - kiedy to jednostka wyznaje jakies ideally, jakiegos boga/bogow lub ma po prostu zasady ktore pozwalaja jej kochac i akceptowac ludzi I stawiac dobro planety wysoko w swojej hierarchii wartosci. Gdy to w co wierzy czyni ja szczesliwa i pomaga jej zyc w pokoju z innymi bytami.

W moim przekonaniu religie zawodza  kwestii pomagania swoim czlonkom w staniu sie bardziej rozumiejacymi, empatycznymi i szczesliwymi ludzmi.

A raczej promuja 0-1-kowosc, ciasnote pogladow, strach przed innoscia i poczucie wyzszosci u swoich czlonkow (kto powtarza jedyne sluszne rytualy ten jest lepszy niz inni).

Takie SA moje poglady na dzis. :)

Ktore religie SA sektami? Hmm... Chyba zadna religia, ktora zezwala na opuszczenie jej szeregow w bezpieczny sposob I Bez konsekwencji DLA opuszczajacego I jego rodziny, Bez straszenia Kara... nie powinna byc nazywana sekta - co nie oznacza, ze w obrebie tej religii nie istnieja sekty (np. Grupa ewangelizujaca skuoiona wokol jednego ksiedza moze juz cechy sekty spelniac). Zamkniete klasztory SA uznawane za instytucje totalne - jesli wprowadza sie w nich (w skrocie napisze) model BITE wtedy staja sie sektami.

Mysle, ze wielkie religie moglyby bardziej podpadac pod definicje struktur mafijnych (jesli np. piora brudne pieniadze)

Generalnie ciekawe zagadnienie. :) Pisze z glowy, to co mysle, nie mam zadnych cytatow definicji. A mozna byloby zrobic taka troche naukowa dyskusje z definicjami slowa sekta I wtedy dyskutowac. Bo wydaje nie sie, ze to co myslimy zalezy od tego do ktorej definicji bedziemy sie odwolywac ;) hehe a ja w sumie zadnej definicji teraz nie mam na mysli, wiec caly moj wywod jest tylko takim sobie potokiem mysli :) hahahha ah te dojazdy do pracy ;) I'm dluzsze, tym dluzsze posty 😊😊😊
"Faith, if it is ever right about anything, is right by accident" S.Harris


Offline lukier

Zniechęcanie do rozwoju. Zachęcanie do zagłuszania talentów, które nie przynoszą ewidentnych korzyści sekcie.

Zgadzam się z tym w 100 procentach. Dodałabym jeszcze tylko regulowanie przez ludzi bądź człowieka z góry każdego aspektu życia oraz ograniczanie kontaktów ze światem zewnętrznym do minimum.


Offline Mahershalalhashbaz

Zgadzam sie z większością wymienianych powyżej aspektów sekty, ja bym dodał jeszcze że sekta wywołuje u jej członków dysonans poznawczy czyli rozdźwięk między tym co się praktykuje a tym w co się naprawdę wierzy i powoduje konieczność wypierania swoich szczerych myśli i dążeń, nakładanie swojemu umysłowi kagańców, robienia na swoich płatach mózgowych lobotomii na raty. Strach przed myślozbrodniami, jak u Orwella.

Na przykład ja miałem tak - siedzę na zebraniu niedzielnym, piękny czerwcowy dzień i jest w nim wałkowany jakiś artykuł ze strażnicy, totalny beton, treść kompletnie z dupy, o jakiejś kompletnie oderwanej od mojego życia doktrynie Towarzystwa uzasadnianej naciąganym na maxa wersetem z ST, na zasadzie wzięcia fragmentu z jakiejś zapomnianej księci Micheasza czy Ozeasza i doklejenia na siłę do tego wersetu z jakiegoś listu na zasadzie że oba zawierają to samo słowo... Spać mi sie chce słuchając przymusowej "dyskusji" czyli dwojga starszych wiekiem rolników z wadami wymowy którzy powtarzają prawie słowo w słowo treść właśnie odczytanego akapitu i sobie nagle myślę "Co ja tu właściwie robię?" i od razu narzucam sobie myśl "Nie mogę tak myśleć!" i się prostuję i próbuję się skupić na tym bezsensownym zebraniu marnującym mój czas i widzę że inni też siedzą i tak samo jak ja udają przed sobą i przed innymi że ich to interesuje  bo muszą bo jesteśmy jedyną prawdziwą religią i to co robimy jest słuszne i trzeba do tego namawiać innych... Żeby tak samo jak my ubierali garnitury i krawaty i siedzieli na zebraniach w niedzielę i słuchali tych bzdetów zamiast robić cos przyjemnego i normalnego.

Jaka to była ulga już nie musieć tego robić.
nihilista