Witam uczestników
Parę lat temu zacząłem zastanawiać się dlaczego nie czuję się w org dobrze. Nie ciągnęło mnie na zebrania ani na zgromadzenia. Po prostu nudziło mi się tam. Szkoła teokratyczna nie podnosiła moich kwalifikacji - w ogóle bezsensem jest ocenianie ludzi wykształconych przez takich, co rzucali na szkołę kamieniami. Czego taka osoba może mnie nauczyć w kwestii formułowania zdań, modulacji, płynnego czytania itp. Sztuka dla sztuki. Oczywiście moim zdaniem.
Nie cierpiałem chodzić do służby. Nie widziałem żadnego sensu w tym. Męczyło mnie to, nie przynosiło żadnej radości. Sam nie lubię być niepokojony niechcianymi telefonami itp. a miałem innym zakłócać spokój?
Przestałem chodzić na zebrania i zgromadzenia. Nie odczuwam żadnego braku, nie jest mi żal itp. Chyba nie pasuję do tej układanki.
Nie odczuwam nawet braku tego towarzystwa... mimo, że tyle lat się znaliśmy to nie było czasu/możliwości zaprzyjaźnienia się. Czasem się gdzieś spotkamy ale nie ma fajerwerków... Tak naprawdę nie zwierzyłbym się takim osobom z jakichś skrytych spraw. Nie ma tej więzi i tej iskry, która powinna być wśród rozradowanego ludu.
Na spokojnie zdystansowałem się. Nie zauważyłem, żeby ktoś stamtąd za mną tęsknił. Jak byłem w latach 90-tych zainteresowanym nastolatkiem to często mnie zapraszali do domu, czasem na posiłek, kawę. Po czasie ta serdeczność gaśnie. Jeśli jest prawdziwa przyjaźń to relacje się zacieśniają, ludzie ze sobą chcą przebywać... tu tego nie widzę. Wszystko podporządkowane sprawom duchowym. Chyba nie jestem świadomy swych potrzeb duchowych jak to pismo mówi. Być może Bóg mnie nie pociągnął...
Albo z drugiej strony logika wskazuje inną drogę a przynajmniej zejście z tej...
Dużo rozmawiamy wśród jeszcze braci na tematy, z którymi się nie zgadzamy. Wiele rzeczy nam nie pasuje. Nie są logiczne. Nie pasuje nam brak możliwości merytorycznej dyskusji, chęci poznania spostrzeżeń poszczególnych osób - wszystko podane na tacy jak świniom do koryta. Na dodatek w zborach miłość oziębła. Wkradła się dyktatura. Biurokracja. Pasterze stali się urzędnikami a nie opiekuńczymi "ojcami". Być może nie w każdym ale tu w pobliskim tak się dzieje. Gdzie ten rozradowany lub boży? To ci co biorą leki na stres? Albo ci co płaczą bo poczuli się niesprawiedliwie potraktowani? Domyślacie się gdzie mam taką radość?
Patrząc na to z boku widać braki w zrozumieniu nauk Jezusa... trochę przypomina to kastę faryzeuszy. Piszę o tych wysoko w hierarchii. Szeregowi mimo, że najczęściej to szczerzy ludzie to jednak w tym schemacie tylko pionki, cyferki w tabelce... Należy ich dobrze poukładać, żeby gra toczyła się wg reguł (niekoniecznie korzystnych dla szeregowych)... To takie poranne przemyślenia. Ciąg dalszy nastąpi