Dziś dowiedzieliśmy się że nie ważne co czujemy a ważne to co robimy.
żeby jeszcze świadkowie słuchali wykładów jak my odstępcy
to jeszcze bym się podniecała 😏
ale większość to jest: przyjść, zjeść porobić zdjęcia i sru przeg tv z piwkiem na zresetowanie
żal mi tylko tych kobitek bo cała logistyka na ich barkach.
powiem wam że ja tego szczerze nie znosiłam.
wyjścia na kongresy to był dla mnie koszmar. rodzice kłócili sie o każdą pierdołę
czy bułki z szynką czy z serem czy w termosie ma być kawa czy herbata
czy jedziemy autem czy autobusem.
oni mieli swoisty folklor a my czuliśmy się z rodzeństwem okropnie.
kanapki robiłam ja bo miałam dużo rodzeństwa i patriarchat czyli baby do garów.
ojciec chodził jak harcerzyk i sprawdzał czy wszystko gotowe, a czasem wychodził na kongres sam bo go ten harmider meczył.
na kongresie udawaliśmy jaką to jesteśmy kochającą rodzina ble rzygać mi się chce jak o tym myśle.
3 dni takiego galopu i w poniedziałek nie potrafiłam z łóżka wstać.
gdy miałam już swoją rodzinę powielałam to co wyniosłam z domu.
aż mąż przeją całą logistykę, ale to ja musiałam zrozumieć że nie muszę być codziennie w innej garsonce i nie musze mieć codziennie czego innego ugotowane.
ostatnimi czasy wychodziliśmy w przerwie do restauracji ku zgorszeniu znajomych i rodziny.
a dzisiaj zaspamowali mnie zdjęciami i pytaniami gdzie siedzimy 🙄😒
nie mam ochoty im po chamsku odpisywać,ale może przydałoby się?