Artykuł:
https://www.newsweek.pl/polska/depresja-dzieci-ktore-probuja-popelnic-samobojstwo-newsweekpl/8x4mp23Nagłówek:
"Ośmiolatek chciał odebrać sobie życie, bo czuł się samotny. Dziewięciolatek, bo bał się Armagedonu. W Polsce samobójstwa próbują popełniać coraz młodsze dzieci. Czasem niestety im się udaje."
Fragment z tekstu artykułu:
"Inny chłopiec – pełen lęków wrażliwiec, który źle znosił rozłąkę z rodzicami – panicznie bał się końca świata. Gdy dowiedzieli się o tym jego rówieśnicy, zaczęli go prześladować. – Koniec świata, wszyscy będziemy trupami – wołali na jego widok.
– Gdy trafił do mnie, był w stanie ciężkiego kryzysu – opowiada prof. Gmitrowicz. – Mówił, że woli umrzeć, by nie widzieć śmierci rodziców. Udało mi się go odwieść od samobójstwa dopiero wtedy, gdy mi uwierzył, że końca świata nie będzie. Przynajmniej w najbliższym czasie."
Nie jest w artykule powiedziane że to u Świadków Jehowy - jednak nasunęła mi się refleksja i można by zapoczątkować dyskusję.
Czy straszenie dzieci Armagedonem , śmiercią kolegów / koleżanek i bliskich którzy nie są SJ - nie wpływa negatywnie na psychikę dziecka?
Plus te obrazki jak ze Strażnicy o latających koniach i magicznym łuku + emocjonalne materiały na kongresach jak to z każdej strony źli ludzie chcą skrzywdzić Świadków...
Rozumiem że trzeba uczyć dzieci o zagrożeniach - ale wytwarzanie od maleńkości strachu przed wyimaginowanymi zagrożeniami jak żołnierze polujący po lasach na biednych Świadków? Czy to nie jest traumatyczne dla dzieci?
Co o tym myślicie?