Jestem pewien, że głoszenie było "propagandą na użytek wewnętrzny" już od lat 70/80 ubiegłego wieku. Pisał o tym chociażby Franz w dwóch swoich książkach, przytaczając swoje rozmowy z różnymi ludźmi na całym świecie - jego zdaniem tylko około 1 na 10 osób przychodziło do organizacji Świadków Jehowy z powodu tego, że ktoś zapukał do ich drzwi. Cała reszta przychodziła przez rozmowy wynikające z powiązań rodzinnych, głoszenia nieoficjalnego itd. (to samo zresztą widać w niektórych zborach działających do dziś, gdzie często 1/5 zboru to dwie rodziny wraz ze swoim wujostwem, kuzynostwem, dziadkami).
Franz pisał też o tym, że Ciało Kierownicze doskonale zdawało sobie sprawę z tego, że jeśli nie znajdą zajęcia głosicielom, to ci będą w większości wypadków spędzać wieczory oglądając telewizje (akurat ta wypowiedź padła w kontekście ilości zebrań i dodatkowych zajęć w trakcie każdego tygodnia).
Gdyby Ciało Kierownicze wierzyło, że jakakolwiek kampania (może poza dwiema czy trzema pierwszymi w XXI w.) przynosi efekty w postaci przypływu ludzi, czy też obecności na pamiątce, musiałoby to oznaczać, że nie analizują sprawozdań, które tak skrupulatnie zbierają. Kampanie rozdawnicze jednak cały czas są elementem życia zborowego, a to właśnie dlatego, że jest to okazja żeby jedni się nie zastali, a inni mogli zostać reanimowani.
Powtarzam więc, że moim zdaniem głoszenie już od około 50 lat jest działalnością nastawioną przede wszystkim na samych Świadków i jedynie korzysta z takich efektów ubocznych jak minimalny wzrost powodowany bezpośrednio tą działalnością. Jeśli mieliby zaprzestać głoszenia, to ktoś musiałby ocenić, że zostawienie tego wolnej woli przyniesie większy skutek niż ciągłe kładzenie nacisku na godziny w "służbie".
Moim zdaniem jeszcze długo nie zaprzestaną nacisku na głoszenie, bo doprowadziłoby to do negatywnych dla nich zjawisk w skali globalnej (pomimo tego, że jednostki na pewno poczułyby się lepiej, a może nawet dały by temu wyraz bardziej angażując się w działalność organizacji).