Wraz z ostatnią informacją o likwidacji używania notatek w zborach ( przynajmniej w Europie) naszła mnie myśl, że od pewnego czasu - za punkt graniczny uznajmy wprowadzenie ( i faworyzowanie) służby przy stojaku - głoszenie niepostrzeżenie przestało być skierowane na zewnątrz i nastawione na efekty, a stało się zaledwie elementem propagandy wewnętrznej, etosem podtrzymywanym póki żyją pokolenia nie wyobrażające sobie Organizacji bez tego elementu.
Czy dobrze pamiętam, że ostatnio zaprzestano też wydawania roczników? Czyżby dlatego, że brak pokrzepiających historii dookoła świata? A może to element przyzwyczajania do Organizacji w wersji 2.0; gdzie głoszenie będzie stopniowo spychane na drugi plan?
I tak, zdaję sobie sprawę, że głoszenie zawsze miało przynajmniej kilka funkcji. Aktywizowało owce, wzmacniało poczucie wzajemnej identyfikacji, łączyło wokół wspólnego rytuału, przywiązywało do Organizacji i jej spraw. Ale równocześnie faktycznie służyło czynieniu uczniów. Wzrostom, które były namacalne. Jeden z forumowiczów napisał lub powiedział kiedyś, że kolorowe publikacje WTSu to był jeden z pierwszych powiewów świata Zachodu jaki mieliśmy w transformującej Polsce. Kolportowane książki i czasopisma robiły wrażenie, czyniono uczniów, a przeżycia ze służby opowiadano czasem z drżeniem w głosie, bo faktycznie emocji dostarczała.
Aż pewnego dnia wprowadzono stojaki. Antytezę głoszenia przepełnionego emocjami, antytezę gorączkowego wydawania świadectwa, bo koniec jest bliski. Dlaczego? Moim zdaniem dlatego, że od tego momentu zdano sobie całkowicie sprawę, że Organizacja wkracza w okres schyłku, jej przekaz stał się nieatrakcyjny zarówno dla ludzi na zewnątrz jak i wewnątrz, i jedyne co się teraz opłaca, to gra na minimalizację rosnących strat. Postawiono na głoszenie bierne, zlikwidowano integrujące zebrania książki po domach, zlikwidowano obyczaj wspólnych przygotowań do zebrań, miejsce drukowanych publikacji zastąpiły te publikowane online, a i sama ich objętość i częstość ukazywania się również zostały ograniczone.
Obecnie, jak już wspomniałem na początku, mamy do czynienia z głoszeniem na użytek wewnętrzny. Po to by osoby pamiętające jeszcze wcześniejsze dekady wciąż miały wrażenie, że należą do tej samej Organizacji co kiedyś, choć publikacje coraz częściej przypominają biuletyny budowlane, a zewsząd dobiegają apele o kasę. Minimalnym wysiłkiem można zdobyć tytuł pioniera, niegdyś prawdziwie prestiżowy i wymagający faktycznego wysiłku.
Uważam, że kolejnym elementem tego procesu będzie całkowita likwidacja zorganizowanego głoszenia. Postawienie go w gestii samych wiernych, olanie cyferek i wzrostów, skupienie się na tym, by ludzie którzy są wewnątrz nadal tam siedzieli. I to będzie wszystko.