Z obsesją na punkcie wzrostu nieco przesadza, ale jak już mówiłem, liczy się u faceta całokształt. Coś nadrabiane czymś innym. Jak nie masz wzrostu, to nadrabiasz muskulaturą, ładną twarzą albo dynamiczną osobowością. Albo zapleczem społecznym, masz mnóstwo przyjaciół, bierzesz udział w ciekawych inicjatywach, dużo się wkoło ciebie dzieje, jesteś rozchwytywany. Jak nie to, to pieniądze. Bo jesteś wtedy na swoim, stać cię. Stać cię na życie zwykłe, stać cię na życie ciekawe.
Jak nie masz nic z tego, to się zaczyna opowiadanie kojących bajek, wyciąganie z kapelusza opowieści sprzed 50 lat o ludziach co mieli 130 cm wzrostu, mieszkali w kanałach, żywili się ze śmietnika, śmierdzieli, za przyjaciela mieli udomowionego skunksa, a i tak nie mogli się odpędzić od modelek.
Już lepsze bajki niż te wasze Towarzystwo Strażnica opowiada, bo dały się na nie złapać miliony dookoła świata, natomiast z podobnych legend matrymonialnych i wyciągania wyjątków z historii wszyscy mają bekę, bo to takie same opowieści ku pokrzepieniu serc jak z tym rakiem co się komuś samodzielnie wchłonął. Owszem, od czasu do czasu rak samodzielnie ustępuje i nikt nie wie jak, tym niemniej opierać na tym całą swoją nadzieję w przypadku diagnozy...to desperacja.
Wyjedź chłopie z Polski póki jesteś młody i sprawny fizycznie, dorób się, zaoszczędź, zaciśnij pasa przez kilka lat, odłóż kasę i zobacz co później zdziałasz z takim kapitałem w Polsce. Może w ogóle się przeprowadzisz do innego kraju i zaczniesz na nowo, bo zobaczysz perspektywy i splot zdarzeń na który tu w ogóle nie ma co liczyć.
Bo 2500 w Krakowie przy 0 znajomościach i introwertycznej osobowości faktycznie brzmi jak brak potencjału do czegokolwiek poza wegetacją.