Dobra, poszedłem po rozum do głowy i chyba ograniczam przygodę z tym forum. Raczej już tutaj nie będę pisać, bo albo się powieszę (bardziej prawdopodobne), albo wyjadę wpizdu.
Ale zanim to zrobię, garstka przemyśleń. Nie mogę słuchać porad ludzi, którzy ostatnim razem byli młodzi w latach osiemdziesiątych i nie wiedzą, jak brutalny jest obecny rynek matrymonialny, zwłaszcza dla karłów 170 cm w kapeluszu. Kobiety teraz są zniszczone Instagramami, mediami społecznościowymi, Erazmusami, gdzie mogą sobie wybierać w Hiszpanach do wyboru do koloru, a ci z kolei traktują ten gównokraj z kartonu (Polskę) jako miejsce dla seksturystyki. Wiem, co mówię, bo mieszkam w Krakowie, byłem pary razy w tzw. klubach i nie mogłem się otrząsnąć po tym, co tam zobaczyłem. Związek z tępą dzidą po turystyce, która mając 22 lata szalała, a mając 28 lat szuka stabilizacji, byłby dla mnie jeszcze większym ciosem, niż powrót to ŚJ.
Związek z kobietą, która byłaby wyższa ode mnie, przypominałby mi relację z mamą.
Mam 27 lat, nigdy nie trzymałem dziewczyny za rękę, szanse na to, że to się zmieni są minimalne. Zarabiam w przeliczeniu śmieszne 600 euro na miesiąc, wynajmuję pokój w bloku z wielkiej płyty. Mam świadkowską przeszłość, żadnych wspomnień, żadnych rzeczy, które kogokolwiek by interesowały.
Co mi zatem pozostało w życiu?
Chyba tylko emigracja.
Tutaj ludzie i społeczeństwo jest toksyczne, zniszczone komuną, głosujące na zmianę na PO-PiS i myślące, że coś się zmieni. Nie k****, nic się tu nigdy nie zmieni. Będziecie dalej okradani w podatkach, płace będą zawsze stały, bo sprowadzacie Ukraińców, którzy będą pracować za frajer lub prawie wolontariacie na czarno. Będziecie pracować na 500+ dla samotnych matek wychowujących mulatów (koleżanka z podstawówki). Jesteście przegrani.
Nie mam zamiaru dłużej tu wegetować. Uznałem, że jestem w takim miejscu w życiu, że nie mam nic do stracenia i wyjadę za granicę, raczej na zawsze. Najpierw do Anglii, gdzie zarobię na przeszczep włosów i być może na operację przedłużania nóg, by mieć to upragnione 180 cm wzrostu i nie wyglądać jak błazen. Możecie się ze mnie śmiać, ale takie mam marzenie - przestać wyglądać jak ludzkie ścierwo, bo moi samolubni rodzice postanowili spłodzić dziecko, nie wiadomo po co, dla własnej próżności, by się tu męczyło, tak samo jak oni, na tym skurwiałym świecie. Wolę być pomiotem w Anglii i żyć na luzie, niż być poniżanym w Polsce.
Oczywiście nie mam zamiaru nigdy płodzić dziecka, by było tak samo niskie i brzydkie jak ja i miało przesrane w życiu począwszy od żłobka, gnębione przez całe społeczeństwo.