Ludzie wymyślając Boga, wymyślili różne potrzeby tak, że im się w głowie pokręciło. Z jednej strony pokazują Boga, który ma potrzeby: 2 Kor 9:7 bw .... gdyż ochotnego dawcę Bóg miłuje. Mat 6:6 bt5 Ty zaś, gdy chcesz się modlić, (...) który widzi w ukryciu, odda tobie.
Z drugiej strony Dz 17:25 Ani też nie służy mu się rękami ludzkimi, jak gdyby czego potrzebował, gdyż sam daje wszystkim życie i tchnienie, i wszystko.
Oczywiście przywódcy religijni chcąc się wzbogacić, robią to pod przykrywką ubzduranych potrzeb Bożych. Czy chcesz, czy nie, to stajesz wobec dylematu zapracowanego Boga, który bez przerwy rozpatruje miliony pojedynczych i zbiorowych wniosków (czyt. modlitw), kto dał ochoczo, kto dawał z wyrachowania i w ten sposób prowadzi handlarskie rozrachunki. Tak to trwa sekunda po sekundzie, dzień po dniu, wieki po wiekach, od tysięcy lat. Jednak wniosek wynika z powiedzenia ludowego; "gadał dziad do obrazu, a obraz do niego ani razu". Zacofani zawsze będą szukać motywów, że zostali wysłuchani, a w przypadku nie wysłuchania, że są uzasadnione powody dla ich dobra, których to powodów nie znają. Jednym słowem są dwie klasy ludzi, jedni wyzyskiwacze, drudzy wyzyskiwani. Co najdziwniejsze, wyzyskiwani chwalą i usługują wyzyskiwaczom.