Jako młody chłopak byłem ministrantem, baaa, nawet udawało mi się śpiewać tzw. psalmy responsoryjne. Więc można powiedzieć że było to dla mnie jakimś sacrum.
Kiedy jako 20-latek zostałem świadkiem, na pytanie ministrantów czy przyjmiemy księdza, moja odpowiedź brzmiała: chętnie, ale my jesteśmy świadkami Jehowy. Jeśli ksiądz ma życzenie do nas wstąpić, to zapraszamy.
Niestety nigdy nie przyszedł, a po jakichś trzech latach także i ministranci nie dzwonili do drzwi z zapytaniem, czy przyjmiemy kolędę. Pewnie już mój adres był odnotowany, być może sąsiedzi dali cynk. Nawet do głowy mi nie przyszło, żeby szukać okazji do dowalenia księdzu, wyśmiania go czy obrażania. Wśród sąsiadów jestem lubiany i nigdy nie uchodziłem za natrętnego ewangelizatora.
Znam niestety takich świadków, którzy specjalizowali się w potyczkach słownych z duchownymi, często niezbyt uprzejmych, tylko po to żeby na zebraniach opowiadać "ciekawe doświadczenia ze służby".