Czy bezpieczne jest przygotowywanie się do studium strażnicy? Powiem tak.
Dla samej "strażnicy", to nie bardzo.
Ponieważ osoby, które rzetelnie podchodzą do tego zadania, mogą się wybudzić z tego snu strażnicy.
Przynajmniej tak było ze mną, różne rzeczy mi nie grały.
Tych puzzli było coraz więcej i więcej, widziałam też, jak prowadzący meandrowali pomiędzy trudnymi tematami.
Jak bardzo powierzchownie były traktowane, choć w mojej ocenie, powinno było być głębsze wniknięcie.
No a w końcu, po wieściach z Australii, znalazłam się wśród świadomych, czym ta organizacja jest.
To wspólne przygotowywanie się do strażnicy było fajne.
To był rodzaj spotkania towarzyskiego, bo zawsze po studium, był jakiś poczęstunek, wspólne spędzenie czasu.
No oczywiście, dla "strażnicy" taki relaks nie pasował, więc szybko zakazali.
I najpierw znieśli zebrania książki w domach, a potem wzięli się za wspólne przygotowywanie do strażnicy.
Pamiętam te ogłoszenia w zborze, tego nie i tego też nie.
Dziwne mi to się wydało, dlaczego na tak teokratyczne zajęcie jest zakaz.
A pierwsza myśl, jaka mi przyszła do głowy, to pytanie dlaczego jest takie właśnie podejście?
Przecież to fajny moment, kiedy bracia mogą ze sobą mile spędzić czas, poznać się bliżej?
Ale jak się okazało, to miało swoje drugie dno.
Ponieważ w wielu zborach, ludzie ze sobą dyskutowali po oficjalnym przygotowaniu i wyciągali ciekawe wnioski.
Które też powodowały, że całymi grupami zaczęło się odchodzenie od świadków Jehowy.
Bo odkrywano różne doktrynalne przekręty, jak choćby sprawa pokolenia i roku 1914.
I tu korporacja zadbała o swój interes.
Nie będzie spotkań, nie będzie rozmów, nie będzie takiej lawiny odejść.
Stąd posypały się zakazy.
Smutne jest raczej to, że ogromna większość śj ogólnie, nie przygotowuje się do zebrań.
Łykają wszystko jak leci, idą na łatwiznę, albo zwyczajnie obciążeni codziennymi obowiązkami, nie mają sił na to.
Taki ojciec, głowa domu, pracujący na etat, przychodzi do domu zmęczony.
I zamiast odpoczynku, musiałby organizować się w studium z rodziną.
A jak jest do tego starszym zboru, ma na utrzymaniu żonę z dziećmi, to obciążenie niesamowite.
I chodzą takie mechaniczne trybiki, ojciec, matka, dzieci, na te gotowe papki przygotowane przez starszych.
Za wiele się tam nikt nie spowiada, czy się przygotował do analizy artykułu.
Akapity lektor odczyta, ktoś tam z sali odpowie i tak przeleci cały program zebrania.
Wszyscy myślą, jak tu szybciej znaleźć się w domu i obejrzeć jakiś film, mecz, czy skoki narciarskie.
I takimi ludźmi łatwo jest manipulować, o czym strażnicy tej doktryny wiedzą i to wykorzystują.
Ważne, żeby kasa regularnie była wrzucana do skrzynek.
Reszta się nie liczy.
Tak to widzę.
A mój zbór jest przykładem tego.
A myślę, że nie jest jakimś jedynym, w którym tak to wszystko wygląda.