Obejrzałam cały program. Bardzo mi się podobał.
Jak człowiek ogląda coś takiego z boku, to się zastanawia: "I ja w tym kiedyś byłam? Ja też wdepnęłam z to g...no?"
W programie występują ludzie bardzo pokiereszowani przez organizację. Ludzie, którzy stracili swoje rodziny.
Jedna z kobiet (była Świadkiem 36 lat) sama uczyła swoje córki żeby - w razie jej wykluczenia - nie kontaktowały się z nią, bo ona dla nich z powrotem wróci do organizacji. Ta matka mówiła to córkom tak teoretycznie, bo przecież nie planowała nigdy z organizacji odchodzić czy być wykluczona. Poznała jednak "prawdę o prawdzie" i wyszła z orga. Tymczasem jej córki - widocznie cały czas pamiętając słowa matki - po prostu się z nią nie kontaktują.
Każdy z gości miał do opowiedzenia jakąś wstrząsającą historię - ojciec Lloyda nigdy nie poznał swojej wnuczki, przyjaciel innego gościa reportażu umarł w wieku 17 lat z powodu odmowy transfuzji krwi przez rodziców. Inna występująca tam kobieta była molestowana przez swojego ojca adopcyjnego. Była też ofiara przemocy w rodzinie - ze strony męża. Starsi zboru nic temu mężowi nie zrobili, gdy przychodziła do nich żona ze skargami na męża; ale gdy okazało się, że dwa lata później zaczął on palić papierosy... no to wtedy już szybka akcja starszych i go wykluczyli.
Było tam dużo płaczu, dużo poruszających historii. Myślę, że polska TV powinna kupić ten program i go wyemitować w Polsce.
-----
Jednocześnie zaczęłam się zastanawiać dlaczego wyjście od Świadków aż tak bardzo mnie nie pokiereszowało. Dlaczego jestem w miarę "normalna", bez prób samobójczych, szczęśliwsza...
I myślę, że duże znaczenie może mieć to, że moja rodzina nigdy nie należała do religii Świadków, a ja zaczęłam studiować ze Świadkami dopiero jako nastolatka. Nie przeżyłam więc wielu takich sytuacji, które byłyby dla mnie bardzo trudne np. w szkole - jak na przykład odmawianie cukierka urodzinowego.
Nie rozmyślałam nigdy o Armagedonie i jakoś mnie on nie przerażał aż tak bardzo (choć oczywiście obawiałam się, że może rychło nadejść i mnie zmieść z powierzchni ziemi jako jeszcze nieochrzczoną - a dodam, że studiowałam zaledwie 10 miesięcy przed chrztem). Tymczasem małe świadkowe dzieci oglądały w książkach te armagedonowe ilustracje i przechowywały w swojej pamięci; żyły w strachu.
Dopiero po tym programie zaczęłam lepiej rozumieć Świadków wychowanych w tej religii od dziecka.
Choć na forum niejednokrotnie pojawiały się wzmianki, że ktoś jako dziecko bał się Armagedonu, to nie traktowałam tego jako masowe zjawisko, ale jako pojedyncze przypadki. A tymczasem w programie prawie każdy miał przeżycia i myśli tego typu.
Ja miałam zawsze silną osobowość, nie dawałam sobie w kaszę dmuchać i może to mnie jakoś uchroniło przed całkowitym oddaniem się organizacji?!
Nie lubiłam nigdy skrajności, a głodujących pionierów na terenie oddalonym traktowałam jak wariatów (z góry przepraszam za te słowa... bo wiem, że paru takich pionierów się tu znajdzie
... ale tak było. Znałam takie ekstremalne małżeństwo na terenie oddalonym i nigdy nie mogłam zrozumieć ich trybu życia).
Nie było więc u mnie drastycznie, ale wcale nie znaczy, że było kolorowo. Nie miałam więzi z nie-Świadkową rodziną, a szukałam kontaktów głównie w zborze. Liczyłam (naiwnie) na to, że w zborze znajdę drugą rodzinę, ale tak sie nie stało. Było w zborze paru dobrych znajomych... nawet myślałam, że przyjaciół. Jednak po naszym odejściu zerwali z nami kontakt (albo z automatu albo tak stopniowo).
Przez te wszystkie lata pobytu w organizacji nie mogłam zrozumieć dlaczego ja nie jestem tak szczęśliwa jak piszą w Strażnicy! Przecież żyjemy w raju duchowym! - ale ja tego raju na sobie nie czułam. Głoszenie wcale mi jakiejś specjalnej radości nie dawało (to głównie chodzenie po piętrach), tabunu oddanych przyjaciół też w zborze nie miałam. To gdzie to szczęście?!
----
Kończąc już mą wypowiedź...
zdałam sobie sprawę, że to forum, choć tyle tu "bijatyk i pyskówek" mogło uratować skórę niejednej osobie. Niekoniecznie dlatego, że od razu zaczęła ona wierzyć w odstępcze rewelacje, ale choćby z tego powodu, że zobaczyła, że nie jest jedynym Świadkiem na świecie, który ma wątpliwości.
A właśnie to chce zrobić organizacja - wmówić wszystkim, że wątpliwości pochodzą od Szatana, a szanowne, "prawdomówne" Ciało Kierownicze oczywiście przemawia w imieniu samego Boga.
Ta organizacja robi ludziom takie samo spusztoszenie w głowach i w ich poczuciu wartości i bezpieczeństwa jak dorastanie w rodzinie przemocowo-alkoholowej... Dziecko cierpi, nie zna innego świata. Poza tym nie może złego słowa powiedzieć o swoich rodzicach... którzy piją i biją je... bp robią to przecież dla jego dobra. A dostaje lanie, bo zasłużyło, bo było niedobre... i tutaj się nakręca wielka spirala poczucia winy.
A do tego w rodzinie dochodzą jeszcze inne mechanizmy... np. coś takiego jak lojalność. Lojalność jest tak silna, że dzieci nie zgłaszają nikomu tego, że są krzywdzone - nie mogą przecież wystąpić przeciwko własnemu ojcu i własnej matce! A jak zaatakują swoich rodziców, to jednocześnie ucierpi ich tożsamość - no bo nikt ani nie chce być sierotą, ani dzieckiem zbrodniarza - udawajmy więc, że wszystko w mojej rodzinie jest OK.
I tak samo muszą żyć - i udawać, że są szczęśliwi - Świadkowie!
--------
Mav - dzięki, że masz jeszcze siły na to, żeby trwać przy forum. Wiem, że nie jest łatwo, a ludziska niejednokrotnie dają pewnie popalić moderatorom, ale najważniejsze jest to, że inni zaglądający tu goście odnoszą z niego korzyść. To taka ogólnopolska grupa wsparcia, która z pewnością pomogła wielu osobom.
Pozdrawiam Ciebie i Lenę serdecznie!