W organizacji, w której jestem, niestety jedyne co można znaleźć to kobiety po przejściach z depresjami.
coś w tym jest...
w organizacji parę razy swatano mnie za jakąś rozwódkę z dzieckiem lub nawet z dwójką, ale ja uważałem że to poniżej mojego poziomu.
przyczyną dla której próbowano mnie swatać było to że posiadałem komunalne mieszkanie w którym sam sobie mieszkałem (po śmierci mojej babci która zmarła w 1992 roku)
zdawałem sobie sprawę, że nie chodzi o miłość a o mieszkanie (kto wie nawet, czy gdybym zgodził się to nie byłoby szybkiego ślubu z jeszcze szybszym rozwodem i próbą pogonienia mnie na cztery wiatry, niebieską kartą na podstawie fałszywych zeznań złożonych przez podstawionych świadków itd. itp.)
a ja chciałem normalnego życia i ślubu z panną, która NIE będzie pionierką;
mimo że byłem świadkiem Jehowy nie upierałem się za mocno przy dziewictwie kandydatki (gdyz rozumiałem że ma ono i plusy i minusy) ale stawiałem wysoką poprzeczkę jeśli chodzi o urodę i uważałem że kobieta musi mieć przynajmniej przeciętną inteligencję (kretynki wykluczone)
jeśli mam nie tylko dochować wierności ale żyć z taką nie przez kilkadziesiąt lat ale wiecznie w raju na ziemi to chyba oczywiste że powinna być to kobieta która z wyglądu przypominałby bardziej Joannę Krupę niż np. Annę Sobecką
takie miałem (być może mało chrześcijańskie) podejście do sprawy i nie mogłem znaleźć żadnej kobiety która spełniałby te wymagania i chciałaby mnie