Zatem Świadkowie swoich zasad tym mniej przestrzegają, im wyżej są w hierarchii.
Ewentualnie im bardziej nagrzeszyli tym bardziej chcą się "wykupić" dobrymi uczynkami i zostają bardzo gorliwymi pionierami, co to nie dojedzą, nie dośpią, nie odpoczną, nie zadbają o dobrą pracę ( tylko jakies ćwierć etatu w gównianym zajęciu , nierzadko u braci na czarno), o swoje zdrowie. A potem zbiliża sie np. 40-ka i bilans życia wychodzi marnie. Nie założyli rodziny, na zdrowiu podupadli, oszczędności żadnych, praca bez składek lub z tak minimalnymi, że o jakimkolwiek świadczeniu emerytalnym można zapomnieć ( tak wiem ZUS to temat rzeka), dzieci brak ( bo trzeba było zap.... na orga, armagedon tuż tuż, więc po co potomstwo, a jeszcze trzeba by mieć z kim je zrobić), więc na stare lata szklanki wody nie będzie miał kto podać ( zbór oczywiście palcem nie kiwnie bo i po co). Smutne, ale prawdziwe w dodatku często taka osoba zostaje z zaburzeniami w sferze psychiki, ale do specjalisty albo nie pójdzie, albo sie nie zastosuje do zaleceń, by diametralnie odmienić swoje życie i rzucić w diabły to co je zatruwa.
Owszem są też szczere jednostki żyjące po Bożemu, ale na ogół sama myśl o jakimkolwiek sprzeciwie wobec org skutkuje wewnętrznym przeświadczeniem popełnienia wręcz niewybaczalnego grzechu. Więc za wiele nie myślą tylko wypełniają ślepo rozkazy z góry.