moim zdaniem nie każdą "teokratyczną" deklarację dotyczącą przyczyn nieposiadania dzieci należy traktować 100% poważnie, gdyż czasami powołanie sie na nauki organizacji służy ukryciu rzeczywistej przyczyny...
Być może wasze spostrzeżenia
Mój znajomy świadek też uważa że nie ma sensu mieć dzieci bo zaraz i tak armagedon, twierdzi że to nie nakaz lecz sugestia organizacji ale jednocześnie odprowadza specjalną składkę od pensji która pozwoli mu iść wcześniej na emeryturę którą nabędzie za 17 lat , więc coś tu jest nie tak.
Wygoda,to najważniejsza doktryna ,osób które nie chcą mieć dzieci bo brudzą,przeszkadzają,trzeba się nimi zajmować.
dotyczą właśnie osób, które chcą z wygodnictwa nie mieć dzieci, ale nie chcą być krytykowane, więc powołują sie na "niepodważalny autorytet" organizacji, aby ukrócić krytykę.
Znałem przypadek gdy pionierce oświadczył się ubogi wspołwyznawca i dostał kosza umotywowanego teokratycznie (są dni ostatnie, ona skupia się na służbie itd.)
wiem że tak mu powiedziała, gdyż osobiście wyżalił mi sie z tego przy kawie ("taka figura, marzenie faceta, modelka, ale szkoda że fanatyczna" i opowiedział szczegóły tego "fanatycznego" kosza).
Ta sama pionierka wracając ze mną ze służby z odległego terenu (35 minut dreptania) zwierzyła mi się że czuje dyskomfort gdyż chciala jakoś grzecznie tego faceta spławić, w taki sposób aby nie wpędzić go w depresję.
Czułaby się niezręcznie, gdyby chciała powiedzieć mu szczerą prawdę, że on się jej po prostu nie spodobał, gdyż jest za niski, mało przystojny, nie ma własnego mieszkania, nie ma popłatnego zawodu, a ona szuka dla siebie lepszej partii: mąż ma być przystojny i dobrze zarabiać, gdyż jeśli takiego znajdzie, to dzięki temu że będzie spełniał jej aspiracje społeczne, nie będzie odczuwała pokusy aby go zdradzać.
Skoro (cyt.) "kobieta jak saper może pomylić się tylko raz przy wyborze męża" (gdyż potem organizacja robi kłopoty z ewentualnym rozwodem) to nie ma sensu marnować tej jednorazowej szansy na zamążpójście dla jakiegoś przeciętniaka.
Owa pionierka we własnej ocenie z jednej strony zrobiła dobrze że jej odpowiedź była grzeczna i nie podłamała temu facetowi poczucia własnej wartości, a z drugiej strony "skłamała" i mówiła mi że czuje że Bóg Jehowa się gniewa, ponieważ nienawidzi kłamstwa.
Pionierka pytała mnie w zaufaniu o poradę, czy powinna z takim grzechem iść do starszyzny i ten grzech wyznać. Zażartowałem sobie że ja jestem "bratem starszym" (w sensie: że ja Sebastian jestem wiekowo starszy od tej pionierki) i że to wystarczy. Roześmiała się, a ja powiedziałem jej że zanim poznałem prawdę miałem zamiar zostać księdzem (co obejmuje także odpuszczanie grzechów) więc "jako brat starszy mogę 'nieoficjalnie' jej ten grzech odpuścić"
chichrała się z tego chyba z 10 minut aż ludzie oglądali sie za nami na ulicy...
podobnie może być z deklaracjami o nieposiadaniu dzieci: powołanie się na teokratryczną zasadę może służyć ucięciu rozmowy i uniknięciu konieczności "tłumaczenia sie przed obcymi ludźmi" ze swoich osobistych "wygodnickich" decyzji życiowych.