moje trzy grosze:
Kiedy, indoktrynowałem nowych pisklaków na kolejnych odwiedzinach, pozwoliłem absolwentowi wyrazić swoje spostrzeżenia i argumentacje.
Wyjaśniłem na następnym spotkaniu rozwiniemy temat.
Przeważnie do tematu nie powracaliśmy, kolejna dawka ''znieczulającego środka'' na pobudzony umysł … trzymałem ster a nie pozwoliłem sobie go odebrać.
Kilka napotkałem sytuacji, kiedy wychowanek był konsekwentny w swoich przedstawianych rozmowach – takie odwiedziny wrzucałem na ostatnią stronę kajetu, kiedy chciałem w dreptaniu zaoszczędzić buty, powracałem na takie bazowe spotkania, ale, ale ... z sobą, która pasjonowała się w udowadnianiu racji (Ww).
Szczególnie zabierałem (to było moim konikiem) spadochroniarza kiedy odwiedzał kolejny oddział w obwodzie.
Tak, to były gorące dyskusje na których spadochroniarz miał niezłą gimnastykę i tak dowiadywałem się rożnych informacji jak ze strony zainteresowanego czy spadochroniarza.
Przeważnie takie osoby to wisienka na torcie były w moim przedziale służby podwórkowo-ulicznej.
Jednak w większości przypadków, jak i jedna czy druga strona nabierała purpury emocjonalnej, to były bardzo ciekawe pełne dynamizmu dyskusje.
Przeważnie w drodze powrotnej słyszałem tekst ''masz ciężki orzech do zgryzienia'' odpowiadałem z uśmieszkiem na twarzy: ''wiem o tym doskonale''
Z tych osób nikt przysięgi nie złożył, pluskając się w wodzie ku radości (Ww), ale takie perełki były cenne dla mnie.
Z perspektywy czasu wiele mam szacunku do tych ludzi, bo rzetelnie umieli obronić swoją logiczną argumentację i nie wpaść w szpony sekty, ale zrozumiałem dopiero w tedy, kiedy się wybudziłem i uwolniłem się z sekty (Ww).