Większość ŚJ uważa, że w I wieku, tak jak dziś, chrześcijanie chodzili od domu do domu i pukali w drzwi.
Nie biorą pod uwagę siepaczy Nerona, prześladowań i ukrywania się.
Ostatnio czytając Raya Franza zwróciłem uwagę na ten oto fragment:
"Niektórzy byli Świadkowie z niepokojem stwierdzają, że w ich odczuciu
prowadzą zbyt spokojne życie, podczas gdy powinni „coś robić”, czynić
więcej i mieć większe osiągnięcia. Wydaje się, że osoby wywodzące
się z organizacji Strażnicy żywią potem przekonanie, iż służba dla Boga,
Chrystusa i ludzkości musi być nadzwyczajną, szczególną formą działalności,
która odróżnia jej wykonawcę od innych ludzi. Jest jednak nieprawdopodobne,
by nowo nabyta wiara wpłynęła na zmianę codziennych zajęć w przypadku olbrzymiej większości chrześcijan żyjących w I wieku. Były to bowiem czasy, gdy mężczyźni pracowali od wschodu do zachodu słońca przez dwanaście godzin dziennie, gdy kobiety nie posiadały współczesnych wynalazków ułatwiających pracę, a także gdy wielu chrześcijan należało do około 60 milionów niewolników żyjących w obrębie imperium rzymskiego. Plan i harmonogram dnia mógł pozostać zasadniczo taki sam" (Kryzys sumienia 2006 s. 456-457).
Nie posiadamy też żadnych świadectw z pism wczesnochrześcijańskich z wieków I-IV, które by mówiły o procederze chodzenie od domu do domu.
Owszem byli różni misjonarze, tak jak w opisano w Dziejach Apostolskich, gdzie pisano o Pawle, Barnabie, Piotrze, Janie. Oni zaś odwiedzali domy chrześcijan gdzie się gromadzono, a nie chodzili od drzwi do drzwi.