moje trzy grosze:
W 3-cią rocznicę śmierci mamy rozpocząłem stawiać Tarota w pokoju był półmrok, świece świeciły się przy stole, na przeciwko mnie siedziała kobieta w wieku 40-stki.
Była bardzo podekscytowana, zwierzała się z swoich problemów, rozmowa toczyła się prawie godzinę.
Za czołem rozkładać Tarota, przedstawiając jej arkana, słuchała patrząc z niedowierzaniem co przedstawiały karty, zaskoczona oznajmiła, chciałam panu to powiedzieć na samym końcu, ale pan mnie ubiegł.
Nie przerywając seansu nadal wodziłem wzrokiem po układzie kart, w pierwszej chwili myślałem, że siedząca na przeciw mnie kobieta głęboko oddycha i usiłuje zgasić świece, przerwałem, spoglądając na nią badawczym wzrokiem.
Patrząc wprost na mnie, spytała co się stało, odpowiedziałem czy przypadkiem nie chciała pani zgasić świec, odpowiedziała- broń boże....
Kiedy rozmawialiśmy, ponownie ogień świec zaczął przybierać rożne kształty, świeca paliła się coraz bardziej intensywnie i niespodziewanie równiutko w tum czasie pękła jej szklanka na stole wylewając swoją zawartość.
Wyszedłem do kuchni aby przynieść ręczniki papierowe, aby wytrzeć rozlaną herbatę, kiedy byłem w kuchni usłyszałem dzwoniący telefon z pokoju oraz rozmowę mojego gościa.
Gdy wszedłem do pokoju, kobieta zalewała się łzami, przez zaciśnięte usta wyrzekła – zmarł 10' temu mój tato.