Kojarzę sobie moment, jak bardzo się zdziwiłam, jak chyba w "przebudźcie się" ukazał się taki konkretny artykuł nt. depresji.
W którym było powiedziane wprost, że depresję należy leczyć, tak, jak każdą inną chorobę.
Poszukać specjalisty i nie wstydzić się iść po poradę.
Mniej więcej taki był wydźwięk treści tego, co napisali.
Pomyślałam sobie, że nareszcie napisali coś konkretnego.
Bo słyszałam, że ludzie mają problemy z depresją, a w zborach nic się z tym nie robi.
W swoim i okolicznych, obserwowałam wiele osób z różnymi stanami psychiki.
Czytanie książek psychologicznych było źle widziane.
Sama miałam książki psychologiczne, które nie stały oficjalnie na moich półkach, miałam je głęboko schowane.
Chodzenie do poradni specjalistycznych czy na terapie, też.
Od osób, o których wiadomo było, że mają problemy z psychiką, odsuwano się jak od trędowatych.
Trochę nie mogłam tego pojąć, że ludzie z depresją byli traktowani tak bez miłości braterskiej, jak ktoś gorszego sortu.
Dopiero po odkryciach prawdy o tej prawdzie, znalazłam odpowiedzi na wiele pytań w tej materii.
Sama się dziwiłam, że jeszcze w mojej sytuacji, nie zbzikowałam.
Do dziś się nad tym zastanawiam, że nie skończyłam na jakichś silnych antydepresantach.
Albo na schizofenii paranoidalnej, jak niektórzy w okolicznych zborach.