Moi drodzy, książka jest na ukończeniu
A tu dla Was dłuższy rozdział.
OŚRODEKOśrodek pionierski to takie kolonie dla młodzieży, z tym że jeśli się na niego wybierasz to czeka Cię niezła orka. Po pierwsze przeznaczony dla pionierów, czyli spodziewaj się codziennego, kilkugodzinnego głoszenia, najczęściej na obszarach wiejskich. Po drugie organizowany na terenach tzw. z potrzebami, czyli w okolicach, gdzie jest mniej Świadków i samodzielnie nie wyrabiają się z głoszeniem w swoim regionie. I po trzecie to nie SPA, ale iście spartańskie warunki, godne prawdziwego ascety.
Na tego typu zgrupowanie wyjeżdżało się w okresie wakacji. Najpierw musiał być gospodarz, który zapewniał kwaterę, zwykle była to chata wiejska bez wygód. Ośrodkowi przewodniczył starszy zboru, który czuwał nad nienagannym zachowaniem uczestników. Obóz trwał około dwa tygodnie, czasami podczas wakacji zaliczałam nawet trzy tego typu zjazdy w różnych częściach Polski. Nigdy nie wiedzieliśmy, co zastaniemy na miejscu, aczkolwiek wtedy nam to nie przeszkadzało.
Przyjeżdżamy na wskazane miejsce, po 5 godzinach podróży i przemierzeniu 300 km pojawiamy się grupą 12 osób pod wskazanym adresem. Ładny dom z sadem, aczkolwiek nadgryziony zębem czasu. Wychodzi starsza kobieta, za nią szczeka pies.
- O już jesteście, no właśnie myślałam, że później przyjedziecie, ale chyba brat Maciej wam nie zdążył przekazać informacji – niezręcznie tłumaczy się przez płot
- Bo właśnie przyjechała do mnie rodzina z Niemiec i nie mogę Was przyjąć w domu, ale nic się nie martwcie, znajdę rozwiązanie, przecież nie zostawię na pastwę losu braci kochanych – zabrzmiało to nienaturalnie
- Zakwateruje Was na działce, mam taki domek, to niedaleko stąd
Cóż mieliśmy zrobić, ruszyliśmy żwawo. Działka bez prądu, na szczęście z bieżącą wodą i z wychodkiem. Udało się załatwić butlę gazową. Dziękujemy Bogu w modlitwie przy kolacji za gościnność siostry.
Ale zaraz pojawia się kwestia spania. No bo w altanie jest na dole jedno pomieszczenie i na górze drugie, oba otwarte. Dół zajęty przez nasze rzeczy, przybory do gotowania, żywność, ubrania.
Brat prowadzący, młody wiekiem, żonaty zarządza:
- Śpimy wszyscy obok siebie, u góry
- Uuu – bracia westchnęli z nadzieją
- Od okna Panie, aż do mojej żony, potem ja, a po mojej prawej Panowie - kontynuuje dumny z pomysłu, który wybawił go z niezręczności
I tak też spaliśmy, w totalnym ścisku w dwanaście osób w dusznej altanie. Ale nie to było najgorsze. Następnego dnia rano, o 9:00 należało być gotowym w pełnym rynsztunku, elegancko, by godnie reprezentować imię Jehowy. Siostry w spódniczkach i bluzkach, a bracia w spodniach od garnituru i koszulach. Ale jakoś dawaliśmy radę.
Służba od domu do domu w warunkach wiejskich nie była tak uciążliwa jak w dużych miastach. Tutaj ludzie byli bardziej gościnni, często lubili podyskutować, może też i dlatego, że Świadkowie odwiedzali ich rzadko. Zapraszali na kompot, czy na owoce, czasem nawet na obiad zdumieni, że młodzi ludzie, przyzwoicie ubrani, chodzą i mówią o Bogu zachęcając do czytania Biblii.
Oswoiliśmy altanę, rozgościliśmy się w niej na dobre. Niestety po tygodniu musieliśmy ją opuścić, gdyż padały lipcowe deszcze i wylał strumień płynący obok. Brodziliśmy po kostki przy ostatnim śniadaniu, oczywiście przy akompaniamencie obowiązkowego tekstu dziennego.
***
Następny ośrodek, który pamiętam wydarzył się w górach. Starsza siostra przyjęła nas pod swój skromny dach, na co dzień prowadziła agroturystykę, ale w tym czasie nie przyjmowała letników oddając swoje mienie sprawom Królestwa, jak zwykli mawiać Świadkowie.
Już wyjeżdżając czułam się dziwnie, gdy stojąc w kółku odmawialiśmy modlitwę w ruchliwym, publicznym miejscu wielkiego miasta. Po przyjeździe brat starszy, nasz prowadzący, zarządził, że Panie śpią w pokojach, a Panowie w namiotach. To miało zmniejszyć ryzyko wymknięcia się żądz spod kontroli. Tak, ta ciągła obsesja, że ktoś kogoś zaraz, publicznie przeleci jest dość specyficzna, ale tak to już jest u Świadków. Dmuchać na zimne.
Pewnego dnia, po służbie siedzieliśmy z Nikodemem na tapczanie i oglądaliśmy jakiś album, oczywiście w pokoju znajdowało się jeszcze kilka osób, żadnej tam intymności. Nasz prowadzący wszedł, a jego mina wyraziła głęboką dezaprobatę.
- Nikodem zejdź, nie jesteście małżeństwem, żeby przebywać razem tak blisko i to na jednym łóżku – wydał polecenie
Mój kolega niezwłocznie opuścił pomieszczenie, a my potem nazywaliśmy brata gestapowcem, w ramach cichego buntu. Chłopaki zapraszali nas do swoich namiotów, przykładowo by pograć w kości, ale potem dopadała ich taka paranoja, że sprawdzali, czy nie zostawiamy przypadkiem swoich długich włosów u nich na karimatach, żeby SS nie wyczaił i nie było draki.
Ten wieczór miał być jednak inny. Zielona noc. Szykowałyśmy mały poczęstunek, chłopcy rozpalili ognisko. Oczywiście zaczęliśmy od śpiewania pieśni ze śpiewnika Świadków, jednak zmieniliśmy repertuar, gdy tylko prowadzący udał się w objęcia Morfeusza. Koleżanka z pokoju kupiła mimochodem wiśniówkę podczas przerwy w służbie. Nie wiem jak jej się udało zachować ten fakt dla siebie.
Świadkowie piją alkohol, nie palą jednak papierosów. Za ten czyn można zostać wykluczonym. Podobnie rzecz ma się z narkotykami. Ban. Odwołują się tu do świętości życia i do niekalania ciała, zalecanego przez apostoła Pawła pierwszym chrześcijanom. Alkohol jest tym niechlubnym wyjątkiem, z którym wielu ma problemy. Mój wujek, szwagier taty został wykluczony za pijaństwo, tak że nie mógł być obecny na weselu własnej córki. Co ciekawe, jeśli pionier, czy starszy uda się na przyjęcie, gdzie znajduje się osoba wykluczona, automatycznie traci swój przywilej. Przezorni zwykle dopytują.
Wołamy chłopaków na kieliszeczek. Przychodzi dwóch z pięciu, reszta się obawia. Wychodzę do nich, pytam Nikodema o co chodzi.
- Nie chcę mieć kłopotów – odpowiada szeptem
- Wiesz, że ubiegam się o przywilej sługi pomocniczego, a to mogłoby mi zaszkodzić. I tak mają na mnie oko, bo nie mam ojca – tłumaczy się
- Ale jesteś cykor – dziwie mu się
- Jesteś siostrą, to tego nie zrozumiesz, nic nie tracisz w razie czego
Z namiotu wynurza się Adam, nasz ośrodkowy sztywniak.
- Czego ona chce? Chodź spać, już późno – namawia kolegę
- Już idę, rozmawiamy tylko – asekuruje się Nikodem
Impreza się nie udała. Wiśniówka wróciła z nami do domu. Za to Nikodem po ośrodku został mianowany na sługę pomocniczego.
To jest jak awans, pierwszy szczebel na drabinie hierarchii zborowej, później zostaje się starszym, a wyżej jest już nadzorca podróżujący. Dla mężczyzn jest to ważne, zwłaszcza jak są zaangażowani i świadomie „dla Pana” rezygnują z wykształcenia i ścieżki kariery.
Chyba, że kobiety staną na drodze do upragnionego awansu. Dla przykładu zaręczonego zwykle się nie mianuje, starsi czekają, czy wytrwa w czystości do ślubu i czy potem będzie dobrze przewodził w rodzinie. Panowie zwykle to kalkulują na zimno.
***
Adam wpada w panikę. Dyszy, przewraca oczami. Staram się go uspokoić.
- Będziemy mieć komitet, zobaczysz wywalą nas – mówi przerażony
Komitet sądowniczy to organ Świadków uprawniony do wydawania wyroków. Złożony z trzech starszych, którzy rozpatrują, gdy jakiś grzesznik popełnił błąd. Co ciekawe takie sformułowanie nie występuje w Biblii, jest to własne narzędzie do trzymania owieczek w ryzach. Komitet decyduje, czy osoba ma zostać wykluczona, czy okazała skruchę i może pozostać w organizacji. Nierzadko podczas nich dochodzi do zadawania wielu intymnych, odzierających z godności pytań, a także do konfrontacji sprawcy z ofiarą. Przykładowo inaczej oceniane jest jednorazowe wykroczenie pod wpływem emocji, choćby seks przedmałżeński, a odmiennie uporczywe trwanie w grzechu z pełną świadomością.
Na dworze lipcowy skwar, a my z Adamem zabłądziliśmy w górach. Prowadzący wyznaczył nas jako parę do głoszenia i podał przydział, oddaloną sporo kilometrów wioskę. Poruszaliśmy się rowerami, przez pagórki, a było już sporo po wyznaczonym czasie na powrót. Właściwie było już po obiedzie.
- Na pewno pomyśli, że udaliśmy się gdzieś na schadzkę – Adam jest bliski płaczu
- Spokojnie, wytłumaczymy, że pomyliliśmy drogę. Biorę to na siebie – staram się zdjąć z niego strach
Docieramy do małej wioski. Zatrzymujemy się pod sklepem, który pamięta lata osiemdziesiąte. Oboje jesteśmy wykończeni i spragnieni.
- Mam tylko dwa złote – mówię do Adama
- Ja chyba jakieś grosze, może pięćdziesiąt
Wchodzę do sklepu, kupuje dużą butelkę niegazowanej. Proszę o zimną z lodówki. Natychmiast odkręcam i łapczywie pije. Wychodząc wręczam wodę Adamowi.
Ten ogląda butelkę i stwierdza:
- Nie mogę się napić po Tobie
- Dlaczego? Nie mam żadnej choroby, nie bój się głuptasie – śmieje się z niego
- Bo to tak, to tak… jakbyśmy się całowali, miałbym nieczyste sumienie – stęka Adam spuszczając wzrok
- Phi – jestem w szoku, że Sztywniak o tym pomyślał i wyartykułował
W końcu jednak wyciera butelkę o rękaw koszuli, dokładnie ją szoruje przy wylocie i ostatecznie pije.
Wracamy późno, przed zmrokiem. To nie były jeszcze czasy telefonów komórkowych, wczesne lata dwutysięczne. O dziwo nie dostajemy żadnej nagany, raczej wszyscy martwili się o nas.
Po kolacji mówię koleżankom z pokoju, że całowałam się z Adamem.
- Uuu, opowiadaj – piszczą przejęte
- Przez butelkę… dodaję i zasypiam
Adam nigdy nie miał żadnej dziewczyny, choć kilka na niego polowało. Ta jego niedostępność była pociągająca. Ale jego pragnieniem była służba w domu Betel, czyli w Biurze Oddziału, które to kieruje działalnością organizacji w danym kraju. To z tego miejsca zarządza się, wydaje dyspozycje, instrukcje, literaturę, to tam do działu prawnego Świadkowie mają zalecone zgłaszać pedofilów, zamiast na policję.
Aby się dostać do Betel Sztywniak skończył dobre studia na politechnice, oczywiście ku chwale Pana, nie dla kariery. Dopiął swego.