wcale nie trzeba wybierać, nie można dać jedzenia i fizycznego i duchowego? Jedno drugiego nie wyklucza
jaki cel znalazłam?
Wybacz, twoją wypowiedź zrozumiałam tak, że gest poratowania kogoś doraźną pomocą, jest mało istotny i uważasz, że prawdziwa pomoc, to udzielenie mu wskazówek biblijnych.. Tak naucza WTS, a ja się z tym nie zgadzam. Wiem, że jest to nawiązanie do słów Jezusa o wodzie żywej, ale zauważ, że on sam dbał przede wszystkim, o komfort swoich słuchaczy. Karmił głodnych, uzdrawiał chorych, wskrzeszał zmarłych, pocieszał strapionych. Jeżeli ktoś jest głodny do tego stopnia, aby szukać w śmietniku jedzenia, nie ma dachu nad głową i ciepłej odzieży, to nawet obietnica życia wiecznego do niego nie trafi. Jeżeli ktoś nie ma zaspokojonych podstawowych potrzeb biologicznych, nie sądzę żeby pokrzepiły go wersety biblijne.
Druga kwestia, czy mamy pewność, że ta osoba nie zna Biblii i nie stosuje się do jej zasad? Dlaczego uważamy, że imigrant szukający jedzenia w śmietniku, znalazł się w tym położeniu z własnej winy? Skąd wniosek, że zapoznanie się z Biblią ułatwi mu znalezienie pracy i ułożenie sobie życia. Gdy byłam nastolatką, mój ojciec stracił pracę. Firma, w której pracował zwinęła się za granicę, nie wydając ludziom dokumentów. Został bez świadectwa pracy więc nie mógł zarejestrować się w pośredniaku, w opiece społecznej nie mógł przedstawić dochodów. Bezrobocie było wtedy ponad 20% więc mimo wysiłków, pracy szybko nie znalazł. Mama chorowała. Pół roku przeżyliśmy tylko dzięki jego i moim dorywczym pracom i wsparciu rodziny. Ale poznałam biedę i głód. Matka wydzielała nam jedzenie, czasem był wybór albo kolacja, albo śniadanie. Chodziłyśmy wtedy na zebrania i czytałyśmy Biblię, prowadziłyśmy studium rodzinne. Ze zboru dostałyśmy stertę starych ubrań i zachętę do modlitwy...
Jaki cel znalazłaś? Wybacz, pomyliłam się. Chodziło mi o sens, sens życia, który można odnaleźć w Biblii.