Był nadzorca obwodu, który utrzymywał, że najlepsza pora na zbiórkę do służby to godzina 9:00, tak, żeby o 9:30 być już na terenie. Również w soboty i niedziele. Oczywiście nam doświadczenie podpowiadało co innego - pukanie do ludzi w weekend o 9:30 skutkowało często budzeniem lub wyrywaniem ich do drzwi w piżamach i ogólnie nieprzyjemnymi sytuacjami. Ale nadzorca obwodu wiedział lepiej i każdy kto twierdził inaczej był niepokorny.
Innym absurdalnym wg wielu zaleceniem, tym razem z samej centrali w USA było zwracanie się do braci z mównicy tylko po nazwisku. Nie po imieniu, nie „imię nazwisko”, tylko po samym nazwisku. Może w USA to brzmi naturalnie, może w dużych miastach jakoś to się sprawdza. Ale w małych, praktycznie rodzinnych zborach brzmiało to strasznie sztucznie, nienaturalnie. Zamiast poprosić o wypowiedź Lenę miałem mówić „proszę siostra Trębacz”? Bez sensu. Oczywiście ponieważ zalecenie przyszło z góry w formie listu do starszych to nie było zmiłuj, a wszelkie próby dyskusji nad zasadnością tego zarządzenia w naszym konkretnym zborze - niemile widziane.
Nie sposób wspomnieć tu o wszystkich wymysłach miejscowego grona starszych, ale efekt był zawsze ten sam - jeśli się z czymś nie zgadzałem to nawet jeśli miałem ku temu dobre powody - była to oznaka braku pokory. Oczywiście zdaje sobie sprawę, że opisałem sytuacje dość lajtowe, bo na szczęście w trakcie mojej krótkiej kariery na tym stanowisku nie miałem bardziej ekstremalnych, ale potrafię sobie wyobrazić co mógł czuć starszy z jakimkolwiek kręgosłupem moralnym, któremu np. kazano się zamknąć, gdy w grę chodziło krzywdzenie dzieci.