Przypomniały mi się czasy Liceum
Był ksiądz prowadzący religię (Oczywiście beze mnie, ja dzieciak orga)
Koledzy mówili, że spoko typ ma dobre podejście do młodzieży.
Na mnie też robił dobre wrażenie. Był tolerancyjny, nawet mówił do mnie dzień dobry (zamiast szczęść...)
Jedyne co mnie zdziwiło to Jego odpowiedź na pytanie kolegi.
Wywołane pośrednio przeze mnie. Na lekcji bilogii zapytałem kumpla : tutaj uczysz się, że człowiek pochodzi od małpy a na religii, że Adam i Ewa zostali stworzeni. To jak to właściwie jest. On zapytał księdza i przekazał że opis stwarzania trzeba traktować jako legendę.
Swoją drogą nawet nie wiem jakie jest stanowisko KK w tej sprawie.
Ale jak by nie było ksiądz sprawiał pozytywne wrażenie.
Do czasu.
Okazał się innym człowiekiem jak leżałem w szpitalu i przywieźli go do sali obok.
Tyle przekleństw nie słyszałem nawet od kolegów... z ciekawszych rzeczy :
Rozmawiał przez telefon z innym księdzem, że jakaś menda (przełożony) przegrał w karty i nie dotrzymał obietnicy, niestety nie wiem jakiej. Wychodził zapalić średnio co godzinę.
Chamsko bajerował pielęgniarki a one, nie wiem do dziś czemu, pozwalały mu na to. Tylko się głupio uśmiechały. Rozmawiał z innym pacjentem w swojej sali określając bycie księdzem jako
zwykła praca. Mówił, że większość ma takie podejście.
I tutaj widzę różnicę miedzy księdzem a starszym.
Ksiądz jak się zorientuje w jakim bagnie tkwi potrafi długie lata tak żyć, bo to po prostu jego praca.
Straszy jak się zorientuje raczej długo nie pociągnie. Nie ma z tego korzyści. Chyba tylko ci najbliżej koryta Worwick mogą tak latami.