Jeżeli organizacja kogoś rzeczywiście skrzywdziła to chciałabym widzieć mnóstwo wygranych procesów przeciwko organizacji. Jakoś tego nie widzimy z mężem a tak wiele osób tutaj próbuje walczyć i posądzać organizację, na razie bez skutecznie.
A wiesz dlaczego tak jest?
Bo nikt nam nie wierzy... Nawet Ty A wiesz czemu? Bo Świadkowie Jehowy stworzyli taki wizerunek, który ciężko powiązać z tym co się dzieje z niektórymi z nas. Są niezwykle podstępni.
Jak ojciec rodziny przykładny obywatel, który za zamkniętymi drzwiami znęca się nad swą rodziną psychicznie wywołując u nich ciągłe poczucie winy. Ale każdy ma inną psychikę, dla jednego nie jest to takim problemem jak dla innego, jeden potrafi sobie z tym poradzić inny nie.
Moja mama wiedziała, że świadkowie Jehowy to spoko są ludzie, nie piją nie palą ogólnie oh ah -miała wielu znajomych wśród nich...
Kiedy ja 14 latek zacząłem zadawać się z nimi, ona nie miała nic przeciwko. Ale po wielu latach zobaczyła PRAWDZIWE niebezpieczeństwo jakie organizacja niesie dla ludzi. Dorosły facet z rozjechaną ciągłym poczuciem winy i ciągłym strachem psychiką - jej syn postanawia ze sobą skończyć. Ona wie, że stało się to pod wpływem rozmów ze starszymi, że organizacja na pewno nie pomoże, kiedy naprawdę pomóc trzeba, wręcz przeciwnie unicestwi resztki poczucia własnej wartości zniszczy człowieka, ona to już wie. Czy cofnęła by czas? Czy, zabroniłaby mu się spotykać z tymi jakże miłymi, tak dobrze wychowanymi, tak grzecznymi ludźmi? Ale nie wiedziała wtedy, ale jest już za późno.
Jej syn trafia do szpitala - płukanie żołądka potem pobyt na oddziale psychiatrycznym, ale to nie pomaga, bo on chce tylko jednego - ich akceptacji - akceptacji ich srogiego boga, tak nie przejednanego tak nie rozumiejącego ludzi, nie rozumiejącego, że tylko są ludźmi, tylko to się liczy tylko to może wybawić go od śmierci... ból jest nie do zniesienia. Jakoś powoli się zbiera, ale depresja towarzyszy cały czas, żyje ale czy potrafi tym życiem się cieszyć? A matka jego z kobiety wesołej znajdującej dobro we wszystkich ludziach pełnej nadziei staje się tylko cieniem. Sytuacja zabija w niej to co w niej najweselsze i najpiękniejsze, gdzie podział się ten inteligentny żart? Ta radość życia, zarówno w niej jak i w nim? Wesoły rzucający dowcipami młody człowiek nie ma już na to ochoty, pogrąża się w bezdennej szarej mgle smutku. Szary mglisty deszcz - jego życie. Po dwóch latach przez chmury zaczyna przeświecać słońce odnajduje w sobie iskierkę radości - siebie z wcześniejszych lat, znowu podejmuje działalność teokratyczną. Rozpędza się, kochani starsi przypominają sobie - mają jeszcze jakieś stare sprawy do załatwienia. Mglisty dzień wraca, zbierają się chmury czarne i groźne... Komitet sądowniczy - nieoceniona pomoc - ostatecznie on porzuca to co kocha - musi by przeżyć, nie nie wolno mu się z nimi spotykać, och jak dobrze, poczucie winy zabiłoby go, nie jest godny być wśród tak świętych ludzi.
Tylko jeden z jego starych przyjaciół o nim pamięta, czasem odwiedza go, chodzą wtedy po lasach. Nie wolno im jawnie, przyjaciel mógłby mieć problemy. Wiele - 5 lat smutku i zabitych marzeń, w poczuciu, że żyć jest - niegodny, że Bóg go nie chce. Żegna matkę - otwarta trumna, gdy ją zamkną już jej nie ujrzy, łzy cisną się - odeszła w poczuciu bezsensu i smutku zgotowanej przez religię ludzi, tak grzecznych, tak dobrze wychowanych... Mijają jeszcze 2 lata on chce wrócić do tej religii przygotowuje się, chce walczyć z odstępcami chce ich niszczyć, przygotowuje się.
Poznaje odstępcze argumenty , szuka w nich dziury wie, że prawda organizacji obroni się, widzi manipulacje jej przeciwników, ale w końcu, odkrywa ze zdumieniem, że to wszystko ściema, że nie ma żadnego 1914, że nie ma żadnego raju, że Boga na pewno nie ma tam, gdzie on chciał iść. Pora na przebudzenie, każdy ma inne on ma bolesne. Stany lękowe, strach przed śmiercią, strach strach strach - już się źle czujesz już głowa pęka - tam jest guz, serce boli - to zawał - niedobrze mi - mdleję - zaraz upadnę, muszę coś zrobić, wszystkie badania w porządku zero problemów. Głowa głowa tylko głowa tylko podświadomość - psychiatra. Ona nie wierzy! Nie wierzy! To nie wina świadków tacy wspaniali ludzie taka wspaniała organizacja przyczyna musi być inna, ale leki są, leki.
Porzucenie organizacyjnych myśli zająć umysł czymś innym. Gra w piłkę spotkania z nowymi przyjaciółmi, docenianie - radość życia, wraca dawny on, powolnie, ale wierzy, wierzy, że jest coś wart, że nie potrzebuje tych grzecznych dobrze wychowanych ludzi. Dociera coraz więcej głosów, że wielu po wyjściu z organizacji ma podobne problemy. Stary znajomy, który odszedł, dostaje paraliżu, wylew? Badania... Nic! Wszystko w porządku - psychiatra słucha historii... ze zdumienia otwiera szeroko oczy. Przecież to tacy grzeczni, dobrze wychowani ludzie... remontują stadiony...
Nabocie chciałbym być Tobą. Czytać sobie tylko takie historie w internecie i zupełnie nie traktować ich poważnie, bo przecież są takie subiektywne, bo jakoś "nie widzimy z mężem tych wszystkich wygranych procesów".
Nabocie! Powiesz mi jeszcze coś fajnego? Coś tak fajnego żebym przestał się czuć skrzywdzony przez tą organizację. Może powiedz, że nie wygrałem jeszcze żadnego procesu, więc nie powinienem się czuć skrzywdzony. Powiesz?