Te słowa ja już znam z roku 1975, to odgrzewane kotlety.
wygląda na to że "straszenie" zaprzestaniem głoszenia jest stałym elementem "oferty" świadków Jehowy.
Wyżej Dianne udokumentowała taką wypowiedź z 2018, a Roszada z lat 70-tych XX wieku.
A ja doskonale pamiętam podobne wypowiedzi z 1989 i 1990 i 1991 które w formie ustnej padały na tyle często, że wiele osób w zborze szykując się do kolejnych kampanii z traktatami zastanawiało się na głos czy to już ostatnia kampania i czy wielki ucisk nie rozpocznie się za kilka miesięcy.
później po 1995 nieco sobie wszyscy odpuścili (zwłaszcza po zmianie światła o pokoleniu 1914 roku) ale prywatnie wiele osób wyrażało opinie że to "cisza przed burzą" w domyśle burzą Armagedonu.
krótko po 2000 roku (moje ostatnie miesiące w zborze, który opuściłem w grudniu 2002) także nastrój oczekiwania oparty na wersecie że "w dniu gdy sie nie spodziewacie, Pan wasz przyjdzie" rozumianym w ten sposób że świat "właśnie teraz się nie spodziewa", bo przed 2000 rokiem była masa różnych przepowiedni ze strony różnych ludzi, aż to się wszystkim przejadło i teraz sie nie spodziewają i mogą zdziwić sie, gdyby koniec nastał w ciągu najbliższych miesięcy.
sumując: w każdym czasie świadkom Jehowy towarzyszy oczekiwanie że "jeszcze chwileczka jeszcze momencik" i skończy się głoszenie, a niebiański pluton egzekucyjny po ich osiedlu zacznie się kręcić. "Rozsądny wydaje się wniosek", że to stały element "oferty" tej sekty.