Epizod 11. W którym Bobkowscy usiłują uwrażliwić nadzorcę podróżującego na problematykę Bogumiła
- Nie ten garnitur, Paweł!– ofuknęła małżonka Justyna – ten od Armaniego ubierz, musimy się prezentować na tym obiedzie.
- W tym też się prezentuję.
- Ale nie tak jak w Armanim. To unikalna szansa, by przeciągnąć nowego nadzorcę obwodu na naszą stronę i uwrażliwić go na problem Bogumiła. W tej rozgrywce potrzebujemy sojuszników na wysokich stanowiskach. A jak pewnie pamiętasz, poprzedni podróżujący miał sztamę z Bogumiłem.
Zadzwonił dzwonek do drzwi. Justyna zajrzała przez Judasza spodziewając się, że restauracja właśnie przywiozła catering, ale to byli podróżujący.
- Cholera, Chrumkacze już tu są, polecę po Piotrusia na górę, a ty im otwórz i staraj się zrobić dobre wrażenie!
Justyna poleciała, a Paweł jak na pana domu przystało otworzył. Na ganku stali braterstwo Hugon i Martyna Chrumkacz. Oboje w sposób widoczny otyli i z wypisanym na twarzach wręcz naiwnym optymizmem i serdecznością.
- Jakże przyjemnie, jakże przytulnie, od razu widać komu Jehowa błogosławi! – zachwycał się brat Hugon wystudiowanym, donośnym, a zarazem łagodnym głosem godnym betelczyka bądź księdza.
- Prawda, nie narzekamy- stwierdził Paweł – żona poszła po syna, pozwólcie że zaprowadzę do jadalni.
- O tak, do jadalni! - ucieszyła się Martyna – bo my już głodni jak wilki!
- Albo jak świnki! – zażartował rubasznie brat Hugon.
Zeszła Justyna z ubranym w garnitur Piotrusiem. Przywitała się nader wylewnie, wkładając w ten akt wszystkie swoje umiejętności aktorskie.
- Wybaczcie, ale trochę będziemy musieli poczekać, bo zamówiłam catering z restauracji.
- Catering? To pewnie kosztowne, nie trzeba było – stwierdziła Martyna.
- Ależ żaden problem, dla takich gości wszystko. Zresztą w tym domu i tak się nie gotuje. Jemy na mieście, stać nas.
Po czym wywiązała się niezobowiązująca, budująca rozmowa podczas której brat Hugon zapytał Piotrusia kim chciałby zostać gdy dorośnie. Chłopiec stwierdził, że strażakiem.
- A jak ja byłem dzieckiem, to długo nie wiedziałem kim chcę zostać jak dorosnę – wspominał brat Hugon - Myślałem i myślałem, aż w końcu zdałem sobie sprawę, że nie chciałbym harować fizycznie. Chciałbym za to podróżować po świecie i żeby wszędzie gdzie się pojawię ludzie się mnie słuchali, karmili mnie, poili, gościli, nocowali i żebym miał w kieszeni jakąś gotówkę...i tak zostałem nadzorcą podróżującym. A jak spotkałem Martynkę i się okazało, że ona taka sama jak ja, to już wiedziałem, że nigdy się nie rozstaniemy!
Martynka roześmiała się serdecznie. Justyna szturchnęła męża w bok, dając mu do zrozumienia, że powoli czas przejść do rzeczy.
- A właśnie! Na dzisiejszym spotkaniu ze starszymi nie widziałem Bogumiła Kozła – stwierdził brat Hugon. - Wspomniano że chory, co z nim? Bo musicie wiedzieć, że my z bratem Bogumiłem znamy się od lat i w ogień byśmy za nim poszli!
- W ogień! - wtórowała siostra Martyna.
- Brat Bogumił w łóżku – wychrypiał oniemiały Paweł – grypa go rozłożyła.
- Oj, to niedobrze. Musimy go Martynko w wolnej chwili koniecznie odwiedzić!
Zadzwonił dzwonek do drzwi. To przyjeżdżał spóźniony catering.
- Och, ileż tu dobra – zachwycał się spoglądając na pełny potraw stół Hugon. - Aż mi ten dostatek przypomina jak parę lat temu brat Bogumił zaprosił nas do domku w górach, pamiętasz Martynka? Wyobraźcie sobie, patrzymy a brat Bogumił z trudem taszczy takiego indora ogromnego, że aż w dwóch rękach ciężko unieść. A ten indor nabity w środku nadzieniem. Co tam było w tym nadzieniu, Martynka, pamiętasz?
- Podroby były na pewno i ryż.
- O tak. No i patrzymy, a brat Bogumił tego indora na ruszt, piwkiem podlewa, do tego ziemniaczki w mundurkach pieczone w żarze. Mówię wam, jak żeśmy sobie u niego pojedli, a naleweczek popili! Do dzisiaj to wspominamy. Taki starszy to dla waszego zboru prawdziwy skarb. Doczekać się nie możemy, aż któregoś dnia zaprosi nas w góry ponownie. Może tym razem na dziczyznę, bo musicie wiedzieć, że brat Bogumił należy do kółka łowieckiego.
Paweł skinął głową z rezygnacją, w pełni świadomy tego, że szukanie sojuszników w nowych podróżujących jest skazane na porażkę. Zaczęli jeść prowadząc już tylko kurtuazyjną rozmowę.
- Spróbuj Martynka tego kurczaczka, nadziewany jest – zachęcał brat Hugon – prawie tak dobry jak to, co zaserwował nam brat Bogumił!
Koniec epizodu jedenastego