Wracając do tematu historii z mojego pięknego życia, opowiem krótką historyjkę o mojej poprzedniej dziewczynie i przyjacielu, generalnie wszystko zaczęło się w roku 2011 kiedy to poznałem pioniera który przyjechał z innego miejscowosci do naszej, wiadomo po co. Wtedy mając zaledwie 12 lat on był koło 20stki studiował ze mną i wiadomo ciągnął za sobą do org. Z czasem zacząłem dorastać, miałem już około 16-17 lat (aktualnie 19) zaprzyjaźniłem się z nim. O dziwo, pomimo tego że był pionierem można z nim było pogadać na wiele tematów i nawet jak coś się odwaliło nie sprzedawał mnie do starszych, oczywiście nie mówię o grzechach, tylko o rzeczach typu że spotykalem się z tą i tamtą, ogólnie wiadomo jak to chłopaki swoje mieli w głowie. Wszystko się zmieniło pewnego dnia kiedy była impreza, ja wtedy byłem w związku z dziewczyną ze świata (o tym mój przyjaciel nie wiedział, z tym na bank by mnie sprzedał). Ogólnie, nie rozumiem czemu ale w zborach często młode siostrzyczki wyobrażają sobie za wiele kiedy po prostu chcesz być miły. Dałem jej jedynie garnitur bo było jej zimno, po tym wszystkim spotkałem się z nią kilka razy tak o, po czym po prostu przerwałem spotkania bo widziałem że ona sobie za dużo wyobraża w stosunku do mnie. Wtedy rodzice dowiedzieli się od braciszka pewnego że mnie widziano z dziewczyną za rękę. Skubany był niezły bo widziałem gnoja jak z nią szedłem. O 17:41 mnie widział bo patrzyłem na zegarek, a potem sprawdziłem telefon ojca, dzwonił do niego o 17:43 czyli zaraz po tym jak mnie zobaczył... Wtedy zaczęły się dramaty, ta siostrzyczka że zboru odwaliła akcje na caly zbór że narobiłem jej nadziei, a byłem z inną i to że świata i jak to można, a znowusz mój przyjaciel, był związany z przyjaciółką tej siostrzyczki która wyobrażała sobie za wiele. Oczywiście plotki ploteczki, trochę dolozonego od siebie i wiadomo jaki to ja jestem zły. Żeby było śmieszniej, mój "przyjaciel" dzień wcześniej mnie sprzedał do starszych bo zobaczył moje smsy z dziewczyną, ale że na następny dzień już wszystko samo sie wyjaśniło to widocznie nie zdążyli jeszcze że mną pogadać. Wtedy straciłem dokładnie wszystkie przywileje, w zborze nie mogłem robić nic prócz chodzenia do służby, bo robiłem źle i postępowałem źle więc nie zasługiwałem, a w tej małej zaduszonej gównem społeczności kiedy tylko wchodziłem na salę każdy się krzywo patrzył, bo doskonale nawet lepiej ode mnie każdy wiedział co było i co się stało. Kiedy wchodziłem na salę to wychodziłem z auta przed samym rozpoczęciem, a wychodziłem od razu po. Zawsze siadałem z tyłu żeby nie czuć na sobie wzroku innych i tej pogardy. Były dwie rozmowy że starszymi, z dziewczyną zerwałem, kiedy się dowiedzieli ze koniec to odpuścili, od tamtego czasu nikt nawet nie pytał co u mnie i jak się czuje, to już działo się po chrzcie oczywiście, nie było mnie na zebraniu, czy na zbiórce, nikt się nawet w ten sposób nie interesował, po jakiś 6 miesiącach takiej wegetacji wysłano do mnie. Oczywiście wiadomo, służba, zebrania i czytanie Biblii, więc nic nowego się nie dowiedziałem, prócz wielu pytań co jak dlaczego, ale co miałem mówić, powiedzieć o rzeczach za które miałbym problemy? Podziękuję. Już nie chodzi tylko o poglądy i wierzenia, ale ja stamtąd zostałem praktycznie wykluczony że społeczności mimo że mnie nie wykluczono, pogadać nie było z kim, zwykle mnie unikano i nikt specjalnie nie chciał rozmawiać, kiedy rodzice powiedzieli że wykaz inicjatywę, tak samo powiedział starszy z którym chciałem pogadać bo czułem się nieakceptowany i odrzucony, że ssm powinienem wykazywać inicjatywę. Ale moje chęci szybko minęły, bo kto będzie chciał się zadawać z wyrzutkiem powszechnie znanym za złe towarzystwo, bo przecież teraz nawet w zborach jest złe towarzystwo. Nie dość że nie miałem nikogo w orgu, to kontakty z ludźmi ze świata miałem tak samo ograniczone przez rodziców, nie miałem nikogo bliskiego, sporo ludzi poznawałem przez internet w ukryciu przed wszystkimi. Nadal nie jest jakoś łatwo, ale z pewnością wydaje mi się że wszystko idzie w dobrym kierunku, oraz cieszę się, że zdałem sobie z tego sprawę w dość młodym wieku, a nie mając np 40 lat kiedy zmarnowane miałbym pół życia, jeśli mam dać komuś radę odnoście wstępowania do org powiem tak, jak ktoś lubi coś takiego, łażenie po domach, na zebrania, zdobywanie reputacji w zborze i zabawę w bycie wyżej w hierarchii to fajnie, idź tam, ale szybko takie chęci zabawy się wypalają, a jeszcze gorzej jest kiedy dowiadujesz się prawdy o tym całym brudzie który po prostu wylewa się stamtąd każdym możliwym otworem. Pozdrawiam wszystkich, oraz współczuję młodym ludziom, dzieciakom którzy tak samo jak ja, przez długi okres czasu nie będą mieli wyboru, a kiedy już wybiorą inaczej niż im się każe, to konsekwencje będą bardzo bolesne w postaci chociazby straty rodziny którą ja stracę. Szczerze nie polecam..