Natknąłem się na ten wątek i postanowiłem streścić przebieg mojej rozmowy telefonicznej ze starszym, jak to nie udało się mu zachęcić mnie do podpisania "kwitu".
24 maja po godz. 21-szej odebrałem telefon od starszego, który stwierdził, że nie ma mnie na zebraniach więc dlatego dzwoni i prosi mnie abym w związku ze zmianą przepisów świeckich jak najszybciej dostarczył podpisane "kwity", które przekazał poprzez moją żonę. Na to ja odpowiadam, że na początku myślałem, że ten "kwit" to jakiś żart ale zapoznałem się z tzw. polityką prywatności na stronie JW i w rezultacie tak czy siak nie podpiszę zgody na wykorzystywanie moich danych w takiej formie jak to ujęto w "kwicie". Zaskoczony ale mimo to bardzo serdeczny starszy pyta co mi nie pasuje, na co ja zwracam uwagę głównie na dwie kwestie z treści: "Zgadzam się również na to, by moje dane osobowe były przekazywane do jakichkolwiek współdziałających organizacji" oraz "Wyrażam zgodę na wykorzystywanie moich danych osobowych w sposób określony na wskazanej powyżej stronie z uwzględnieniem ewentualnych późniejszych zmian jej treści." Podsumowuję swoje stanowisko, że nie mogę zgodzić się in blanco na wszystko o czym ani ja ani on nie mamy pojęcia. Wciąż serdeczny starszy zapewnia mnie, że to nie o to chodzi, że nikt nie będzie handlował moimi danymi, że nic złego mi nie grozi, że to tylko wymóg sprostania prawu "Cezara", ż powinienem bardziej ufać Organizacji, że muszą przetwarzać dane gdybym chciał zostać pionierem, sługą, itd., itp. i kieruje moją uwagę na zapis "wyrażam zgodę na wykorzystywanie moich danych osobowych, tak bym mógł uczestniczyć w niektórych rodzajach działalności religijnej będących wyrazem mojego sposobu wielbienia Boga oraz uzyskiwać wsparcie pod względem duchowym.". Ja odpowiadam, że nie potrzebuję niczyjej zgody i nie muszę nic podpisywać jeśli chcę wielbić Boga a indywidualnej pomocy duchowej to nie otrzymałem przez prawie 30 lat, więc czy podpiszę czy nie to nic się dla mnie nie zmieni. Teraz już zdecydowanie mniej serdeczny starszy stwierdza, że prawie 100 osób podpisuje a ja mam problemy i coś mi nie pasuje. Wtedy odpowiadam mu, że podał mi myśl która przywodzi mi do głowy fajny dający do myślenia przykład. Mówię, że gdy Gedeon wybrał 300 żołnierzy to był to właśnie wybór 1 ze 100 i być może teraz podobny odsiew jest dokonywany. Na to wyraźnie poirytowany starszy stwierdza, że mogę sobie robić co chcę, moja decyzja, ale mam mieć świadomość, że wylatuję z kartoteki zborowej i tablicy na sali. Na co ja odpowiadam, że trudno i nie wpływa to na moją więź z Bogiem. Życzymy sobie dobranoc i kończymy rozmowę.